Czwartek, 29 sierpnia 2013
Radom-Warka przez Pionki - S2 część pierwsza
Od dawna planowana wyprawa z synem , która z zamysłu miała być dwudniowa z nocowaniem w namiocie, ale że noce zimne i namiotu małego brak została podzielona na dwie części. Zaczynamy od Radomia i kierujemy się na Warszawę w generalnej marszrucie opisanej jako S2 w regulaminie tej oto odznaki..
Do Radomia oczywiście trzeba się jakoś dostać, że pospaliśmy dłużej to w wielkim pośpiechu pakujemy się i w tempie wyścigu dla amatorów gnamy na pociąg KM do Gabryelina czyli stacji Czachówek Południowy. Na stacji jesteśmy na 2 minuty przed przyjazdem pociągu, zgrzani i zdyszani wsiadamy do zmodernizowanego EN57, który nie ma już przedziału służbowego czy jak to się kiedyś nazywało dla podróżnych z większym bagażem ręcznym, dziś te pociągi to prawie open space ze śmiesznym kibelkiem z półokrągłymi przesuwnymi drzwiami , a potem już tylko 1h38' jazdy do Radomia. Można obejrzeć mapy, luknąć do przewodnika, mniej więcej przed Lesiowem przyszedł pan Kierownik , mocno zainteresowany naszymi planami rowerowymi, od słowa do słowa poznaliśmy szanownego tatę pana kierownika , który mimo 84 lat dalej jeździ wszędzie na rowerze. Nas akurat to nie dziwi, ale wyraźnie dziwi szanownego pana Kierownika.
Gadu gadu i jesteśmy w Radomiu, gdzie wita nas zmodernizowany , pachnący świeżością dworzec. Kiedy przesiadaliśmy się tu w drodze do Kielc w końcu maja, jeszcze był zamknięty i w remoncie a teraz szyk!
No dobra ale w Radomiu trzeba coś zobaczyć więcej niż dworzec kierujemy się zatem ku miejscu które tytułują Kazimierzowskim Miastem.
Najpierw trafiamy na kościół farny - no i niestety kicha. Kościół zamknięty na wszystkie spusty.
Kilka fotek i jadymy dalej Kilkadziesiąt metrów
i trafiamy na rzeczone Kazimierzowskie Miasto. Oto i ono.
Niemal puste, ale nawet takie wyglądowe. Syn zajrzał do Muzeum Malczewskiego
i prawie go tam wciągnęli do środka, nie było go z kwadrans a poszedł tylko po stempelek do książeczki krajoznawczej. Mówił , że byli nad wyraz wylewni. Co za dzień to już drudzy w dniu dzisiejszym.
Stąd zjeżdżamy lekko w dół do najstarszej części Radomia, do grodziska Piotrówka. Drogi przeważnie z kocich łbów lub starej kostki, mało plomby z zębów nie powypadają.
Piotrówka nic nadzwyczajnego ale bądź co bądź to pierwociny grodu Radomia, ominąć byłoby niesłusznie
Po kilkunastu minutach czas jednak ruszyć przed siebie. Straciliśmy i tak przeszło godzinę na pobieżne zerknięcie na Radom. Jak to w każdym mieście najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest z niego wyjechać, na szczęście w miarę sprawnie odnaleźliśmy podpowiedzianą nam ulicę Struga , którą wyjechaliśmy na Kozienicką, a tej nazwa już wskazuje ,że kierunek właściwy. Od ronda wylotowego ze 2 lub 3 km jedziemy całkiem fajną ścieżką rowerową , która się kończy na granicy miasta dalej drogą 727 do Poświętnego,
które nas zaskakuje ładnym kościołem.
Potem jeszcze wizyta na starym cmentarzu w poszukiwaniu grobu powstańców styczniowych . Po obfotografowaniu wszystkiego jedziemy do Pionek, mijając po drodze kilka fajnych klasycystycznej urody budynków. Głównym celem miał być skansen leśnej kolejki wąskotorowej. Nie był bo zlikwidowany,
jedynie powitała nas brama:
Potrzebujemy kolejną pieczątkę potwierdzenie- tym razem ja wchodzę do miejscowej dyrekcji leśnej. Wchodzę i znikam na 20 minut trafiając na bardzo miła panią , która zajmuje się promocją i turystyką w leasach Puszczy Kozienickiej. Troche błysnąłem wiedzą , trochę zrobiły swoje wczesniejsze pieczątki , na które miła pani rzuciła okiem i.... stałą się nad wyraz wylewna. Jak wspomniałem tym razem ja na rozmowie wyjątkowo sympatycznej straciłem 20 minut. Wszedłem na chwilę i zniknąłem, na szczęście syn był cierpliwy a jego znudzenie udobruchałem prezentami - przewodnikiem turystycznym i mapą wydanymi przez Dyrekcję Lasów w Radomiu, świeżo otrzymanymi od miłej interlokutorki. Na drogę dostaliśmy jeszcze kilka wskazówek jak minąć asfalt i drogami leśnymi podążać do Brzózy. Ruszyliśmy więc przez las i nie zgubiliśmy się. Grzybiarzy nie było , trafiliśmy tylko na jakąś nimfę leśną, z urody jakąś "Rumunkę" , wymalowaną jak na odpust.Po skąpym "stroju roboczym" domyślilismy się ,że to nie służba leśna. A potem jeszcze ze 12 kilometrów i dotarliśmy do Brzózy. Niewielki rynek, a może park,
kościół, Nepomuk i w drogę do pobliskiego Głowaczowa. Coraz późniejsza pora powoduje,że zaczynamy odfajkowywać miejscowe atrakcje . Po kilku minutach jedziemy dalej tym razem kierunek to Studzianki Pancerne.
Wioska wymarła. Nikogo nie spotkaliśmy kilka chwil na miejscowym mauzoleum
i w dalszą drogę do Grabowa. Początkowo mamy ładny asfalt, który po ok 1 kilometrze się kończy potem czerwonym szlakiem i leśną drogą, niestety miejscami piaszczystą kierujemy się do wsi Koziołek. Istny skansen drewniany z 80 kilometrów od Warszawy, niewiele się rozglądamy bo znów zaczął się gładziutki asfalt więc rura . Naszym celem jest Grabów. Gadając sobie po drodze nawet nie zauważyliśmy gdy dojechaliśmy do wjazdu na 730kę do Warki. Po kilku minutach jesteśmy w środku wsi. Kilka fotek i jedziemy śpiesznie na stację.
Niestety nie dość śpiesznie , gdyż pociąg nam odjeżdża 6 minut przed naszym przybyciem. Krótka narada wojenna i jedziemy do Warki, ale nie cofamy się do szosy, tylko jak nam podpowiedział miejscowy po drugiej stronie torów jest równoległa droga leśna, która doprowadzi nas prawie pod most. Czerwony pieszy szlak nam odradził- zbyt piaszczysty I rzeczywiście po przejściu przez tory trafiamy na zielony szlak rowerowy, który prowadząc przez sosnowy las nie szczędzi nam złamanych gałęzi, korzeni, szyszek, a ostatnie (jak się okazało) 500 metrów przed wyjazdem na asfalt było niestety zaorane po sadzeniu lasu. Ostatnie 2 lub 3 kilometry jedziemy już na luzie, i tak mamy zapas czasu do pociągu. Liczymy, że przyjedzie piętrus . Przyjechał ale to był opóźniony przyśpieszony do Radomia a nasz okazał się być pojedynczy skład EN 57.
Potem pozostało jeszcze wrócić ze stacji do domu i wsio na ten dzień.
Przepraszam, za niektóre zdjęcia, aparat w kieszeni na plecach zapocił się i część zdjęć niestety jest stracona, pozostały tylko niektóre a i one są miejscami rozmyte.
Do Radomia oczywiście trzeba się jakoś dostać, że pospaliśmy dłużej to w wielkim pośpiechu pakujemy się i w tempie wyścigu dla amatorów gnamy na pociąg KM do Gabryelina czyli stacji Czachówek Południowy. Na stacji jesteśmy na 2 minuty przed przyjazdem pociągu, zgrzani i zdyszani wsiadamy do zmodernizowanego EN57, który nie ma już przedziału służbowego czy jak to się kiedyś nazywało dla podróżnych z większym bagażem ręcznym, dziś te pociągi to prawie open space ze śmiesznym kibelkiem z półokrągłymi przesuwnymi drzwiami , a potem już tylko 1h38' jazdy do Radomia. Można obejrzeć mapy, luknąć do przewodnika, mniej więcej przed Lesiowem przyszedł pan Kierownik , mocno zainteresowany naszymi planami rowerowymi, od słowa do słowa poznaliśmy szanownego tatę pana kierownika , który mimo 84 lat dalej jeździ wszędzie na rowerze. Nas akurat to nie dziwi, ale wyraźnie dziwi szanownego pana Kierownika.
Gadu gadu i jesteśmy w Radomiu, gdzie wita nas zmodernizowany , pachnący świeżością dworzec. Kiedy przesiadaliśmy się tu w drodze do Kielc w końcu maja, jeszcze był zamknięty i w remoncie a teraz szyk!
No dobra ale w Radomiu trzeba coś zobaczyć więcej niż dworzec kierujemy się zatem ku miejscu które tytułują Kazimierzowskim Miastem.
Najpierw trafiamy na kościół farny - no i niestety kicha. Kościół zamknięty na wszystkie spusty.
Radomska fara- nie ma jak zrobić zdjęcia, wszędzie zbyt ciasno by objąć całość jednym kadrem© teich
Kilka fotek i jadymy dalej Kilkadziesiąt metrów
Grodzka- ulica , nie Anna© teich
i trafiamy na rzeczone Kazimierzowskie Miasto. Oto i ono.
Pusty Rynek i miejscowy ratusz. Ludzi wywiało, albo nie lubią chodzić pod oknami władzy© teich
Piłsudczyk na Rynku przed Ratuszem, czeka zapewne na towarzyszy poległych pod Anielinem- Laskami© teich
Niemal puste, ale nawet takie wyglądowe. Syn zajrzał do Muzeum Malczewskiego
Muzeum Okręgowe w Radomiu- imienia Jacka Malczewskiego, dawne Kolegium Pijarów© teich
i prawie go tam wciągnęli do środka, nie było go z kwadrans a poszedł tylko po stempelek do książeczki krajoznawczej. Mówił , że byli nad wyraz wylewni. Co za dzień to już drudzy w dniu dzisiejszym.
Stąd zjeżdżamy lekko w dół do najstarszej części Radomia, do grodziska Piotrówka. Drogi przeważnie z kocich łbów lub starej kostki, mało plomby z zębów nie powypadają.
Piotrówka nic nadzwyczajnego ale bądź co bądź to pierwociny grodu Radomia, ominąć byłoby niesłusznie
Praradom czyli grodzisko Piotrówka© teich
Po kilkunastu minutach czas jednak ruszyć przed siebie. Straciliśmy i tak przeszło godzinę na pobieżne zerknięcie na Radom. Jak to w każdym mieście najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest z niego wyjechać, na szczęście w miarę sprawnie odnaleźliśmy podpowiedzianą nam ulicę Struga , którą wyjechaliśmy na Kozienicką, a tej nazwa już wskazuje ,że kierunek właściwy. Od ronda wylotowego ze 2 lub 3 km jedziemy całkiem fajną ścieżką rowerową , która się kończy na granicy miasta dalej drogą 727 do Poświętnego,
Drewniany Nepomuk w Jedlni© teich
które nas zaskakuje ładnym kościołem.
Za drzewami widoczny kościół w Poświętnem© teich
I ten sam kościół od frontu© teich
Potem jeszcze wizyta na starym cmentarzu w poszukiwaniu grobu powstańców styczniowych . Po obfotografowaniu wszystkiego jedziemy do Pionek, mijając po drodze kilka fajnych klasycystycznej urody budynków. Głównym celem miał być skansen leśnej kolejki wąskotorowej. Nie był bo zlikwidowany,
Tyle zostało ze skansenu wąskotorowej kolejki lesnej- NIC© teich
jedynie powitała nas brama:
A mówią "gość w dom- Bóg w dom"© teich
Potrzebujemy kolejną pieczątkę potwierdzenie- tym razem ja wchodzę do miejscowej dyrekcji leśnej. Wchodzę i znikam na 20 minut trafiając na bardzo miła panią , która zajmuje się promocją i turystyką w leasach Puszczy Kozienickiej. Troche błysnąłem wiedzą , trochę zrobiły swoje wczesniejsze pieczątki , na które miła pani rzuciła okiem i.... stałą się nad wyraz wylewna. Jak wspomniałem tym razem ja na rozmowie wyjątkowo sympatycznej straciłem 20 minut. Wszedłem na chwilę i zniknąłem, na szczęście syn był cierpliwy a jego znudzenie udobruchałem prezentami - przewodnikiem turystycznym i mapą wydanymi przez Dyrekcję Lasów w Radomiu, świeżo otrzymanymi od miłej interlokutorki. Na drogę dostaliśmy jeszcze kilka wskazówek jak minąć asfalt i drogami leśnymi podążać do Brzózy. Ruszyliśmy więc przez las i nie zgubiliśmy się. Grzybiarzy nie było , trafiliśmy tylko na jakąś nimfę leśną, z urody jakąś "Rumunkę" , wymalowaną jak na odpust.Po skąpym "stroju roboczym" domyślilismy się ,że to nie służba leśna. A potem jeszcze ze 12 kilometrów i dotarliśmy do Brzózy. Niewielki rynek, a może park,
Park w Brzózie, bardzo zadbany aż miło zspojrzeć,że tak mała społeczność potrafi troszczyć się o dobro wspólne© teich
kościół, Nepomuk i w drogę do pobliskiego Głowaczowa. Coraz późniejsza pora powoduje,że zaczynamy odfajkowywać miejscowe atrakcje . Po kilku minutach jedziemy dalej tym razem kierunek to Studzianki Pancerne.
Wioska wymarła. Nikogo nie spotkaliśmy kilka chwil na miejscowym mauzoleum
Mauzoleum na skraju wsi Studzianki Pancerne, na postumencie T34 z działem 76 mm i numerem taktycznym 214© teich
i w dalszą drogę do Grabowa. Początkowo mamy ładny asfalt, który po ok 1 kilometrze się kończy potem czerwonym szlakiem i leśną drogą, niestety miejscami piaszczystą kierujemy się do wsi Koziołek. Istny skansen drewniany z 80 kilometrów od Warszawy, niewiele się rozglądamy bo znów zaczął się gładziutki asfalt więc rura . Naszym celem jest Grabów. Gadając sobie po drodze nawet nie zauważyliśmy gdy dojechaliśmy do wjazdu na 730kę do Warki. Po kilku minutach jesteśmy w środku wsi. Kilka fotek i jedziemy śpiesznie na stację.
No i odjechał , następny za dobre 50 minut© teich
Niestety nie dość śpiesznie , gdyż pociąg nam odjeżdża 6 minut przed naszym przybyciem. Krótka narada wojenna i jedziemy do Warki, ale nie cofamy się do szosy, tylko jak nam podpowiedział miejscowy po drugiej stronie torów jest równoległa droga leśna, która doprowadzi nas prawie pod most. Czerwony pieszy szlak nam odradził- zbyt piaszczysty I rzeczywiście po przejściu przez tory trafiamy na zielony szlak rowerowy, który prowadząc przez sosnowy las nie szczędzi nam złamanych gałęzi, korzeni, szyszek, a ostatnie (jak się okazało) 500 metrów przed wyjazdem na asfalt było niestety zaorane po sadzeniu lasu. Ostatnie 2 lub 3 kilometry jedziemy już na luzie, i tak mamy zapas czasu do pociągu. Liczymy, że przyjedzie piętrus . Przyjechał ale to był opóźniony przyśpieszony do Radomia a nasz okazał się być pojedynczy skład EN 57.
Potem pozostało jeszcze wrócić ze stacji do domu i wsio na ten dzień.
Przepraszam, za niektóre zdjęcia, aparat w kieszeni na plecach zapocił się i część zdjęć niestety jest stracona, pozostały tylko niektóre a i one są miejscami rozmyte.
- DST 108.00km
- Teren 12.00km
- Czas 06:00
- VAVG 18.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Grand
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ładna trasa, szkoda i zdziwienie, że katedra w Radomiu zamknięta. Czy będą nowe waypointy ?
surf-removed - 11:55 wtorek, 3 września 2013 | linkuj
A chałupa Czereśniaka w Studziankach stoi jeszcze?
yurek55 - 21:06 sobota, 31 sierpnia 2013 | linkuj
Pionki skasowały się tak ze trzy lata temu. O tle tej likwidacji różne opowieści krążyły, ale biorąc pod uwagę sposób działania jednego z głównych organizatorów skansenu i jego sposób działania wcześniej w innych przedsięwzięciach to trudno się dziwić.
oelka - 01:33 sobota, 31 sierpnia 2013 | linkuj
Komentuj