Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2018
Dystans całkowity: | 274.00 km (w terenie 4.00 km; 1.46%) |
Czas w ruchu: | 13:58 |
Średnia prędkość: | 19.62 km/h |
Suma podjazdów: | 499 m |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 45.67 km i 2h 19m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 25 września 2018
Szerokie tory w Świętokrzyskim
Mam duży sentyment do tej krainy, trasy są tutaj bardzo
widokowe i dla cyklisty z płaskiego Mazowsza wymagające jeśli chodzi o liczne
podjazdy. Choć wszystkie wcześniejsze wyjazdy były na granicy maja i czerwca to
w tym roku jakoś do tej pory nie było okazji by zapuścić się z rowerem na górki
i dołki Kielecczyzny. Niestety dzień , który wybrałem z niemal trzytygodniowym
wyprzedzeniem okazał się być bardzo niekorzystny pogodowo. Przenikliwy chłód,
silny wiatr z zachodu ( ale w Kieleckim to nie nowina ,że dmucha) nie napawały
optymizmem W pierwszej kolejności oczywiście obowiązki zawodowe, które też
poszłynadspodziewanie długo. Efekt taki
,że rower mogłem skręcić nie wcześniej niż o 14, co i tak dawało jeszcze szansę
na przejechanie ok 60 kilometrów nim nastąpi raptowne przedwieczorne
ochłodzenie. Nie traciłem zapału i czasu. Skręciłem rower i. I rozpadało się.
Pedałowanie w takich warunkach nie miało sensu. Przeczekałem zatem deszcz l w
samochodzie rozpoczynając lekturę kolejnej książki. Opady trwały prawie do15.30.Nastąpiła więc dynamiczna
zmiana planu. Zamiast pętli tylko wyjazd tam iz powrotem by zobaczyć szerokie tory wybudowane wpołowie lat siedemdziesiątych XX wieku
pozwalające na bezpośrednie przewozy kolejowe wtedy jeszcze z ZSRR do
powstającej Huty Katowice. Byłem przy okazji ciekawy, czy będę wstanie patrząc
na tor poznać ,że jest on szerszy niż wszystkie pozostałe. A może trafi się
jakiś przejeżdżający skład?
Coraz bliżej torów... © teich
Linia 65 LHS -tory szerokie - bez trakcji elektrycznej. © teich
Nasze standardowe tory z trakcją elektryczną - linia kolejowa nr 70 © teich
Żaden pociąg się nie trafił, tory zobaczyłem, faktycznie są szersze niż standard naszej kolei. Nie mam tylko pewności czy gdyby zobaczył pojedynczy tor to prawidłowo bym go rozpoznał.
Kościół w Kargowej © teich
By wjechac do Stopnicy trzeba podjechac pod górkę © teich
Gotycki kościół pod wezwaniem św. św. Piotra i Pawła w Stopnicy © teich
Coraz bliżej torów... © teich
Linia 65 LHS -tory szerokie - bez trakcji elektrycznej. © teich
Nasze standardowe tory z trakcją elektryczną - linia kolejowa nr 70 © teich
Żaden pociąg się nie trafił, tory zobaczyłem, faktycznie są szersze niż standard naszej kolei. Nie mam tylko pewności czy gdyby zobaczył pojedynczy tor to prawidłowo bym go rozpoznał.
Kościół w Kargowej © teich
By wjechac do Stopnicy trzeba podjechac pod górkę © teich
Gotycki kościół pod wezwaniem św. św. Piotra i Pawła w Stopnicy © teich
- DST 26.00km
- Czas 01:15
- VAVG 20.80km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 66m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 września 2018
Dookoła wielkiej dziury, w cieniu sztucznej góry
Wielokrotnie jadąc na Śląsk mijałem usypaną Górę Kamieńską,którą trudno minąć wzrokiem obojętnie
szczególnie wiedząc ,że wyrosła ona w sposób sztuczny usypana przez górników
kopalni bełchatowskiej. Dlatego od dawnakwitła we mnie myśl by na rowerze dokonać objechania zarówno największej
dziury w Polsce jak również najwyższego polskiego sztucznego wzniesienia. Byłem
również ciekawy najbogatszej gminy w Polsce- jak wygląda ten cały Szczerców.
Ostatni dzień lata to był ten czas by ziścić plany w tym zakresie. I choć
sprzeciwiał się temu zarówno silny południowy i zapalenie oskrzeli to jednak
zdecydowałem albo piątek 21 września albo dopiero w przyszłym roku.
Skalkulowałem ,że silny wiatr z południa będzie psuł mi humor w pierwszej połowie trasy, natomiast dopcha mnie do punktu wyjściowego( i jednocześnie końcowego) gdy będę wracał. Jednego nie wziąłem pod uwagę, że wiatr z reguły i tak wieje jak chce a ze składowisk węgla brunatnego będzie podnosił całe wielkie chmury pyłu węglowego.
Ale po kolei – startuję z Bełchatowa wyjazdem w stronę elektrowni szeroką dwupasmową arterią, która na krótkim odcinku jest w trakcie remontów -to jakaś plaga przed wyborami samorządowymi, gdzie nie pojechać tam jakieś roboty drogowo-chodnikowe. Przed oczami ciągle widoczne wysokie kominy i chłodnie kominowe trudno więc pomylić drogę i to niestety usypia czujność, mijam niezauważony kościół w dzielnicy Grocholice ( aż wstyd, bo sylwetka jednak widoczna jest ponad zabudowaniami), co gorsza mijam również skręt na Kurnos i Kamień, co miało mnie odrzucić od samej elektrowni. To efekt asfaltowej ścieżki rowerowej wzdłuż drogi. Owszem fajnie się nią jedzie, ale nie widać z niej kierunkowskazów przy ulicy. Chcąc nie chcąc wypadłem zatem na główny obszar elektrowni – wszystko pogrodzone, zabezpieczone dodatkowo drutem kolczastym na górze ogrodzenia do tego jeszcze kamery i jak się okazało patrole. Całkiem skuteczne- skręciłem na chwilę za potrzebą do lasku, ledwo skończyłem, gdy naprzeciw wyjechał wóz terenowy patrolu- rozmowa całkiem miła, bez pohukiwania- okazało się ,że od dobrych kilku minut obserwowali mnie przez kamery ( mam nadzieję, że nie ze szczegółam)bo faktycznie zamiast wrócić do asfaltu pojechałem drogą leśną wzdłuż ogrodzenia.Za pomoc w podwiezieniu podziękowałem, i tak nie mieli by jak zmieścić roweru . Po krótkim spacerze powróciłem na główną drogę. I zaczęło się – miejscami gigantyczne maszyny na zwałowiskach, , chmury pyłu węglowego wznoszone przez wiatr wiejący od strony kopalni, ogrodzenia, maszyny wolnobieżne, samochody terenowe, ciężarówki jak z poligonu, wrażenie oszałamiające. I tak sobie dojechałem do bramki na drodze – już dojeżdżając obawiałem się ,że zostanę przegnany tymczasem niespodzianka. Panie z ochrony, dają mi przejechać długą wewnętrzną droga na północnym kraju kopalni bez żadnych dodatkowych przepustek, tłumaczeń itp.
Ruszyłem zatem na zachód – pomimo, że droga biegnie nieopodal dziury to nic nie widać z szosy poza kilometrami taśmociągów po lewej i kilometrami bocznic kolejowych, zwałowisk, kolejnych wjazdów do elektrownipo prawej. Na końcu terenu kopalni ( elektrowni ?) kolejny szlaban w poprzek szosy, ale gdy mnie zobaczyli z daleka go podnieśli i dali zielone światło na przejazd- to było całkiem miłe. Po wyjechaniu poza teren wewnętrzny PGE zaczynają się liczne tereny przemysłowe, słabo widoczne z drogi, ale liczne kierunkowskazy pokazują, że jest tam za cienką linią drzew jakieś życie.
Widok od południowego zachodu na największą polską elektrownię. © teich
Po minięciu jakiegoś rowu odwadniającego zwrot na południe- osiągnąłem zachodni skraj wyrobiska. Dalej biegnie bardzo dobra i bardzo szeroka droga asfaltowa o znikomym natężeniu ruchu . A obok drogi biegnie niezłej jakości ścieżka rowerowa, którą po jakimś czasie zaczynam sabotować, ostatecznie rower szosowy lepiej spisuje się na szosie niż na ścieżce. Na tym odcinku można również spotkać gigantyczne maszyny kopalniane, mogli by tu kręcić kolejne odcinki „Gwiezdnych wojen” czy innych filmów z fabułą postindustrialną. Po jakimś czasie zmieniam kierunek z południowego na zachodni i dojeżdżam do wsi Żłobnica, gdzie zahaczam o punkt widokowy.
Punkt widokowy na największą dziurę w Polsce- niestety już się tu nie dobywa węgla- złoże wyczerpane. © teich
I rozczarowanie – nie ma już maszyn wydobywających węgiel- wszystko zostało wykopane, a zachodni skraj wyrobiska doszedł do , jak to czytam na tablicy informacyjnej, Pozostała coraz mniejsza dziura w ziemi- coraz mniejsza gdyż zasypywana nadkładami z innych wyrobisk. Ale widok i tak jest imponujący- pomyśleć ,że człowiek tak może przekształcać(psuć) krajobraz. .
Od wschodu trwa zasypywanie wyrobiska nadkładami z innych obszarów © teich
Ze Żłobnicy jadę na Kleszczów, widać, że jest bogato, bardzo dobre chodniki, bardzo dobra droga, na wielu domach jak nie panele solarne to fotowoltaiczne, ale sam wjazd do Kleszczowa to dramat- trwa poważny remont ulicy Głównej. Przeciskam się pomiędzy pracującymi maszynami i robotnikami, do tego jeszcze podsypka z ostrych kamieni, aż boję się o trwałość opon. To odbiera mi ochotę by zwiedzić sam Kleszczów ,w którym zresztą niewiele jest- kolejny punkt widokowy na kopalnię i majestatyczną elektrownię, kościół i chyba wszystko. Z Kleszczowa jazda wylotówką na Piotrków przebijającą się pomiędzy Kopalnią a Góra Kamieńską. Droga jest super aż do mostku na Widawce.
Widawka, skanalizowana, z przekształconym biegiem- po to by nie zalać odkrywki. © teich
Taka ścieżka rowerowa, zwróćcie uwagę jak szeroki jest pas pobocza na drodze po lewej. Tak wygląda wjazd do Kleszczowa i wyjazd z niego. Centralnie z przodu Góra Kamieńsk © teich
Potem jest już tylko dobra i mija Górę Kamieńską, która od tej strony nie wydaje się aż tak wysoka .A potem z każdym kilometrem jest trudniej, pomimo korzystnego wiatru zaczyna się intensywny ruch samochodów na podniszczonej drodze do Kaliska. Od Kaliska zaczyna się bardzo uczęszczana i bardzo kiepskim stanie droga do Piotrkowa przez Parzniewice. Trochę hopek męczy nogi ale najbardziej stresujące chwile gdy mijają się dwa tiry a ja dodatkowo na samej krawędzi jezdni. Stres aż podnosi ciśnienie, byle szybciej opuścić tą drogę. Po osiągnięciu Parzniewic nie odbijam z główną drogą w prawo ale jadę prosto ( w sensie kierunku) ale na około jakimiś bocznymi drogami na Wolę Krzysztoporską.
Kościół w Parzniewicach Dużych - ja pojechałem prosto a nie jak pokazuje pasiasty kierunkowskaz w prawo © teich
Dojazd do Bogdanowa © teich
Ta miejscowość gminna jest ostatnim zaplanowanym miejscem krajoznawczej wędrówki. Cóż nic nadzwyczajnego tu również jedna z głównych ulic w remoncie . Lepiej prowadzić rower niż jechać.
Po krótkim plenerze fotograficznym powrót przez Bogdanów i Miłaków do Bełchatowa.
Remiza OSP w Woli Krzysztoporskiej © teich
Urząd gminy w Woli Krzysztoporskiej © teich
Skalkulowałem ,że silny wiatr z południa będzie psuł mi humor w pierwszej połowie trasy, natomiast dopcha mnie do punktu wyjściowego( i jednocześnie końcowego) gdy będę wracał. Jednego nie wziąłem pod uwagę, że wiatr z reguły i tak wieje jak chce a ze składowisk węgla brunatnego będzie podnosił całe wielkie chmury pyłu węglowego.
Ale po kolei – startuję z Bełchatowa wyjazdem w stronę elektrowni szeroką dwupasmową arterią, która na krótkim odcinku jest w trakcie remontów -to jakaś plaga przed wyborami samorządowymi, gdzie nie pojechać tam jakieś roboty drogowo-chodnikowe. Przed oczami ciągle widoczne wysokie kominy i chłodnie kominowe trudno więc pomylić drogę i to niestety usypia czujność, mijam niezauważony kościół w dzielnicy Grocholice ( aż wstyd, bo sylwetka jednak widoczna jest ponad zabudowaniami), co gorsza mijam również skręt na Kurnos i Kamień, co miało mnie odrzucić od samej elektrowni. To efekt asfaltowej ścieżki rowerowej wzdłuż drogi. Owszem fajnie się nią jedzie, ale nie widać z niej kierunkowskazów przy ulicy. Chcąc nie chcąc wypadłem zatem na główny obszar elektrowni – wszystko pogrodzone, zabezpieczone dodatkowo drutem kolczastym na górze ogrodzenia do tego jeszcze kamery i jak się okazało patrole. Całkiem skuteczne- skręciłem na chwilę za potrzebą do lasku, ledwo skończyłem, gdy naprzeciw wyjechał wóz terenowy patrolu- rozmowa całkiem miła, bez pohukiwania- okazało się ,że od dobrych kilku minut obserwowali mnie przez kamery ( mam nadzieję, że nie ze szczegółam)bo faktycznie zamiast wrócić do asfaltu pojechałem drogą leśną wzdłuż ogrodzenia.Za pomoc w podwiezieniu podziękowałem, i tak nie mieli by jak zmieścić roweru . Po krótkim spacerze powróciłem na główną drogę. I zaczęło się – miejscami gigantyczne maszyny na zwałowiskach, , chmury pyłu węglowego wznoszone przez wiatr wiejący od strony kopalni, ogrodzenia, maszyny wolnobieżne, samochody terenowe, ciężarówki jak z poligonu, wrażenie oszałamiające. I tak sobie dojechałem do bramki na drodze – już dojeżdżając obawiałem się ,że zostanę przegnany tymczasem niespodzianka. Panie z ochrony, dają mi przejechać długą wewnętrzną droga na północnym kraju kopalni bez żadnych dodatkowych przepustek, tłumaczeń itp.
Ruszyłem zatem na zachód – pomimo, że droga biegnie nieopodal dziury to nic nie widać z szosy poza kilometrami taśmociągów po lewej i kilometrami bocznic kolejowych, zwałowisk, kolejnych wjazdów do elektrownipo prawej. Na końcu terenu kopalni ( elektrowni ?) kolejny szlaban w poprzek szosy, ale gdy mnie zobaczyli z daleka go podnieśli i dali zielone światło na przejazd- to było całkiem miłe. Po wyjechaniu poza teren wewnętrzny PGE zaczynają się liczne tereny przemysłowe, słabo widoczne z drogi, ale liczne kierunkowskazy pokazują, że jest tam za cienką linią drzew jakieś życie.
Widok od południowego zachodu na największą polską elektrownię. © teich
Po minięciu jakiegoś rowu odwadniającego zwrot na południe- osiągnąłem zachodni skraj wyrobiska. Dalej biegnie bardzo dobra i bardzo szeroka droga asfaltowa o znikomym natężeniu ruchu . A obok drogi biegnie niezłej jakości ścieżka rowerowa, którą po jakimś czasie zaczynam sabotować, ostatecznie rower szosowy lepiej spisuje się na szosie niż na ścieżce. Na tym odcinku można również spotkać gigantyczne maszyny kopalniane, mogli by tu kręcić kolejne odcinki „Gwiezdnych wojen” czy innych filmów z fabułą postindustrialną. Po jakimś czasie zmieniam kierunek z południowego na zachodni i dojeżdżam do wsi Żłobnica, gdzie zahaczam o punkt widokowy.
Punkt widokowy na największą dziurę w Polsce- niestety już się tu nie dobywa węgla- złoże wyczerpane. © teich
I rozczarowanie – nie ma już maszyn wydobywających węgiel- wszystko zostało wykopane, a zachodni skraj wyrobiska doszedł do , jak to czytam na tablicy informacyjnej, Pozostała coraz mniejsza dziura w ziemi- coraz mniejsza gdyż zasypywana nadkładami z innych wyrobisk. Ale widok i tak jest imponujący- pomyśleć ,że człowiek tak może przekształcać(psuć) krajobraz. .
Od wschodu trwa zasypywanie wyrobiska nadkładami z innych obszarów © teich
Ze Żłobnicy jadę na Kleszczów, widać, że jest bogato, bardzo dobre chodniki, bardzo dobra droga, na wielu domach jak nie panele solarne to fotowoltaiczne, ale sam wjazd do Kleszczowa to dramat- trwa poważny remont ulicy Głównej. Przeciskam się pomiędzy pracującymi maszynami i robotnikami, do tego jeszcze podsypka z ostrych kamieni, aż boję się o trwałość opon. To odbiera mi ochotę by zwiedzić sam Kleszczów ,w którym zresztą niewiele jest- kolejny punkt widokowy na kopalnię i majestatyczną elektrownię, kościół i chyba wszystko. Z Kleszczowa jazda wylotówką na Piotrków przebijającą się pomiędzy Kopalnią a Góra Kamieńską. Droga jest super aż do mostku na Widawce.
Widawka, skanalizowana, z przekształconym biegiem- po to by nie zalać odkrywki. © teich
Taka ścieżka rowerowa, zwróćcie uwagę jak szeroki jest pas pobocza na drodze po lewej. Tak wygląda wjazd do Kleszczowa i wyjazd z niego. Centralnie z przodu Góra Kamieńsk © teich
Potem jest już tylko dobra i mija Górę Kamieńską, która od tej strony nie wydaje się aż tak wysoka .A potem z każdym kilometrem jest trudniej, pomimo korzystnego wiatru zaczyna się intensywny ruch samochodów na podniszczonej drodze do Kaliska. Od Kaliska zaczyna się bardzo uczęszczana i bardzo kiepskim stanie droga do Piotrkowa przez Parzniewice. Trochę hopek męczy nogi ale najbardziej stresujące chwile gdy mijają się dwa tiry a ja dodatkowo na samej krawędzi jezdni. Stres aż podnosi ciśnienie, byle szybciej opuścić tą drogę. Po osiągnięciu Parzniewic nie odbijam z główną drogą w prawo ale jadę prosto ( w sensie kierunku) ale na około jakimiś bocznymi drogami na Wolę Krzysztoporską.
Kościół w Parzniewicach Dużych - ja pojechałem prosto a nie jak pokazuje pasiasty kierunkowskaz w prawo © teich
Dojazd do Bogdanowa © teich
Ta miejscowość gminna jest ostatnim zaplanowanym miejscem krajoznawczej wędrówki. Cóż nic nadzwyczajnego tu również jedna z głównych ulic w remoncie . Lepiej prowadzić rower niż jechać.
Po krótkim plenerze fotograficznym powrót przez Bogdanów i Miłaków do Bełchatowa.
Remiza OSP w Woli Krzysztoporskiej © teich
Urząd gminy w Woli Krzysztoporskiej © teich
- DST 85.00km
- Teren 4.00km
- Czas 04:40
- VAVG 18.21km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 207m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 września 2018
W widłach Warty, Widawki, Oleśnicy i Niecieczy - łódzkie kolejny raz
Nie miałem zbyt dużo czasu by zrobić zaplanowaną trasę bo okazało się , że kolega umówił mnie na dodatkowy serwis w Środzie Śląskiej- tylko, że ta miejscowość wcale nie jest na Górnym Śląsku. Musiałem zatem skrócić pedałowanie a dołożyć czas na dojazd do umówionego na biegu hotelu w Środzie, co z Lublińca dało
dodatkowo prawie 200 km jazdy. Jednym słowem zanim ogarnąłem Lubliniec zrobiłem sobie przerwę na
wymienione w tytule okolice. Bo łódzkie wbrew mojemu wyobrażeniu okazało się
być całkiem ciekawą krainą, bogatą w liczne rzeki i potoki . Początek i
zakończenie w Widawie- niestety na głównym rynku brak wolnych miejsc parkingowych, musiałem stanąć
na jakiś czas w bocznej uliczce, czego nie lubię gdy w samochodzie spory
majątek. Szybka przebiórka, montaż roweru i w drogę. Na zachód do Burzenina. Lecz zanim tam dojechałem skręciłem w Strumianach z
drogi 480 na północ by przez Antonin, Korzeń i Jeziorko dotrzeć do mostu na
Widawce nieopodal jej ujścia do Warty. Same Strumiany sprawiały wrażenie bardzo
ciekawej miejscowości wypoczynku weekendowego a liczne mijane kierunkowskazy do
miejsc spuszczania kajaków pokazują ,że okolica soi turystyką wodną ( i konną –
również liczne znaki). Ze Strumian to tylko krótki skok do Burzenina.
Burzenin © teich
Wnętrze kościoła w Burzeninie © teich
Po oglądnięciu tej miejscowości tym razem kieruje się na południe na Szynkielów. Droga całkowicie pusta, a po drodze niewielki podjazd pod całkiem ciekawie opisane wzgórza kredowe, choć w dalekiej perspektywie myślałem ,że to jakieś grodzisko średniowieczne lub wcześniejsze.
Wapienne wzgórza pod Burzeninem - ja myślałem ,że to grodzisko © teich
Potem pustym asfaltem do Niechmirowa, gdzie mapa podpowiadała mi możliwość szybszego przejechania na wschodni brzeg Oleśnicy. Wybieram ten skrót bo czas ucieka szybciej niż zaplanowane kilometry. I niestety skrót okazał się niewypałem. Pierwsze 800 metrów – super gładki asfalt, gdy tak jechałem rozpędzony nawet powyżej 35 , za prawym zakrętem asfalt się urywa i zaczyna się jakaś droga z tłucznia. Opony nabite do 7 barów dzień wcześniej dają gwarancję w miarę bezpiecznego przejechania, tyle ,że prędkość ograniczam do racjonalnej czyli jakieś 15 km/h. Niestety za zjazdem do ostatniego gospodarstwa kończy się i tłuczeń i zaczyna niby ubity piasek ale cienkie opony wbijają się w niego jak w masło.
Niby całkiem fajny piach, ale wąskie koła szosówki nie radziły sobie na takiej nawierzchni. © teich
Co chwilę rower staje gwałtownie w piachu, krótkie przeprowadzenie i zaczynamy dalszą część jazdy i znów staję w piachu i znów podchodzę kilka kroków by dalej ruszyć rowerem do następnego zatrzymania. I tak w koło Macieju. Początkowo byłem zdegustowany jednak otoczenie lasu sosnowego i cisza wyluzowały mnie, co tam pośpiech, w Lublińcu mogę się spóźnić nawet i z godzinę. Po jakimś czasie z przeciwka podjeżdża monstrualnie duży traktor. Kierowca zaskoczony, że spotkał żywego ducha zatrzymał się i dopytuje czy nie trzeba pomocy ( akurat trafił gdy po raz kolejny pchałem rower przez piach), podziękowałem za zainteresowanie i dopytałem o dalszą drogę. Okazuje się ,że jeszcze ze 300metrów do mostu, potem dalej ubita żwirówka, a potem asfalt od Nowej Wsi i już będę w Rychłocicach. Jak usłyszałem ,że tak blisko to tym bardziej nie naciskałem na pedały- po co rozciągać łańcuch nadaremno?.
Rzeczka Oleśnica - niczym Wymakracz w Puszczy Białej pod Długosiodłem. © teich
Po krótkim postoju na mostku jadę już w miarę sprawnie przez żwirówkę i potem faktycznie przy kapliczce dochodzi z lewej asfalt,
Kończy się piakowa mordęga © teich
który mnie doprowadza do mostu na Warcie w Rychłocicach.
Przekraczam Wartę po raz drugi tego dnia. Na tym odcinku porównałbym ją do Wkry pod Pomiechówkiem na Mazowszu © teich
Dalej już bez historii ostatni odcinek drogą wojewódzką 481 na północ do Widawy by zamknąć pętlę.
Kościół pw św. jana Chrzciciela w Brzykowie © teich
Droga wojewódzka 481 © teich
W dali widoczne już zabudowania Widawy © teich
I jeszcze krótki objazd Widawy:
Główne miejsce Widawy- nowy rynek, za drzewami wieże kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. © teich
Wnętrze kościoła w Widawie widziane przez szyby zamkniętych drzwiw kruchcie. © teich
Porzucony zbór protestancki © teich
Widawa nie leży nad Widawką ale nad Niecieczą, która przypomina Jeziorkę z jej górnego biegu © teich
Małomiasteczkowe klimaty w bocznych ulicach - ani aut, ani ludzi, ani kotów, ani psów. © teich
Stary rynek porasta zielskiem, połozony na uboczu chyba nie pełni już żadnych funkcji. © teich
Burzenin © teich
Wnętrze kościoła w Burzeninie © teich
Po oglądnięciu tej miejscowości tym razem kieruje się na południe na Szynkielów. Droga całkowicie pusta, a po drodze niewielki podjazd pod całkiem ciekawie opisane wzgórza kredowe, choć w dalekiej perspektywie myślałem ,że to jakieś grodzisko średniowieczne lub wcześniejsze.
Wapienne wzgórza pod Burzeninem - ja myślałem ,że to grodzisko © teich
Potem pustym asfaltem do Niechmirowa, gdzie mapa podpowiadała mi możliwość szybszego przejechania na wschodni brzeg Oleśnicy. Wybieram ten skrót bo czas ucieka szybciej niż zaplanowane kilometry. I niestety skrót okazał się niewypałem. Pierwsze 800 metrów – super gładki asfalt, gdy tak jechałem rozpędzony nawet powyżej 35 , za prawym zakrętem asfalt się urywa i zaczyna się jakaś droga z tłucznia. Opony nabite do 7 barów dzień wcześniej dają gwarancję w miarę bezpiecznego przejechania, tyle ,że prędkość ograniczam do racjonalnej czyli jakieś 15 km/h. Niestety za zjazdem do ostatniego gospodarstwa kończy się i tłuczeń i zaczyna niby ubity piasek ale cienkie opony wbijają się w niego jak w masło.
Niby całkiem fajny piach, ale wąskie koła szosówki nie radziły sobie na takiej nawierzchni. © teich
Co chwilę rower staje gwałtownie w piachu, krótkie przeprowadzenie i zaczynamy dalszą część jazdy i znów staję w piachu i znów podchodzę kilka kroków by dalej ruszyć rowerem do następnego zatrzymania. I tak w koło Macieju. Początkowo byłem zdegustowany jednak otoczenie lasu sosnowego i cisza wyluzowały mnie, co tam pośpiech, w Lublińcu mogę się spóźnić nawet i z godzinę. Po jakimś czasie z przeciwka podjeżdża monstrualnie duży traktor. Kierowca zaskoczony, że spotkał żywego ducha zatrzymał się i dopytuje czy nie trzeba pomocy ( akurat trafił gdy po raz kolejny pchałem rower przez piach), podziękowałem za zainteresowanie i dopytałem o dalszą drogę. Okazuje się ,że jeszcze ze 300metrów do mostu, potem dalej ubita żwirówka, a potem asfalt od Nowej Wsi i już będę w Rychłocicach. Jak usłyszałem ,że tak blisko to tym bardziej nie naciskałem na pedały- po co rozciągać łańcuch nadaremno?.
Rzeczka Oleśnica - niczym Wymakracz w Puszczy Białej pod Długosiodłem. © teich
Po krótkim postoju na mostku jadę już w miarę sprawnie przez żwirówkę i potem faktycznie przy kapliczce dochodzi z lewej asfalt,
Kończy się piakowa mordęga © teich
który mnie doprowadza do mostu na Warcie w Rychłocicach.
Przekraczam Wartę po raz drugi tego dnia. Na tym odcinku porównałbym ją do Wkry pod Pomiechówkiem na Mazowszu © teich
Dalej już bez historii ostatni odcinek drogą wojewódzką 481 na północ do Widawy by zamknąć pętlę.
Kościół pw św. jana Chrzciciela w Brzykowie © teich
Droga wojewódzka 481 © teich
W dali widoczne już zabudowania Widawy © teich
I jeszcze krótki objazd Widawy:
Główne miejsce Widawy- nowy rynek, za drzewami wieże kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. © teich
Wnętrze kościoła w Widawie widziane przez szyby zamkniętych drzwiw kruchcie. © teich
Porzucony zbór protestancki © teich
Widawa nie leży nad Widawką ale nad Niecieczą, która przypomina Jeziorkę z jej górnego biegu © teich
Małomiasteczkowe klimaty w bocznych ulicach - ani aut, ani ludzi, ani kotów, ani psów. © teich
Stary rynek porasta zielskiem, połozony na uboczu chyba nie pełni już żadnych funkcji. © teich
- DST 31.00km
- Czas 01:42
- VAVG 18.24km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 33m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 5 września 2018
Do i odpracowo
Miałem jechać do pracy również wczoraj rowerem, ale na poważnie przyjąłem prognozy pogody mówiące o popołudniowych burzach. Dziś już nic sobie nie robiłem z prognoz i rower był w użyciu. Bardzo martwi mnie spadek wydolności. Kiedyś do pracy dojeżdżałem w 1h20' teraz kolejny dzień jadę dłużej o blisko 20 minut. Co prawda po drodze są roboty drogowe w Jazgarzewie i wzdłuż całej mojej drogi przez Ursynów (budowa POW), ale to chyba nie usprawiedliwia takiego spadku prędkości jazdy.
Kiedy ranne wstają zorze... © teich
Tu była krótka przerwa termiczna na zdjęcie kurtki.
Puławska w stronę Warszawy stoi juz od Mysiadła- korek widziany z przystanku przy Geodetów © teich
Kiedy ranne wstają zorze... © teich
Tu była krótka przerwa termiczna na zdjęcie kurtki.
Puławska w stronę Warszawy stoi juz od Mysiadła- korek widziany z przystanku przy Geodetów © teich
- DST 63.00km
- Czas 03:01
- VAVG 20.88km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 90m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 września 2018
do i odpracowo
Kiedy ranne wstają zorze... © teich
W tv zapowiedzieli jeszcze kilka dni pogodnego lata, dlatego chciałbym wykorzystać je na dojeżdżanie rowerem do pracy. Celowo odstawiam samochód bo pierwszy tydzień roku szkolnego to wielki rozgardiasz drogowy. Rowerem łatwiej przeciskać się zatłoczoną Puławską. A tłok dziś był już niemożebny. Korek zaczynał się od świateł vis'a'vis budowanej cerkwi i był aż do wiaduktów trasy S2. Dodatkowo sprawę pogarszały maszyny drogowe i wywrotki na prawym pasie Puławskiej. Wykonawca ambitnie gonie z wykończeniem drogi dla rowerów łączącej południowa granicę Warszawy z Mokotowem. Jak tak dalej pójdzie to w październiku będzie już gotowa nitka po wschodniej stronie jezdni, a w planach jest chyba również droga dla rowerów przy zachodniej stronie Puławskiej.
- DST 66.00km
- Czas 03:10
- VAVG 20.84km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 103m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 września 2018
Wkoło komina
Rozleciało mi się siodełko z przedpotopowej ukrainki. Jeszcze takie , które na kopycie było doginane z płata grubej świńskiej skóry. Strata nie powetowana, będę starał się je jakoś zreanimować.
- DST 3.00km
- Czas 00:10
- VAVG 18.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt wolna ukraina
- Aktywność Jazda na rowerze