Informacje

  • Wszystkie kilometry: 48914.14 km
  • Km w terenie: 3443.40 km (7.04%)
  • Czas na rowerze: 97d 06h 34m
  • Prędkość średnia: 19.40 km/h
  • Suma w górę: 7314 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy teich.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2023

Dystans całkowity:1165.20 km (w terenie 169.20 km; 14.52%)
Czas w ruchu:61:25
Średnia prędkość:18.97 km/h
Suma kalorii:43052 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:46.61 km i 2h 27m
Więcej statystyk
Piątek, 30 czerwca 2023

Po lody

Ostatniego dnie czerwca solenizantkami są Lucyny i Emilie, zatem do sklepu po lody.
Przy okazji podsumowuję udany rowerowo czerwiec z rekordowym przebiegiem - 1165 km
  • DST 4.00km
  • Czas 00:27
  • VAVG 8.89km/h
  • Kalorie 147kcal
  • Sprzęt Sklepownik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 czerwca 2023

Na stację i od stacji

Przy okazji zatrzymałem się przy paczkomacie i zerknąłem do społecznej biblioteki w lodówce a tam taka ciekawa książka. Będzie co poczytać.
Ktoś wyrzucił tę książkę jako zbyteczną a ja od razu wziąłem się za lekturę.
Ktoś wyrzucił tę książkę jako zbyteczną a ja od razu wziąłem się za lekturę. © teich
  • DST 23.00km
  • Czas 01:01
  • VAVG 22.62km/h
  • Kalorie 845kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 czerwca 2023 Kategoria znasz li ten kraj

Garb Lubawski

Piątkowa wycieczka była zaplanowana już ponad 10 lat temu i czekała na dogodną chwilę, która nadeszła w piątek , w ostatni dzień czerwca. Wszystko zagrało, dzień urlopu, pogoda bez upału, komunikacja pociągowa, ochota do jazdy i wewnętrzne oczekiwanie.
Początek był wyzwaniem, bo trzeba było wstać o godzinie 3 rano, na szczęście o tej porze roku to już jest poranna szarówka. Dojazd rowerem do stacji Piaseczno na pierwszy pociąg do Warszawy, czyli na dworcu piaseczyńskim meldowałem się już o 4.25. Potem kilka minut na bilet z automatu a potem już na spokojnie obserwowałem schodzących się powoli podróżnych.
W oczekiwaniu na pierwszy pociąg na dworcu w Piasecznie
W oczekiwaniu na pierwszy pociąg na dworcu w Piasecznie © teich
Kilkanaście minut na dojazd do stacji Warszawa Zachodnia peron 9, potem dłuuuugi spacer aby dostać się do kładki nad budowanymi peronami Warszawy Zachodniej potem schodami w dół do hali dworcowej i by nie tracić czasu kolejny zakup w automacie tym razem bilet na pociąg Słoneczny, który kursuje do Ustki, przy czym ja wysiadam w połowie trasy na stacji Iława Główna. Pociąg Słoneczny to chyba jedna z bardziej dochodowych relacji Kolei Mazowieckich. Tłumów w nim nie było, jednak miejsce na rowery było szczelnie wypełnione.  Może dożyję czasów by ten pociąg prowadził dodatkowy wagon do przewozu rowerów jak to jest w jednym z pociągów Kolei Dolnośląskich  kursującym w Karkonosze.
Na pokładzie Słonecznego zmieściło się w jednym krańcu 10 rowerów. Po drugiej stronie pociągu było ich równie wiele.
Na pokładzie Słonecznego zmieściło się w jednym krańcu 10 rowerów. Po drugiej stronie pociągu było ich równie wiele. © teich
O godzinie 7.50 wysiadam w Ilawie i moje poświęcenie poranne miało sens- teraz praktycznie cały dzień mam na jazdę. W praktyce - muszę być w Działdowie na stacji najpóźniej o 13.45 by zdążyć na bezpośredni pociąg do Góry Kalwarii. To taka ciekawostka- z Góry Kalwarii nie ma żadnego bezpośredniego pociągu w ciągu doby do Działdowa, a z Działdowa są takie dwa jadące w relacji do Góry Kalwarii. Tak więc warunki brzegowe znam już na początku zostaje zatem wypełnić wnętrze radosną jazdą i poznawaniem Polski.
W każdym mieście mam zawsze na początek pewną trudność- jak wydostać się w określonym kierunku. W Iławie, przyszedł mi z pomocą zagadnięty taksówkarz, który wyczerpująco i jasno opisał wyjazd do tego po krótkim wypytywaniu gdzie i jak jadę przestrzegł przed krajową 15 do Lubawy. Podziękowałem i ruszyłem w drogę.
Pierwsze 12 kilometrów do Sampławy to bajka-poranny las, ciepło, pruskie klimaty nielicznych budynków i po przekroczeniu mostu na Drwęcy zaczyna się przygoda z Garbem Lubawskim.
Drwęca- rzeka graniczna między piastami chełmińskimi i krzyżakami ale również między Prusami i województwem pomorskim w 1939
Drwęca- rzeka graniczna między piastami chełmińskimi i krzyżakami ale również między Prusami i województwem pomorskim w 1939 © teich
Od mostu na Drwęcy w Rodzonych do wjechania w drogę nr 15 w Sampławie pozostało ok 2 kilometrów. Za to od Sampławy do Lubawy krajowa 15 spełnia czarny scenariusz przywołany przez taksówkarza z Iławy- jest wąsko jest duży ruch ciężarówek, nie ma pobocza. Dość powiedzieć ,że te 3,5 kilometra były koszmarem. Dwa razy ciężarówka omal się o mnie otarł, a jeden raz ok 500 metrów od skrętu na Lubawę zepchnęła mnie na koślawe pobocze. Dramatycznie i niestety bez żadnej alternatywy.
Nie mniej już w okolicach 9 jestem w Lubawie i rozkoszuję się klimatem tego małego miasteczka będącego stolicą ziemi lubawskiej.
Trafiam na otwarte kościoły, jednak w najważniejszym z nich - kościele św. Anny trwa msza i nie zdobywam się na czekanie by obejrzeć bogate wnętrze. Zapominam o spojrzeniu do notatek  i tym samym pomijam drewniany kościół św. Barbary. Szkoda, może jeszcze kiedyś będzie okazja?
Ruiny zamku biskupów chełmińskich w Lubawie.
Ruiny zamku biskupów chełmińskich w Lubawie. © teich
Wyjeżdżając z Lubawy popełniam kolejny błąd, zamiast wyjechać prosto z miasta i od razu kierować się na Rybno wyjeżdżam "obwodnicą" i do drogi obierającej , jak mi się wydawało "właściwy" kierunek dobijam z obwodnicą  jakieś 300 metrów za tym skrętem, co przy nieświadomości powoduje, że przez kolejne kilometry wypatruję bezcelowo odpowiedniego drogowskazu. Ale za to krajobrazy z nawiązką odpłacają mi te kilometry.
Rolnicze krajobrazy na Garbie Lubawskim
Rolnicze krajobrazy na Garbie Lubawskim © teich
Dopiero widząc kierunkowskaz Świniarc coś mnie zastanowiło i wyciągnąłem mapę i już teraz bez kłopotu może nie najkrótszą drogą, ale bardzo spokojną i krajobrazową obieram kierunek na Rybno. I zaczęło się - garby lubawskie się zaczęły, niektóre podjazdy dość intensywne dla serducha. W Świniarcu przy ostatnim domu widzę krzątającego się człowieka, dopytuje jeszcze o drogę, ale potwierdza, że jadę prawidłowo.
Kolejna miejscowość to Zwiniarz z ciekawym kościołem , do tego otwartym.
Kościół pw. świętego Mikołaja w Zwiniarzu
Kościół pw. świętego Mikołaja w Zwiniarzu © teichOkazało się ,ze będzie pogrzeb więc zwijam się i dalej w drogę w kierunku Rybna. W Truszczanach miałem skręcić na Rumian, ale nie zauważyłem kierunkowskazu, uczyniłem to dopiero po osiągnięciu kolejnej miejscowości -Dębienia. I wjeżdżając w kolejną bardzo lokalną drogę jadę na Rumian, a potem z Rumina bezpośrednio na Dąbrówno. 
Rumian wioska nad Strugą Rumiańską- zabytkowy młyn
Rumian wioska nad Strugą Rumiańską- zabytkowy młyn © teich
Odcinek z Rumiana do Dąbrówna jest zdecydowanie najtrudniejszy (podjazdy) jak również ma najgorszą z przejechanych tego dnia nawierzchni, co jest szczególnie odczuwalne już na zjazdach z Lewałdu (  miejscowość graniczna z Prusami w 1939) do Dąbrówna, które osiągam ok 10.45.
Kościół ewangelicko-metodystyczny  w Dąbrównie (według nazewnictwa pruskiego Gilgenburg)
Kościół ewangelicko-metodystyczny w Dąbrównie (według nazewnictwa pruskiego Gilgenburg) © teich
Dąbrówno to niewielka miejscowość gminna położona na niewielkim przesmyku między dwoma jeziorami Dąbrową Małą i  Dąbrową Dużą. Zwiedzam co mam do zobaczenia, sprawdzam jeszcze miejscowy kemping jako potencjale miejsce do namiotowania i jadę do sklepu na śniadanie. Zrobiła się 11, i najwyższa pora by coś zjeść. Obserwując jednym okiem chmury konstatuję ,że idzie na deszcz lub co gorsza na burzę a do Działdowa drogę oceniam na ponad 30 kilometrów, drogę co do której spodziewam się, że mogą być takie podjazdy jak na odcinku z Rumiana.
Więc 11.40 po zjedzeniu pączka i wypiciu małej koli od rzemieślniczego wytwórcy ruszam na rower pozostawiając większą połowę śniadania na konsumpcję już w Działdowie.  Na szczęście po wyjeździe z Dąbrówna na Uzdowo asfalt staje się wzorowy, a kolejne hopki nie sprawiają większego problemu, jednak obawa by nadaremno nie zmoknąć bierze gorę i w Uzdowie nie szukam miejscowego pomnika grunwaldzkiego tylko bez zatrzymania dokręcając tempo zmierzam do Działdowa , w którym melduję się zaskoczony już o 12.45 czyli na trasę ok 25 kilometrów 65  minut. Fajno - tym samym wygospodarowałem godzinę na zwiedzenie Działdowa, a potem jeszcze na stację, na peronie dokończenie śniadania rozpoczętego w Dąbrównie i do domu.
Działdowo- zabytkowy budynek dawnego ratusza na Placu Mickiewicza
Działdowo- zabytkowy budynek dawnego ratusza na Placu Mickiewicza © teich
Krótko podsumowując:
- nie wziąłem ze sobą szosówki bo bałem się tragicznych asfaltów, jednak jak się okazało poza odcinkiem Rumian Dąbrówno, pozostałe odcinki miały nawierzchnię dobrą lub bardzo dobrą.
- podjazdy  - niestety dla mnie warszawskiego cyklisty były one męczące
- trasę traktowałem jako mały rekonesans do objazdu weekendowego z nocowaniem pod namiotem, na pewno byłoby kilka ciekawych miejscówek by rozbić się na dziko jak np nad Jeziorem Zwiniarz czy jeziorem Rumian lub na kempingu w Dąbrównie
-trasa wybitnie widokowa, zabytki raczej tylko w większych wsiach gminnych, natomiast jak ktoś lubi klimaty pól lasów, jezior, górek - będzie usatysfakcjonowany,
-łatwy dojazd koleją pociągami regionalnymi czy do Iławy czy do Działdowa czy do Ostródy
in minus- jazda krajową 15- dramatycznie niebezpieczna- droga bardzo uczęszczana, po mazursku wąska, do tego po prusku obsadzona  drzewami, praktycznie bez pobocza i niestety o zniszczonej nawierzchni od intensywnego ruchu

  • DST 79.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 18.81km/h
  • Kalorie 2903kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 czerwca 2023

1000 pokonany!

Nawet nie wiem w którym momencie, ale tysięczny kilometr w ciągu jednego miesiąca został pokonany. Po wczorajszym powrocie do domu było już tak blisko, że wiedziałem, że nawet załamanie pogody nie będzie przeszkodą. czuję satysfakcję ,a z drugiej strony refleksję ,że gdyby tak w każdym miesiącu od kwietnia do września mieć takie przebiegi to złamałbym granicę 5000 kilometrów rocznie. Może kiedyś?, Może jak wyposażę się w dobre ubiory przeciwdeszczowe, które skutecznie będą chroniły przed deszczem ( o to łatwo), a jednocześnie nie będą termosem doprowadzającym do mokrego ciała od potu (o to wyjątkowo trudno, jeszcze takiej kurtki nie utrafiłem, choć najbliższa mym oczekiwaniom była kangurka Umbro kupiona w szmateksie.
Zza krzaka wierzby  podglądałem zajęcia porannych pływaków na Jeziorze Czerniakowskim
Zza krzaka wierzby podglądałem zajęcia porannych pływaków na Jeziorze Czerniakowskim © teich
  • DST 63.80km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 17.97km/h
  • Kalorie 2292kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 czerwca 2023

Po rekord czerwców i rekord wszystkich miesięcy.

Największy przebieg miesięczny do tej pory, który wykręciłem na rowerze to był sierpień 2017 z wynikiem 952 km. Drugi najlepszy wynik to było 921 kilometrów w czerwcu 2017. Dziś pobiłem obydwa rekordy i to wszystko przy mocno ograniczonym korzystaniu z szosówki., Czuję radość ale jednocześnie ambicję przebicia bariery 1000km w ciągu miesiąca.. Zostały jeszcze dwa dni.
Świątynie Opatrzności Bożej widziana od południa.
Świątynie Opatrzności Bożej widziana od południa. © teich
  • DST 64.60km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:35
  • VAVG 18.03km/h
  • Kalorie 2334kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 czerwca 2023

Dopracowo w niepogodę

Gdy wyjeżdżałem z domu było bardzo pochmurno, ale aż do Ursynowa niebo nie wykraplało się. Trawersując Ursynów zaczęło początkowo delikatnie kropić, ale jak byłem w okolicach Świątyni Opatrzności Bożej lunęło bardzo intensywnie. Ostatnie 6 km niestety przemoczyły mi dokumentnie buty, reszta wyschła w szatni w pracy. Powrót również dał się we znaki., około kwadransa bąblowałem pod wiaduktami Ruchana pod Piasecznem nim minie siekący deszcz, a wiatr przegna chmury. Przez ten kwadrans mogłem sobie obserwować kolejne podchodzące do lądowania samoloty. A po przewianiu czarnej chmury na tyle się rozpogodziło że ,  niebieskie niebo zachęciło mnie do przejazdu ścieżką wzdłuż torów piaseczyńskiej kolejki.
Wzdłuż torów do domu.
Wzdłuż torów do domu. © teich
  • DST 62.20km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:41
  • VAVG 23.18km/h
  • Kalorie 2255kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 czerwca 2023

do i odpracowo

Do pracy rano bez historii, za to powrót wałem Wisły aż do Mostu Kolarzy na  Jeziorce .
Widok z mostku kolarzy na ujście Jeziorki do Wisły.
Widok z mostku kolarzy na ujście Jeziorki do Wisły. © teich
  • DST 73.90km
  • Teren 16.40km
  • Czas 03:38
  • VAVG 20.34km/h
  • Kalorie 2716kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 czerwca 2023

Do i odpracowo przez sklep Jana Lenarczyka

Poranek bez słońca ale wystarczająco ciepły by mieć komfort z jazdy. Powrót przez najlepszy w Warszawie sklep z materiałami gumowymi *** , potrzebny był nowy pasek klinowy do przeniesienia napędu w kosiarce z wału silnika na oś napędową . Udało się dobrać, i dalej podtrzymuję zasłyszane powiedzenie, że jak w tym punkcie czegoś nie mają, to znaczy ,że czegoś takiego nigdy nie było. A o fachowości właściciela niech świadczy fakt , że na obsługę trojga kupujących poświęci 35 minut, a jak przyszła moja kolej otrzymałem przy okazji długi wykład o różnicy w budowie pasków klinowych maszynowych i samochodowych oraz sile przeniesienia napędu, giętkościach, powierzchniach docisku. Dla mnie inżyniera- tak wiedza to miód na serce, nie chciało się wychodzić,
Zresztą pozytywne opnie są również w google maps , że przytoczę dwie:
Pan Jerzy Stoberski napisał "Szukając specjalnych kształtek gumowych i węży w sklepach na Żoliborzu i Bielanach wspomniałem, że w latach 50-70 był na Puławskiej sklep, w którym było wszystko. Powiedziano mi, że już go niema. Ale w internecie zobaczyłem znajomy mi pawilonik na Puławskiej 74. Pojechałem. TO BYŁO TO ! Niewielki sklep wypełniony kształtkami gumowymi, do samochodów , różnych urządzeń, różne rodzaje węży, podkładek itp No i życzliwa pomoc, rada zainteresowanie klientem przedstawiciela Firmy Lenarczyk. Kupiłem to co trzeba i wyszedłem przekonany, To jet Firma z dobrą tradycją"
a pan Jakub Naumiuk  "Ten sklep to nie tylko miejsce, gdzie kupić można typowe i nietypowe elementy z gumy, otrzymać fachowe doradztwo i wyjsc z częścią do swojego projektu w dobrej cenie, ale i obiekt dziedzictwa kulturowego handlu i dzielnicy Mokotów. W dobie znikających punktów usługowych, które istniały od dziesięcioleci, drobnego handlu i rzemieślników, z których słynęła okolica skrzyżowania Dolnej i Puławskiej, sklepik który wyglada, pachnie i ma atmosferę mijającej epoki warty jest wspierania i ochrony. Korzystam z niego i sąsiadujących sklepików technicznych od lat i mam nadzieję, że kolejne pokolenia fanów motoryzacji tez będą miały przyjemność zakupów w tym miejscu. Bo kebabów, banków i żabek już naprawdę wystarczy."
Z kolei tylko jedna gwiazdka od pana Lwa Borysa "Ten sklep to żart. Właściciel musi zarabiać dużo pieniędzy, bo kompletnie nie zależy mu na sprzedaniu czegokolwiek. Potrzebowałem uszczelki do abisynki, w konkretnym wymiarze. Nie miał płaskich, więc chcialem dpbrać cos z tego, co miał. Miał całe zaplecze oringów i arkuszy podobno w setkach rozmiarów, ale żadnego nie chciał sprzedać, bo wg niego nie będzie pasować. I nie wytłumaczysz mu, że sobie poradzisz, wytniesz z arkusza, masz narzędzia - on już po prostu wie, że to wszystko nie ma sensu." -Ta opinia udowadnia jedno- właściciel jeśli coś sprzedaje to również on musi być w pełni przekonany ,że oferowany wyrób jest dobry.

Z mojej historii dopowiem, że jak szukałem oringów jako ogumienie do modelu Fokkera EV,  to pan Lenarczyk poświęcił dobry kwadrans by znaleźć idealne rozmiarowo, a to wszystko przy paragonie na 4 złote!.

"oponki" są z doboru pana Jana Lenarczyka © teich

Potem podjechałem jeszcze do zieleniaka na Stegnach gdzie mają  punkt wymiany butli z gazem. Odkąd jestem posiadaczem saturatora Sodastream zniknęły kolejne zgrzewki kupowanej wody gazowanej i tym samym spore ilości śmieci.
*** nie czerpię, żadnych korzyści z reklamy tego sklepiku, ale po ludzku polecam go całym sercem. Czas się tam zatrzymał w latach 80 tych, ale oferowany asortyment jest bogaty, a wiedza właściciela przeogromna.
  • DST 68.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:28
  • VAVG 27.57km/h
  • Kalorie 2472kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 czerwca 2023

Odpracowo

Trochę dłuższa drogą z pracy do domu ze względu na oddawania ciuchów zamawianych internetowo, a przy osobistym oddaniu nie ma kosztów wysyłki zwrotnej.
Wracając wstąpiłem na stację Piaseczno Wąskotorowe, na której w jednym z przeszklonych wagonów została zorganizowana wystawa artefaktów byłej fabryki kineskopów Zelos w Piasecznie. Trzech moich kumpli zaraz po studiach tam się zatrudniło.
Strój żaroodporny pracownika huty kineskopów
Strój żaroodporny pracownika huty kineskopów © teich
Odbiornik turystyczny Viola, swego czasu obiekt westchnień , dziś śmieszna pamiątka minionych technologii
Odbiornik turystyczny Viola, swego czasu obiekt westchnień , dziś śmieszna pamiątka minionych technologii © teich
Można było zaprogramować nawet 4 ! kanały telewizyjne. Oczywiście było to ponad potrzebę , gdy TVP w tamtym okresie nadawało tylko program 1. i 2. Dla młodych rowerzystów dopowiem, że ekran był czarnobiały a przełączanie kanałów czy pogłaśnianie wymagało tego by wstać i kopsnąć się do telewizora. Akurat o modelu Viola dowiedziałem się z tej wystawki, nawet za to innym telewizorem turystycznym trochę bardziej znanym przeze mnie bo kilka razy naprawianym była Vela 202, która miał obudową z tworzywa a przekątna ekranu wynosiła 12 cali, czyli ekran tak jak 4 współczesne komórki położone obok siebie.
Ten stojak podobno miał służyć do płukania oczu, gdy zostały zabrudzone pyłami czy wyziewami
Ten stojak podobno miał służyć do płukania oczu, gdy zostały zabrudzone pyłami czy wyziewami © teich
  • DST 41.50km
  • Teren 0.50km
  • Czas 02:14
  • VAVG 18.58km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1521kcal
  • Sprzęt szatyn Romek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 21 czerwca 2023 Kategoria znasz li ten kraj

Po Wysoczyźnie Złoczewskiej w pierwszy dzień lata

To trzecie podejście do rozpoczęcia sezonu krajoznawczego na rowerze.
Za pierwszym razem miało być pogranicze Górnego Śląska , Śląska Opolskiego i południa województwa łódzkiego- nie udało się bo było zimno i padał ciągły deszcz. Za drugim razem miał być wypad w okolice Turka czyli wschodnia Wielkopolska. Nie udało się bo były gwałtowne ulewy. Teraz byłem służbowo w okolicach Sieradza  i tak się uwijałem z robotą w upalny wtorek i pochmurny ale ciepły poranek środy, że to co miało być w 16 godzin załatwiłem w 10 i byłem wolny .
Mając samochód postanowiłem się przemieścić w okolice położone daleko od komunikacji kolejowej a na tyle blisko by nie było niepotrzebnego przepału. Wybór padł na Złoczew i okoliczne gminy.
Pogoda psuła się z każdym kwadransem a ja nie miałem niczego poza strojem na upal, ale nie przeraziłem się. Do trzech razy sztuka- trzeba w końcu rozpocząć sezon turystyki rowerowej. Start jak wspomniałem w Złoczewie na rynku skąd dawną krajówką nr 14 a obecnie wojewódzką 482 skierowałem się przez Uników ( dla zbieraczy postaci świętego Floriana - jest okazała rzeźba we wnęce miejscowego OSP we wsi również ciekawa sylwetka kościoła pw. świętego Stanisława  biskupa i męczennika)do Lututowa, który w ferworze pedałowania prawiem ominął, bo miasteczko jest ok 400 metrów w bok od drogi, pełniącej przy okazji rolę obwodnicy.
Oczywiście pierwsze "kroki" skierowałem do kościoła pw. św. Piotra i Pawła, którego sylwetka była widoczna z dala ponad polami. W kościele trwał malutki remont posadzki dzięki czemu mogłem bez kłopotu poznawać jego wnętrze.
Lututów - kościół pw. św. św. Piotra i Pawła
Lututów - kościół pw. św. św. Piotra i Pawła © teich
Prezbiterium kościoła w Lututowie
Prezbiterium kościoła w Lututowie © teich
Potem jeszcze objazd miasteczka i wpadłem do urzędu po pieczątkę, gdzie oprócz odcisku pieczęci w książeczce KOT zostałem obdarowany pocztówkami i znaczkami metalowymi z herbem miasta i gminy. Tym samym serdecznie paniom z sekretariatu dziękuję i mam nadzieję, że przeczytają relację, jak obiecywały. Na odwiedziny wskazanej kwiaciarni jednak nie by o czasu bo...zaczęło padać.
Krótka burza mózgów - pada, a nie mam NIC do osłony więc jedyną słuszną decyzją staje się .... dalsza droga. Zatem na rower i raźno pędzę do następnej gminy, do Klonowej.
Klonowa to ciekawe zaskoczenie- niby miejscowość gminna ale po prawdzie kilka domów na krzyż, w centrum wsi kościół pw Przemienienia Pańskiego i ładnej urody urząd gminy oraz ośrodek kultury.
Urząd gminy  w Klonowej
Urząd gminy w Klonowej © teich
Klonowa - kościół pw. Przemienienia Pańskiego
Klonowa - kościół pw. Przemienienia Pańskiego © teich
Po drodze zmienił sie krajobraz , zamiast pół zaczęły pojawiać się zwarte lasy. I tak jak w Kieleckim na drogach pełno wywrotek z kruszywem czy samochodów do przewozu cementu , tak tutaj zaczęły dominować pojazdy do przewozu drewna. AI co po rozglądaniu się jak krople dalej lecą z nieba? Znów dwie możliwości. Wracam do Złoczewa lub brnę dalej w kraj i deszcz. I znów determinacja krajoznawcy wzięła górę i jadziem dalej panie Zielonka zostawiając decyzję do ostatniej miejscowości w  Łódzkiem czyli do Kuźnicy Zagrzebskiej
Kieruję się dalej na zachód w stronę Wielkopolski, ale co typowe dla dawnego pogranicza Prus i Rosji - sieć drogowa jest bardzo słaba technicznie i do tego niewiele powiązań mostowych by przekraczać dawną rzekę graniczną  Prosnę.  Po osiągnieciu Kuźnic podejmuję  jednak decyzję ze względu na gęsty deszcz i pojawiające się zimno, nie pcham się w Wielkopolskę i skracając o ok 10 km marszrutę kieruję się bardzo słabą i wąską drogą do Brąszewic. Droga pomimo ,że na drogowskazach jest nazwa kierunkowa Sieradz, czyli dawna stolica województwa ,jest słaba i do tego wąską. Dość powiedzieć, że mijające się auta muszą zjeżdżać częściowo na pobocze co nawet dla mnie na rowerze było niedogodne gdy z przeciwka jechał samochód z dłużycami , lub chciało mnie wyprzedać auto, do tego deszcz. I tak minuta za minutą, korba za korbą aż dojechałem do budynku gminy Brąszewice,  gdzie zaplanowałem choć chwilowy postój na nawodnienie i niewielki posiłek. Do obydwu rzeczy posłużyła butelka wody Żywiec mocny gaz.
Klockowy a może modernistyczny(?) budynek urzędu gminy w Brąszewicach
Klockowy a może modernistyczny(?) budynek urzędu gminy w Brąszewicach © teich
A w międzyczasie deszcz odsunął się gdzieś na północ pozostawiając mokre ulice. Po krótkim "wodopojo-posiłku" nastąpiła jeszcze wizyta w kościele, niestety zamkniętym i dalsza droga do kolejnej gminy do Brzeźnia. 
Brąszewice- kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa
Brąszewice- kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa © teich
Parujący asfalt dawał odczucie ciepła co podnosiło morale, ale niestety pojawiało się pierwsze zmęczenie i jakoś kilometry zaczęły powoli mijać a leśna okolica nie daje takiego poczucia przestrzeni , bo każde mijane setki metrów są do siebie podobne. 
Nie mniej z lekkim znudzeniem docieram do kolejnych wsi , aż z daleka pojawia się kościół dominujący na wzgórzu ponad okolicę, to zapewne będzie Brzeźnio i to jest Brzeźnio. Sam kościół na szczęście było otwarty, co pozwoliło zapoznać się z jego wnętrzem. Bardzo ciekawym i bogatym.
Brzeźnio- kościół pw. świętego Idziego
Brzeźnio- kościół pw. świętego Idziego © teich
Prezbiterium z ołtarzem kościoła świętego Idziego w Brzeźnie
Prezbiterium z ołtarzem kościoła świętego Idziego w Brzeźnie © teich
Ponieważ czas zaczął ubywać w ponadplanowym tempie po wizycie w kościele od razu ruszyłem w drogę powrotną do Złoczewa, jednak zamiast spojrzeć na mapę i wybrać z trzech dróg najkrótszą wybrałem przez przypadek tę najdłuższą dodając do przebiegu dodatkowe 6 może nawet 8 kilometrów przy okazji wpadając w kolejną falę ale tym razem nie deszczu ale mżawki.
Przez Tumidaj na Złoczew, miejscowi by mnie wyśmiali
Przez Tumidaj na Złoczew, miejscowi by mnie wyśmiali © teich
Po dotarciu do Złoczewa jeszcze krótki objazd atrakcji tej miejscowości, co ciekawe przy rozpogadzającym się niebie i pakujemy się do auta.
Złoczew - dwór Ruszkowskich mający swe początki w XVII wieku
Złoczew - dwór Ruszkowskich mający swe początki w XVII wieku © teich
Kościół św. Andrzeja Apostoła w Złoczowie
Kościół św. Andrzeja Apostoła w Złoczowie © teich
Choć jestem głodny a parkuję na przeciw jakiegoś baru, z którego  wysypują sie kolejni klienci z pojemniczkami jedzenia na wynos to jednak przełamuję poczucie głodu i  ruszam w drogę powrotną.
____________________________________________________________________________________________________________________________________
I w zasadzie byłoby na tyle gdyby nie to ,że po zjechaniu w Zgierzu na parking przy sklepiku gdzie urządziłem sobie obiadokolację wsadziłem nos w internet i mapkę serwisu zaliczeń gmin i okazało się ,że pod Skierniewicami mam jedną gminę, która leży całkowicie nie po drodze . Zatem krótka myśl jadziem tam i robim krótki spacer rowerowy po miejscowości gminnej czyli po Godzianowie.
Okazała strzelista bryła kościoła pw. św. Stanisława BM w Godzianowie
Okazała strzelista bryła kościoła pw. św. Stanisława BM w Godzianowie © teich
Prezbiterium z ołtarzem- kościół w Godzianowie
Prezbiterium z ołtarzem- kościół w Godzianowie © teich
Fontanna a w tle urząd gminy Godzianów
Fontanna a w tle urząd gminy Godzianów © teich
 Zatem dzień zakończyłem jeszcze 2 kilometrami po Godzianowie, ale warto było. Trafiłem na koniec mszy w tutejszym kościele i po niej mogłem swobodnie obejrzeć bogate wnętrze i ku zaskoczeniu odnaleźć wizerunek mojego patrona św. Jacka. Co ciekawe mapka świętych Jacków, milczy o nim, więc mam okazję wzbogacić ten serwis o kolejne miejsce.
  • DST 69.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 22.62km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 2320kcal
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl