Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2019
Dystans całkowity: | 412.10 km (w terenie 17.00 km; 4.13%) |
Czas w ruchu: | 26:15 |
Średnia prędkość: | 15.70 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 24.24 km i 1h 32m |
Więcej statystyk |
Sobota, 31 sierpnia 2019
Spacer
Tym razem również bez psów.
- DST 6.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:43
- VAVG 8.37km/h
- Sprzęt wolna ukraina
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 sierpnia 2019
Wieczorny spacer
Częściowo z psami a częściowo bez nich
- DST 6.00km
- Czas 00:34
- VAVG 10.59km/h
- Sprzęt wolna ukraina
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 sierpnia 2019
Veturilowanie
Jazda na luzie a i tak zdążyłem na Polonusa.
- DST 4.00km
- Czas 00:19
- VAVG 12.63km/h
- Sprzęt Pożyczak
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 sierpnia 2019
Rowerowy spacer po Czerwińsku
Kilka lat temu wypożyczyłem z biblioteki książkę Lechosława Herza "Klangor żurawi", która pochłonąłem w kilka dni. Od deski do deski, każde słowo , każde zdanie. To był opis licznych wędrówek autora, będącego znakomitym krajoznawcą, po poboczach Mazowsza. Klimat, spojrzenie na otoczenie, odnajdywanie radości , opis wielu znanych mi już wcześniej zdjęć. I książka ta, która zaraz po przeczytaniu nabyłem również dla siebie stała się wyznacznikiem licznych jeszcze miejsc do odwiedzin na Mazowszu. Czerwińsk nad Wisłą to jedno z tych miejsc ,które od wielu lat chciałem odwiedzić, nigdy nie był po drodze. Bo on jest położony na uboczu i po drodze nigdy nie będzie. Chyba ,że flisu wiślanego.
Sama miejscowość jakby czas zatrzymał się 40 lat temu, spokój cisza, chałupy drewniane (bo raczej nie budynki). Niesamowity klimat. posiedziałbym tu ze trzy godziny a nie trzy kwadranse.
Romanska bazylika Zwiastowania NMP w Czerwińsku - symbol tej miejscowości © teich
Nawa główna bazyliki czerwińskiej © teich
Ten portyk to symbol na miarę Syrenki warszawskiej czy smoka spod Wawelu. Każdy podręcznik o zabytkach zawiera jego zdjęcie lub rysunek. © teich
Spokój, cisza, nieśpeszenie płynie życie w Czerwińsku © teich Niewiele trzeba by sobie wyobrazić furmanki zamiast aut.
Wisła płynąca od Zakroczymia © teich
Wisła odpływająca do Wyszogrodu © teich
Sama miejscowość jakby czas zatrzymał się 40 lat temu, spokój cisza, chałupy drewniane (bo raczej nie budynki). Niesamowity klimat. posiedziałbym tu ze trzy godziny a nie trzy kwadranse.
Romanska bazylika Zwiastowania NMP w Czerwińsku - symbol tej miejscowości © teich
Nawa główna bazyliki czerwińskiej © teich
Ten portyk to symbol na miarę Syrenki warszawskiej czy smoka spod Wawelu. Każdy podręcznik o zabytkach zawiera jego zdjęcie lub rysunek. © teich
Spokój, cisza, nieśpeszenie płynie życie w Czerwińsku © teich Niewiele trzeba by sobie wyobrazić furmanki zamiast aut.
Wisła płynąca od Zakroczymia © teich
Wisła odpływająca do Wyszogrodu © teich
- DST 8.00km
- Teren 4.00km
- Czas 00:48
- VAVG 10.00km/h
- Temperatura 34.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 28 sierpnia 2019
Wschodnia część Pojezierza Gnieźnieńskiego
Długo trwało nim wystartowałem, najpierw miałem kłopoty z przebraniem się, potem gdy byłem przebrany nie mogłem znaleźć gumowej osłony na rurę podsiodłowa by zamknąć wokół niej obejmę bagażnika. A im bardziej jej szukałem tym bardziej jej nie było. Dałem więc spokój po kwadransie i tu nowe odkrycie - źle działa tylni hamulec. Poszukiwania serwisu rowerowego spełzły na niczym Pakość to mała miejscowość, ale był jeden sklep , w którym przy okazji oprócz lodówek, pralek itd., itp. sprzedają rowery. Pan sklepowy był uprzejmy poszukać czy ma jakiś klucz imbusowy. Miał cały zestaw. Suma summarum zamiast kwadrans po 12 ruszyłem w drogę ok 13.Dalsze
minuty tracę przy próbie wyjechania z Pakości. Trwa budowa kanalizacji w ulicy,
przez dobre 800 metrów prowadzę rower zamiast jechać do przodu, ale każda droga
ma w końcu swój początek. Miasteczko zostaje za mną po lewej stronie przebłyskuje
od czasu do czasu tafla Jeziora Pakoskiego.
Jezioro Pakoskie- na drugim brzegu plaża miejska w Janikowie © teich
Perspektywa wody jest niezwykle nęcąca – temperatura powietrza przekroczyła na pewno 30 stopni. Ale uwagę przykuwa przede wszystkim tor jazdy, który trzeba dość skrzętnie układać w obliczu licznych ubytków w drodze. W ogóle tutejsze drogi okazały się być bardzo słabej jakości. Liczne spękania, koleiny, wyszczerbienia, niechlujnie wykonane naprawy to wpływa na niską prędkość przemieszczania się.
Buraki wymęczone upałem i suszą, podobno jeszcze jest szansa by przy sprzyjających deszczach nadrobiły na wielkości. ©
teich - Etnograficznie Kujawy, geograficznie Pojezierze Gnieźnieńskie
Pierwszy etap wędrówki zamykam w Mogilnie- tu chciałem przed wszystkim zwiedzić miejscowy kościół pobenedyktyński, który swe początki ma przed ponad 950 laty- fundowany był w 1056 roku.
Kościół przy klasztorze kapucynów w Mogilnie - starszy o dwa wieku wobec tego z Czerwińska nad Wisłą © teich
Dojazd do klasztoru nie stanowił kłopotu, jednak do wnętrza kościoła wejść nie można było , ale widok z otwartej kruchty i tak był imponujący. I gdy już cykałem przed planowanym odwrotem ostatnie fotki bryły kościoła zostałem podpytany przez jednego z miejscowych braci ( brat Jarek) czy nie potrzebuję pomocy. Jakże miłym zaskoczeniem było, że brat Jarek zgodził się oprowadzić mnie zarówno po kościele, kościele podziemnym, wirydarzu i tych wszystkich pomieszczeniach , które nie były objęte klauzurą.. To dzięki bratu Jarkowi miałem okazję poznać z bliska stalle, ołtarz,, obrazy i podziemia, miałem okazję dotknąć mury, które postawione były prawie 1000 lat temu, poznałem najstarszy odkryty w podziemiach obiekt muzealny akwamilę ( a w zasadzie kopię, bo oryginał jest w muzeum w Gnieźnie. Dzięki bratu Jarkowi mogłem dowolnie fotografować wszystko to co warte było uwiecznienia. Z planowanego kwadransa na zwiedzanie wyszła pełna godzina, ale nie żałuję ani jednej minuty ponad to co zaplanowane.
Nawa główna kościoła klasztornego w Mogilnie © teich
Organy w kościele klasztornym w Mogilnie © teich
Kościół dolny mogłem zwiedzić dzięki wielkiej życzliwości brata Jarka © teich
Oryginalne romańskie kolumny i sklepienia. © teich
Absolutnie najstarsze mury i kamienie, podstawy pod kolumny były kładzione w 1065 roku © teich
Kopia najstarszego zabytku odnalezionego w mogileńskim klasztorze- naczynie na wodę do obmywania dłoni przez kapłana podczas liturgii © teich
Wirydarz- czyli ogród, zielnik klasztorny © teich
Potem wróciłem na rynek w Mogilnie odwiedzając jeszcze późnogotycki kościół pw. Św. Jakuba- którego fasada właśnie była czyszczona z glonów i brudu kercherm i pozostało jedynie obejrzenie murów z zewnątrz.
Późnogotycki kościół świętego Jakuba- Mogilno © teich
Ciekawe kamieniczki w centrum Mogilna © teich
Na rynku postój na popitkę, również wydłużony piciem w bramie. Brzmi to niezbyt ciekawie ale na ulicy właśnie rozpadał się intensywny deszcz. Po kolejnych 20 minutach ruszyłem na drugi etap, kierując się na Trzemeszno ale nie krajówką tylko bocznymi drogami. I z całej podróży do Trzemeszna wyszła praktycznie ciągła ucieczka przed burzą. Gdy mnie doganiała – chowałem się w sklepie lub na przystanku, gdy na chwilę przestawało padać, ruszałem do przodu. Po drodze jeszcze postój w miejscowości Ławki- to już było województwo wielkopolskie, gdzie dzięki uprzejmości właścicieli mogłem wejść na podwórko dawnego obejście w którym na świat przyszedł znamienity Poznaniak- Hipolit Cegielski.
Rodzinny dom Hipolita Cegielskiego w miejscowości Ławki- gmina Trzemeszno © teich
Pamiątkowa tablica niepodal tego domu © teich
Z Ławek pędem by zdążyć na pociąg w Trzemesznie, którego już nie zdążyłem zwiedzić.
Dwór w Kruchowie - z widocznych okien piękna perspektywa jeziora. © teich
Trzeciego etapu do Gniezna już nie było- zbyt wiele czasu poświęciłem na Mogilno i chowanie się przed deszczem i burzą.
Ostatnie kilka kilometrów dokręciłem od stacji PKP w Janikowie do Pakości
Jezioro Pakoskie jego północne zakończenie © teich
Podsumowanie w żołnierskich słowach:
0- dopiero w tych rejonach widziałem ,że jest problem z suszą w rolnictwie - podżółkła kukurydza ledwie do bioder, buraki marniutkie
1- atrakcyjna okolica z licznymi jeziorami
2- bardzo słaby stan nawierzchni dróg lokalnych , gminnych i powiatowych
3- w okolicach Janikowa liczne tiry z kolebami
4- dobre skomunikowanie kolejowe na odcinku Gniezno- Inowrocław
Jeden z pieciu pociągow ,które krzyżowały się ze mną w trakcie jazdy. © teich
Jezioro Pakoskie- na drugim brzegu plaża miejska w Janikowie © teich
Perspektywa wody jest niezwykle nęcąca – temperatura powietrza przekroczyła na pewno 30 stopni. Ale uwagę przykuwa przede wszystkim tor jazdy, który trzeba dość skrzętnie układać w obliczu licznych ubytków w drodze. W ogóle tutejsze drogi okazały się być bardzo słabej jakości. Liczne spękania, koleiny, wyszczerbienia, niechlujnie wykonane naprawy to wpływa na niską prędkość przemieszczania się.
Buraki wymęczone upałem i suszą, podobno jeszcze jest szansa by przy sprzyjających deszczach nadrobiły na wielkości. ©
teich - Etnograficznie Kujawy, geograficznie Pojezierze Gnieźnieńskie
Pierwszy etap wędrówki zamykam w Mogilnie- tu chciałem przed wszystkim zwiedzić miejscowy kościół pobenedyktyński, który swe początki ma przed ponad 950 laty- fundowany był w 1056 roku.
Kościół przy klasztorze kapucynów w Mogilnie - starszy o dwa wieku wobec tego z Czerwińska nad Wisłą © teich
Dojazd do klasztoru nie stanowił kłopotu, jednak do wnętrza kościoła wejść nie można było , ale widok z otwartej kruchty i tak był imponujący. I gdy już cykałem przed planowanym odwrotem ostatnie fotki bryły kościoła zostałem podpytany przez jednego z miejscowych braci ( brat Jarek) czy nie potrzebuję pomocy. Jakże miłym zaskoczeniem było, że brat Jarek zgodził się oprowadzić mnie zarówno po kościele, kościele podziemnym, wirydarzu i tych wszystkich pomieszczeniach , które nie były objęte klauzurą.. To dzięki bratu Jarkowi miałem okazję poznać z bliska stalle, ołtarz,, obrazy i podziemia, miałem okazję dotknąć mury, które postawione były prawie 1000 lat temu, poznałem najstarszy odkryty w podziemiach obiekt muzealny akwamilę ( a w zasadzie kopię, bo oryginał jest w muzeum w Gnieźnie. Dzięki bratu Jarkowi mogłem dowolnie fotografować wszystko to co warte było uwiecznienia. Z planowanego kwadransa na zwiedzanie wyszła pełna godzina, ale nie żałuję ani jednej minuty ponad to co zaplanowane.
Nawa główna kościoła klasztornego w Mogilnie © teich
Organy w kościele klasztornym w Mogilnie © teich
Kościół dolny mogłem zwiedzić dzięki wielkiej życzliwości brata Jarka © teich
Oryginalne romańskie kolumny i sklepienia. © teich
Absolutnie najstarsze mury i kamienie, podstawy pod kolumny były kładzione w 1065 roku © teich
Kopia najstarszego zabytku odnalezionego w mogileńskim klasztorze- naczynie na wodę do obmywania dłoni przez kapłana podczas liturgii © teich
Wirydarz- czyli ogród, zielnik klasztorny © teich
Potem wróciłem na rynek w Mogilnie odwiedzając jeszcze późnogotycki kościół pw. Św. Jakuba- którego fasada właśnie była czyszczona z glonów i brudu kercherm i pozostało jedynie obejrzenie murów z zewnątrz.
Późnogotycki kościół świętego Jakuba- Mogilno © teich
Ciekawe kamieniczki w centrum Mogilna © teich
Na rynku postój na popitkę, również wydłużony piciem w bramie. Brzmi to niezbyt ciekawie ale na ulicy właśnie rozpadał się intensywny deszcz. Po kolejnych 20 minutach ruszyłem na drugi etap, kierując się na Trzemeszno ale nie krajówką tylko bocznymi drogami. I z całej podróży do Trzemeszna wyszła praktycznie ciągła ucieczka przed burzą. Gdy mnie doganiała – chowałem się w sklepie lub na przystanku, gdy na chwilę przestawało padać, ruszałem do przodu. Po drodze jeszcze postój w miejscowości Ławki- to już było województwo wielkopolskie, gdzie dzięki uprzejmości właścicieli mogłem wejść na podwórko dawnego obejście w którym na świat przyszedł znamienity Poznaniak- Hipolit Cegielski.
Rodzinny dom Hipolita Cegielskiego w miejscowości Ławki- gmina Trzemeszno © teich
Pamiątkowa tablica niepodal tego domu © teich
Z Ławek pędem by zdążyć na pociąg w Trzemesznie, którego już nie zdążyłem zwiedzić.
Dwór w Kruchowie - z widocznych okien piękna perspektywa jeziora. © teich
Trzeciego etapu do Gniezna już nie było- zbyt wiele czasu poświęciłem na Mogilno i chowanie się przed deszczem i burzą.
Ostatnie kilka kilometrów dokręciłem od stacji PKP w Janikowie do Pakości
Jezioro Pakoskie jego północne zakończenie © teich
Podsumowanie w żołnierskich słowach:
0- dopiero w tych rejonach widziałem ,że jest problem z suszą w rolnictwie - podżółkła kukurydza ledwie do bioder, buraki marniutkie
1- atrakcyjna okolica z licznymi jeziorami
2- bardzo słaby stan nawierzchni dróg lokalnych , gminnych i powiatowych
3- w okolicach Janikowa liczne tiry z kolebami
4- dobre skomunikowanie kolejowe na odcinku Gniezno- Inowrocław
Jeden z pieciu pociągow ,które krzyżowały się ze mną w trakcie jazdy. © teich
- DST 52.00km
- Teren 2.00km
- Czas 03:12
- VAVG 16.25km/h
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 sierpnia 2019
Za miodem
W ostatnim słoiku z miodem pokazało się dno,na biegu trzeba było zorganizować nową dostawę. Sąsiedzi są jednak niezawodni.
- DST 3.00km
- Teren 1.00km
- Czas 00:18
- VAVG 10.00km/h
- Sprzęt wolna ukraina
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 27 sierpnia 2019
Dopracowo
Korba po poniedziałkowym dokręceniu sprawuje się całkiem dobrze. Na razie podróżuję bez większego zaufania i z dyżurnym kluczem w kieszeni, ale również bez zauważalnego luzu. Tak jak codziennym rytuałem jest podpompowywanie kół, tak dochodzi jeszcze dokręcenie korby.
Poranek 26 sierpnia godzina 7.00 Energetyczna róg Puławskiej w oczekiwaniu na zielone światło © teich
Poranek 26 sierpnia godzina 7.00 Energetyczna róg Puławskiej w oczekiwaniu na zielone światło © teich
- DST 31.00km
- Czas 01:34
- VAVG 19.79km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 26 sierpnia 2019
Do i odpracowo
Z pewną niewiara w mocowanie korby i z bólem pleców promieniującym do kolana ale dojechałem, choć nie sprawiło mi to żadnej frajdy.
26 sierpnia, poranek, godzina 6.38 w Zalesiu Dolnym © teich
26 sierpnia, poranek, godzina 6.38 w Zalesiu Dolnym © teich
- DST 67.00km
- Czas 03:33
- VAVG 18.87km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 sierpnia 2019
Spacer z psami
- DST 10.00km
- Teren 7.00km
- Czas 00:57
- VAVG 10.53km/h
- Temperatura 26.0°C
- Sprzęt wolna ukraina
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 sierpnia 2019
Do i odpracowo - sztuka w trzech aktach
Prolog
Poranek nieco cieplejszy od wczorajszego a przede wszystkim jasno słoneczny a nie zamglony. Wszystko spakowane na czas: okulary, ubranie na zmianę i klucze do firmy i zapas czasu pozwalający na poranne zakupy, Po wyściskaniu psiaków startuję tuż po 6, gdy słońce wyraźnie rozświetla południowe niebo.
Akt I
Po wjechaniu do lasu tradycyjnie jeszcze wilgotny nocny chłód, który trzeba pokonać nieco szybszym pedałowaniem. Ciepło można pozyskać w wyniku oddziaływań egzotermicznych ( od słońca) oraz endotermicznych ( spalanie wewnętrzne) W lesie pozostaje jedynie spalanie wewnętrzne tego co się odłożyło w ostatnim dniu.
Fajnie by się jechało gdyby nie jakieś dziwne zachowanie lewej korby. Pierwszy przystanek miałem po 5 km i sprawdziłem czy to nie wykręca się pedał z ramienia korby ale nie.
Poranek kwadrans po 6. © teich
Usiadłem i jechałem dalej do pracy ale z każdym kolejnym kilometrem było gorzej i gorzej. Okazało się, że przy zmianie suportu tak musieli poskładać korbę ,że zerwali chyba gwint. Na stacji kolejowej w Piasecznie jest na szczęście punkt samoserwisowy gdzie ile mogłem na tyle tę korbę dokręciłem, ale kwadratowy otwór w aluminiowej korbie zdążył się już rozbić na stalowej osi suportu a i sama śruba pod imbus miała wyraźny luz trudny do skasowania.
Stacja PKP Piaseczno i punkt samoserwisu. © teich
Dokręcanie nie na długo starczyło praktycznie od Mysiadła do Ruchana na Ursynowie pedałowałem prawą nogą , lewa kręcąc jedynie dla równowagi i przesunięcia ramienia korby z położenia pionowego . Przy ursynowskim Ruchanie wypatrzyłem kolejny samoserwis. Klucze mocno pordzewiałe i na krótkich linkach stalowych ale były do użycia. Dokręcenie pozwoliło dojechać w miarę komfortowo do Pileckiego, od tej ulicy znów pracuje tylko jedna noga. Na szczęście Orszady pokonuję pod prąd czyli obywa się bez pedałowania. Kolejny przystanek przy Urzędzie dzielnicy Ursynów - niestety komplet kluczy imbusowych został ukradziony, zostały tylko małe kalibry w niczym nie pomocne . Śrubę dokręciłem palcem (!) oczywiście nie zdało się na wiele ale pamiętałem ,że kolejny samoserwis jest przy makdonaldzie wilanowskim. Tu również bez pomocy, nie ma takiego grubego imbusa by dokręcić śrubę. Pozostaje znów dokręcenie palcem i pedałowanie jedną noga do firmy. Ale dojechałem . Dość powiedzieć ,że zamiast tradycyjnego czasu ok 1h35' jechałem 2h10' co dało średnią poniżej 14 km/h. Na szczęście od tego roku z nikim ze względów zdrowotnych nie wchodzę w zawody szybkościowe, więc nawet wyprzedzające mnie emerytki na rowerach spacerowych z koszem na kierownicy nie wprawiały mnie w jakieś szczególne zawstydzenie. W sumie w pracy nieco ponad 20 minut spóźnienia z krótką wizytą w Żabce za bułkami na pierwsze i drugie śniadanie oraz na podwieczorek. Na poprawę humory nawet nabyłem drożdżówkę - ohyda, o czym przekonałem się już w firmie. niestety Żabka to drogi i bardzo mizerny sklep gdy chodzi o kupienie czegokolwiek do normalnej konsumpcji
Akt II
Do firmy wejście niczym w dobrym debiucie szachowym- Ooooo!!!!! Szczególnie ,że dramatyzm podnosiła zdjęta już na parkingu korba. Oczywiście wcześniej dałem znać ,że się spóźnię, a zwykle jestem tym co firmę otwiera. I tak korba przeleżała obok kompa do 12, potem w ramach przerwy śniadaniowej zabrałem się za próbę naprawy i takiego osadzenia korby by starczyła na powrót do domu a może nawet na trochę dłużej.
Zaczynamy naprawę od dremela , który ma zeszlifować odgnieciony metal. Frez czeka na dalsze użycie. © teich
Prowizoryczny warsztat rowerowy -gniazdo w korbie po delikatnej obróce , narzędzia czekają na użycie. © teich
Nabijanie na suport młotkiem, oczywiście z zablokowaniem po drugiej suportu by walenie nie przenosiło się na łożyska.
Korba nabita na oś suportu © teich
Na śrubę dałem płynu ustalającego - nie ten najmocniejszy tylko ten standardowy. © teich
Mam duże oczekiwanie co do tego płynu do blokowania śrub. Kolega polecał czerwony najmocniejszy , wolałem jednak niebieski, wszak kiedyś może tę korbę trzeba będzie odkręcić. Po co to robić diaksem jak może (?) da się odkręcić normalnie. Ten preparat ma ciekawą właściwość wysycha tylko w kontakcie z metalem, nie potrzebuje do tego powietrza. Na plastikowych połączeniach śrubowych nie gęstnieje i nie wysycha.
Otatnie dokręcenie, Płyn powinien się zestalić w ciągu kilku godzin do wyjścia. © teich
Akt III
No i powrót, spóźniony rano 20 minut to i wyjście późniejsze po 30 minutach. Z Lalki Prusa doskonale pamiętam radę udzieloną przez starego Szlangbauma Wokulskiemu - wierzyć jest szlachetnie ale nie wierzyć jest bezpiecznie. Dlatego ewentualną niewiarę wspomagam pożyczonym z firmy płynem i imbusem nr 8. Pierwsze kilkaset metrów pokonuję znów spacerowym tempem i do tego po zadupiach Siekierek by nie wlec się po dosyć obleganej Augustówce. Potem powoli zaczynam obciążać lewą korbę, etapem prawdy jest premia górska na Orszady tym razem pokonywana w stronę Ursynowa. Jest dobrze tylko prawe kolano trochę szwankuje, za dużo popracowało rankiem.
Orszady u zbiegu z Kokosową , czyli już na górze. © teich
I tak sobie spokojnie, ale normalnym moim tempem, jechałem w stronę Piaseczna, gdzie już wewnątrz miasta znów zaczynałem odczuwać, że korba lata na boki.
Do Warszawy tłoczno, gdyby to była środa pomyślałbym , że na koncert Metallici, gdyby czwartek to na Legię . Ale w piątek? © teich
Warszawa robi ścieżki rowerowe z asfalty, Piaseczno i Mysiadło z kostki betonowej © teich
Przy elektrośmieciowrzucie i tak miałem zaplanowaną przerwę, więc postanowiłem dojechać bez nadmiernego ciśnięcia dotamtąd.
Kolejna porcja odpadów do elektrośmieciowrzutu © teich
Cóż okazało się ,że jednak śruba mocująca korbę się poluzowała, do dokręcenia potrzebne było 3 i pół obrotu klucza.
I niestety nie było to ostatnie dokręcenie, kolejne było kilkaset metrów dalej przy Szarej Eminencji, tym razem 3 obroty klucza- a przecież przejechany dystans był malutki. Dalej ruszyłem uliczkami Zalesia Dolnego i tak sobie jadąc dojechałem do ronda w Jazgarzewie , gdzie w nerwach dokręciłem kluczem do pełnego oporu. Ponad 5 obrotów. Na szczęście to wystarczyło by już komfortowo dojechać do domu.
Epilog
W domu ponownie rozkręciłem połączenie śrubowe, zastanowię się już w sobotę co tu można pomóc by śruba się nie luzowała.
Poranek nieco cieplejszy od wczorajszego a przede wszystkim jasno słoneczny a nie zamglony. Wszystko spakowane na czas: okulary, ubranie na zmianę i klucze do firmy i zapas czasu pozwalający na poranne zakupy, Po wyściskaniu psiaków startuję tuż po 6, gdy słońce wyraźnie rozświetla południowe niebo.
Akt I
Po wjechaniu do lasu tradycyjnie jeszcze wilgotny nocny chłód, który trzeba pokonać nieco szybszym pedałowaniem. Ciepło można pozyskać w wyniku oddziaływań egzotermicznych ( od słońca) oraz endotermicznych ( spalanie wewnętrzne) W lesie pozostaje jedynie spalanie wewnętrzne tego co się odłożyło w ostatnim dniu.
Fajnie by się jechało gdyby nie jakieś dziwne zachowanie lewej korby. Pierwszy przystanek miałem po 5 km i sprawdziłem czy to nie wykręca się pedał z ramienia korby ale nie.
Poranek kwadrans po 6. © teich
Usiadłem i jechałem dalej do pracy ale z każdym kolejnym kilometrem było gorzej i gorzej. Okazało się, że przy zmianie suportu tak musieli poskładać korbę ,że zerwali chyba gwint. Na stacji kolejowej w Piasecznie jest na szczęście punkt samoserwisowy gdzie ile mogłem na tyle tę korbę dokręciłem, ale kwadratowy otwór w aluminiowej korbie zdążył się już rozbić na stalowej osi suportu a i sama śruba pod imbus miała wyraźny luz trudny do skasowania.
Stacja PKP Piaseczno i punkt samoserwisu. © teich
Dokręcanie nie na długo starczyło praktycznie od Mysiadła do Ruchana na Ursynowie pedałowałem prawą nogą , lewa kręcąc jedynie dla równowagi i przesunięcia ramienia korby z położenia pionowego . Przy ursynowskim Ruchanie wypatrzyłem kolejny samoserwis. Klucze mocno pordzewiałe i na krótkich linkach stalowych ale były do użycia. Dokręcenie pozwoliło dojechać w miarę komfortowo do Pileckiego, od tej ulicy znów pracuje tylko jedna noga. Na szczęście Orszady pokonuję pod prąd czyli obywa się bez pedałowania. Kolejny przystanek przy Urzędzie dzielnicy Ursynów - niestety komplet kluczy imbusowych został ukradziony, zostały tylko małe kalibry w niczym nie pomocne . Śrubę dokręciłem palcem (!) oczywiście nie zdało się na wiele ale pamiętałem ,że kolejny samoserwis jest przy makdonaldzie wilanowskim. Tu również bez pomocy, nie ma takiego grubego imbusa by dokręcić śrubę. Pozostaje znów dokręcenie palcem i pedałowanie jedną noga do firmy. Ale dojechałem . Dość powiedzieć ,że zamiast tradycyjnego czasu ok 1h35' jechałem 2h10' co dało średnią poniżej 14 km/h. Na szczęście od tego roku z nikim ze względów zdrowotnych nie wchodzę w zawody szybkościowe, więc nawet wyprzedzające mnie emerytki na rowerach spacerowych z koszem na kierownicy nie wprawiały mnie w jakieś szczególne zawstydzenie. W sumie w pracy nieco ponad 20 minut spóźnienia z krótką wizytą w Żabce za bułkami na pierwsze i drugie śniadanie oraz na podwieczorek. Na poprawę humory nawet nabyłem drożdżówkę - ohyda, o czym przekonałem się już w firmie. niestety Żabka to drogi i bardzo mizerny sklep gdy chodzi o kupienie czegokolwiek do normalnej konsumpcji
Akt II
Do firmy wejście niczym w dobrym debiucie szachowym- Ooooo!!!!! Szczególnie ,że dramatyzm podnosiła zdjęta już na parkingu korba. Oczywiście wcześniej dałem znać ,że się spóźnię, a zwykle jestem tym co firmę otwiera. I tak korba przeleżała obok kompa do 12, potem w ramach przerwy śniadaniowej zabrałem się za próbę naprawy i takiego osadzenia korby by starczyła na powrót do domu a może nawet na trochę dłużej.
Zaczynamy naprawę od dremela , który ma zeszlifować odgnieciony metal. Frez czeka na dalsze użycie. © teich
Prowizoryczny warsztat rowerowy -gniazdo w korbie po delikatnej obróce , narzędzia czekają na użycie. © teich
Nabijanie na suport młotkiem, oczywiście z zablokowaniem po drugiej suportu by walenie nie przenosiło się na łożyska.
Korba nabita na oś suportu © teich
Na śrubę dałem płynu ustalającego - nie ten najmocniejszy tylko ten standardowy. © teich
Mam duże oczekiwanie co do tego płynu do blokowania śrub. Kolega polecał czerwony najmocniejszy , wolałem jednak niebieski, wszak kiedyś może tę korbę trzeba będzie odkręcić. Po co to robić diaksem jak może (?) da się odkręcić normalnie. Ten preparat ma ciekawą właściwość wysycha tylko w kontakcie z metalem, nie potrzebuje do tego powietrza. Na plastikowych połączeniach śrubowych nie gęstnieje i nie wysycha.
Otatnie dokręcenie, Płyn powinien się zestalić w ciągu kilku godzin do wyjścia. © teich
Akt III
No i powrót, spóźniony rano 20 minut to i wyjście późniejsze po 30 minutach. Z Lalki Prusa doskonale pamiętam radę udzieloną przez starego Szlangbauma Wokulskiemu - wierzyć jest szlachetnie ale nie wierzyć jest bezpiecznie. Dlatego ewentualną niewiarę wspomagam pożyczonym z firmy płynem i imbusem nr 8. Pierwsze kilkaset metrów pokonuję znów spacerowym tempem i do tego po zadupiach Siekierek by nie wlec się po dosyć obleganej Augustówce. Potem powoli zaczynam obciążać lewą korbę, etapem prawdy jest premia górska na Orszady tym razem pokonywana w stronę Ursynowa. Jest dobrze tylko prawe kolano trochę szwankuje, za dużo popracowało rankiem.
Orszady u zbiegu z Kokosową , czyli już na górze. © teich
I tak sobie spokojnie, ale normalnym moim tempem, jechałem w stronę Piaseczna, gdzie już wewnątrz miasta znów zaczynałem odczuwać, że korba lata na boki.
Do Warszawy tłoczno, gdyby to była środa pomyślałbym , że na koncert Metallici, gdyby czwartek to na Legię . Ale w piątek? © teich
Warszawa robi ścieżki rowerowe z asfalty, Piaseczno i Mysiadło z kostki betonowej © teich
Przy elektrośmieciowrzucie i tak miałem zaplanowaną przerwę, więc postanowiłem dojechać bez nadmiernego ciśnięcia dotamtąd.
Kolejna porcja odpadów do elektrośmieciowrzutu © teich
Cóż okazało się ,że jednak śruba mocująca korbę się poluzowała, do dokręcenia potrzebne było 3 i pół obrotu klucza.
I niestety nie było to ostatnie dokręcenie, kolejne było kilkaset metrów dalej przy Szarej Eminencji, tym razem 3 obroty klucza- a przecież przejechany dystans był malutki. Dalej ruszyłem uliczkami Zalesia Dolnego i tak sobie jadąc dojechałem do ronda w Jazgarzewie , gdzie w nerwach dokręciłem kluczem do pełnego oporu. Ponad 5 obrotów. Na szczęście to wystarczyło by już komfortowo dojechać do domu.
Epilog
W domu ponownie rozkręciłem połączenie śrubowe, zastanowię się już w sobotę co tu można pomóc by śruba się nie luzowała.
- DST 61.00km
- Czas 03:44
- VAVG 16.34km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze