Wpisy archiwalne w kategorii
znasz li ten kraj
Dystans całkowity: | 2102.50 km (w terenie 185.20 km; 8.81%) |
Czas w ruchu: | 89:35 |
Średnia prędkość: | 18.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 125 (0 %) |
Suma kalorii: | 22521 kcal |
Liczba aktywności: | 41 |
Średnio na aktywność: | 51.28 km i 3h 05m |
Więcej statystyk |
Środa, 27 sierpnia 2025
Kategoria wwsW, znasz li ten kraj
Dodomowo- Rezerwat Morysin
Wczoraj postanowiłem skręcić w jedną ze ścieżek odchodzących od ulicy Łuczniczej by zaspokoić swoją ciekawość dokąd ona biegnie. Ośmieliło mnie, że z naprzeciwka podążał na elektryku inny cyklista więc liczyłem ,że to nie będzie droga tam i z powrotem.
Okazało się ,że kieruje się ku mostkowi nad jazem piętrzącym stawy wilanowskie. Po przejściu kładki zanurzyłem się w teren rezerwatu Morysin. Bardzo klimatyczne miejsca, a przez rezerwat biegnie czarny szlak turystyczny więc eksploracja po ścieżkach nie grozi jakimiś niespodziewanymi nieprzyjemnościami. Twarda ubita ścieżka była łatwa do pokonania rowerem a widoki zielonych wilanowskich terenów przypałacowych dały inną perspektywę spojrzenia na ten okazały zabytek. Tak mi się spodobało ,że na pewno pojadę tamtędy nie jeden raz. by dojechać z drugiej strony do ciągle jeszcze remontowanej Vogla. reszta to tradycyjnie przejazd cyklostradą na Powsin a potem przez Konstancin, Siedliska, Żabieniec ku domowi.

Za chwilę zanurzę się w rezerwacie Morysin © teich

Sadurka czyli Potok Służewiecki kieruje się po przekroczeniu jazu ku Wilanówce © teich

Most rzymski z kompleku pałacu wilanowskiego widziany z drugiej strony stawu. © teich
Okazało się ,że kieruje się ku mostkowi nad jazem piętrzącym stawy wilanowskie. Po przejściu kładki zanurzyłem się w teren rezerwatu Morysin. Bardzo klimatyczne miejsca, a przez rezerwat biegnie czarny szlak turystyczny więc eksploracja po ścieżkach nie grozi jakimiś niespodziewanymi nieprzyjemnościami. Twarda ubita ścieżka była łatwa do pokonania rowerem a widoki zielonych wilanowskich terenów przypałacowych dały inną perspektywę spojrzenia na ten okazały zabytek. Tak mi się spodobało ,że na pewno pojadę tamtędy nie jeden raz. by dojechać z drugiej strony do ciągle jeszcze remontowanej Vogla. reszta to tradycyjnie przejazd cyklostradą na Powsin a potem przez Konstancin, Siedliska, Żabieniec ku domowi.

Za chwilę zanurzę się w rezerwacie Morysin © teich

Sadurka czyli Potok Służewiecki kieruje się po przekroczeniu jazu ku Wilanówce © teich

Most rzymski z kompleku pałacu wilanowskiego widziany z drugiej strony stawu. © teich
- DST 32.00km
- Teren 3.00km
- Czas 02:05
- VAVG 15.36km/h
- Temperatura 24.0°C
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 sierpnia 2025
Kategoria znasz li ten kraj
Do i odpracowo - grób powstańców przy Rzodkiewki
Przeglądając zbierane latami notatki krajoznawcze przykuło moja uwagę wspomnienie o grobie harcerzy poległych 2-08-1944 , których grób znajduje się gdzieś w okolicach rowu Wolica. Poczułem ukłucie żalu, że do tej pory nie mam tego miejsca odwiedzonego więc postanowiłem to nadrobić wracając do domu. Jak się wie gdzie czegoś szukać to już tak jakby się w połowie to znalazło. I rzeczywiście dojazd był całkiem dogodny, nawet nie musiałem się tłuc po płytach betonowych tylko spacerowo po wale wspomnianego rowu.
Znalazłem, odwiedziłem, zadumałem się i mile zaskoczyłem ,że nie tylko ja kieruję się ku takim pamiątkom terenowym.

Grób młodych powstańców , chyba jedyny taki w obrębie Wilanowa © teich

Kamień pamiątkowy na grobie powstańców © teich

Mogiła dwóch młodych postańców nieopodal rowu Wilica © teich

Stara wierzba płacząca rosnąca zapewne od wielu lat przy tej mogile © teich

Póki czerni się ścieżka ku tej krzywej wierzbie, pod którą za Polskę oddaliście życie, dopóty ten naród godzien jest wolności. © teich
Znalazłem, odwiedziłem, zadumałem się i mile zaskoczyłem ,że nie tylko ja kieruję się ku takim pamiątkom terenowym.

Grób młodych powstańców , chyba jedyny taki w obrębie Wilanowa © teich

Kamień pamiątkowy na grobie powstańców © teich

Mogiła dwóch młodych postańców nieopodal rowu Wilica © teich

Stara wierzba płacząca rosnąca zapewne od wielu lat przy tej mogile © teich

Póki czerni się ścieżka ku tej krzywej wierzbie, pod którą za Polskę oddaliście życie, dopóty ten naród godzien jest wolności. © teich
- DST 64.00km
- Czas 04:05
- VAVG 15.67km/h
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 6 sierpnia 2025
Kategoria znasz li ten kraj
Przez lasy nadnoteckie
Kolejny raz przy okazji prac wyjazdowych wziąłem ze sobą do samochodu rower, tym, razem wyjazd służbowy kierował mnie w północną Wielkopolskę i spontanicznie zaplanowałem sobie pojeździć w rowerem po Puszczy Noteckiej. Stało się trochę inaczej ponieważ załatwiłem sobie nocleg w okolicach Czarnkowa. Takie położenie sprawiło ,że zamiast kierować się na zachód przeciw zimnemu i dość uporczywemu wiatrowi postanowiłem jechać w osi północ południe. Miejscem startowym był parking zakładu Plastmet w Lubaszu i dalej kierowałem się przez Czarnków do Trcianki ,które to dwie miejscowości tworzą wspólnie jeden powiat. W Trzciance zawróciłem i kierując się przez kompleksy leśne Pojezierza Wałckiego wracałem do Lubaszu z zamiarem pokonania Noteci przez przeprawę promową w Ciszkowie.

Pomnik powstańca wielkopolskiego w Czarnkowie © teich

Przeprawa mostowa przez Noteć na trasie Czarnków Trzcianka © teich
W zasadzie wyjazd miał dwa oblicza- orki w stronę Trzcianki i superkomfortowym powrotem bocznymi drogami przez lasy nadnoteckie. Do Trzcianki droga , która się kierowałem przez Czarnków okazała sie być dosyć uczęszczana przez ciężarówki, co przy niewielkiej jej szerokości oraz częstymi podjazdami pod pagórki morenowe skutkowało silną presją warczących aut za plecami, które czekały na dogodne miejsce by mnie wyprzedzić.
I tak jak nagle po długim zjeździe znalazłem się w Czarnkowie, tak również po dłuższej jeździe przez las wjechałem dość niespodziewanie do Trzcianki. W obydwu miastach zrobiłem krótki przejazd po centrum poznając urokliwe kamieniczki i dosyć wiekowe kościoły, przy czym ten w Trzciance był dostępny jedynie do kruchty.

Trzcianka - kościół pw świętego Jana Chrzciciela © teich
Jak wspomniałem Trzcianka była półmetkiem od którego zacząłem powrót , ale nie śladem dojazdu tylko bocznymi drogami po zachodniej stronie drogi 178.
i to był strzał w dziesiątkę. Ściany lasu chroniły skutecznie przed zachodnim wiatrem, słonko dogrzewało z góry, zapach mokrego igliwia, piękny świetlisty bór chrobotkowy pachnący grzybowo. P O E Z J A!

Nadnoteckie lasy © teich
Nawet nie zauważyłem jak przeleciałem w takich okolicznościach przyrody niemal 20 km i znalazłem się w Gajewie przy sklepie. Tam zasięgnąłem języka na okoliczność promu. Potwierdziło się, że jest, że przewozi, że łatwy dojazd. Pozostało dojechać do niego ze 2,5 km przez nadnoteckie łąki, na których wiatr hulał niczym nie ograniczony sprawiając niemiłe zimne wrażenie. Druga kwestia ,która rzucała się w oczy to całkowita martwota, ani krów, ani owiec, ani koni nic, wielki łąki pozostawione samym sobie. Jedyne życie to awifauna, która bujała w powietrzu.

Dolina Noteci, morze zielonych łąk na najdalszym planie obramowana wysokim lewym brzegiem Noteci © teich
Mój Boże na moich oczach hodowla została zepchnięta do obór, gdzie krowy nawet nie znają bezpośredniego światła dziennego a karmę dostają pod nos. Gdy dojechałem nad Noteć prom był po drugiej stronie ale panowie z obsługi po kilku minutach przypłynęli po mnie by zabrać mnie na drugi brzeg. Dłużej zeszło nam się na plotkowaniu niż na samej przepławce. Bardzo sympatyczni przewoźnicy. Jak będę jeszcze kiedyś to na pewno zajadą odwiedzić, z przysłowiowym sześciopakiem, wszak przewóz przez Noteć był całkiem darmowy.

Przeprawa mostowa Gajewo - Ciszkowo © teich
Po drugiej stronie przeprawy leży miejscowość Ciszkowo a stąd już niespełna 10 km do Lubasza by domknąć okrążenie. Jednak by dostać się do Lubasza trzeba wspinać się przez kilka kilometrów podjazdem do Goraja , trochę mnie zmulił ten pojazd ale dałem radę a potem już tylko gładkim asfaltem dojazd do samochodu i powrót z Wielkopolski do domu.

Lubasz- kościół pw narodzenia Najświętszej Maryi panny © teich

Pomnik powstańca wielkopolskiego w Czarnkowie © teich

Przeprawa mostowa przez Noteć na trasie Czarnków Trzcianka © teich
W zasadzie wyjazd miał dwa oblicza- orki w stronę Trzcianki i superkomfortowym powrotem bocznymi drogami przez lasy nadnoteckie. Do Trzcianki droga , która się kierowałem przez Czarnków okazała sie być dosyć uczęszczana przez ciężarówki, co przy niewielkiej jej szerokości oraz częstymi podjazdami pod pagórki morenowe skutkowało silną presją warczących aut za plecami, które czekały na dogodne miejsce by mnie wyprzedzić.
I tak jak nagle po długim zjeździe znalazłem się w Czarnkowie, tak również po dłuższej jeździe przez las wjechałem dość niespodziewanie do Trzcianki. W obydwu miastach zrobiłem krótki przejazd po centrum poznając urokliwe kamieniczki i dosyć wiekowe kościoły, przy czym ten w Trzciance był dostępny jedynie do kruchty.

Trzcianka - kościół pw świętego Jana Chrzciciela © teich
Jak wspomniałem Trzcianka była półmetkiem od którego zacząłem powrót , ale nie śladem dojazdu tylko bocznymi drogami po zachodniej stronie drogi 178.
i to był strzał w dziesiątkę. Ściany lasu chroniły skutecznie przed zachodnim wiatrem, słonko dogrzewało z góry, zapach mokrego igliwia, piękny świetlisty bór chrobotkowy pachnący grzybowo. P O E Z J A!

Nadnoteckie lasy © teich
Nawet nie zauważyłem jak przeleciałem w takich okolicznościach przyrody niemal 20 km i znalazłem się w Gajewie przy sklepie. Tam zasięgnąłem języka na okoliczność promu. Potwierdziło się, że jest, że przewozi, że łatwy dojazd. Pozostało dojechać do niego ze 2,5 km przez nadnoteckie łąki, na których wiatr hulał niczym nie ograniczony sprawiając niemiłe zimne wrażenie. Druga kwestia ,która rzucała się w oczy to całkowita martwota, ani krów, ani owiec, ani koni nic, wielki łąki pozostawione samym sobie. Jedyne życie to awifauna, która bujała w powietrzu.

Dolina Noteci, morze zielonych łąk na najdalszym planie obramowana wysokim lewym brzegiem Noteci © teich
Mój Boże na moich oczach hodowla została zepchnięta do obór, gdzie krowy nawet nie znają bezpośredniego światła dziennego a karmę dostają pod nos. Gdy dojechałem nad Noteć prom był po drugiej stronie ale panowie z obsługi po kilku minutach przypłynęli po mnie by zabrać mnie na drugi brzeg. Dłużej zeszło nam się na plotkowaniu niż na samej przepławce. Bardzo sympatyczni przewoźnicy. Jak będę jeszcze kiedyś to na pewno zajadą odwiedzić, z przysłowiowym sześciopakiem, wszak przewóz przez Noteć był całkiem darmowy.

Przeprawa mostowa Gajewo - Ciszkowo © teich
Po drugiej stronie przeprawy leży miejscowość Ciszkowo a stąd już niespełna 10 km do Lubasza by domknąć okrążenie. Jednak by dostać się do Lubasza trzeba wspinać się przez kilka kilometrów podjazdem do Goraja , trochę mnie zmulił ten pojazd ale dałem radę a potem już tylko gładkim asfaltem dojazd do samochodu i powrót z Wielkopolski do domu.

Lubasz- kościół pw narodzenia Najświętszej Maryi panny © teich
- DST 57.00km
- Teren 6.00km
- Czas 03:00
- VAVG 19.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 września 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Głowno- kolebka Citroena
W zasadzie Głowno stanowiło tylko bazę wypadową tej wycieczki. Już od samego początku mocno napięty timing sugerował by to, co ciekawego ma do zaproponowania to podłódzkie miasto poznać na zakończenie wycieczki, o ile w ogóle będzie na to czas. Po przebiórce na parkingu pod galerią Głowno sprawdziłem stan techniczny roweru, który dziś wyjątkowo obijał mi się na pace, sprawdziłem co tam jest w kuferku i natychmiast ruszyłem zgodnie z zaplanowaną marszrutą w kierunku Walewic. Na chwilę wszedłem jedynie do urzędu miasta by zdobyć potwierdzenie w książeczce wycieczek kolarskich i po zaopatrzeniu przez miłe panie w darmowa mapkę Głowna i życzenia pomyślności pojechałem na północ kierując się na gminną wieś Bielawy. Ponieważ zawsze w mieście mam kłopoty ze sprawnym opuszczeniem w zaplanowanym kierunku to zaczepiłem pierwszego kierowcę, który dosyć jasno i oględnie wytłumaczył mi całą drogę do Bielaw, a wyjazd co oczywiste był ulicą Bielawską. Jak mogłem na to nie wpaść?
Po przejechaniu toru kolei Łowicz- Łódź zapuściłem się zatem w pogranicze łódzko księżackie.
Oczywiście dominują krajobrazy leśne bliżej Głowna i rolne im dalej od niego.

Rolnicze klimaty doliny warszawsko-berlińskiej © teich
A poza tym droga była całkiem niezłej jakości i o niewielkim natężeniu samochodów osobowych. I dobrze, bo miejscami była szeroka ( a w zasadzie wąska) na samochód i rowerzystę obok. Pchany wiatrem , czego nie byłem świadomy, dosyć sprawnie dojechałem do Bielaw, które na mapie miały również symbol zabytkowego kościoła. I rzeczywiście we wsi znajduje się gotycki kościół pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Kościół jak to najczęściej bywa w dni robocze miał zamknięte odrzwia, więc nic poza zewnętrzną sylwetką nie dane mi było obejrzeć. Sfotografowałem jeszcze drewnianą dzwonnicę, kto wie, może uda się uzbierać punkty na kolejny stopień odznaki "Szlakiem architektury drewnianej województwa Łódzkiego"?

Pierwszy z zabytkowych kościołów w Bielawach © teich
Na miejscowym cmentarzu są jeszcze kwatery z Bitwy nad Bzurą, ale od długiego czasu nie prowadzę już turystyki nagrobkowej i odpuszczam sobie z góry takie klimaty.
Z miejscowości Bielawy jest stosunkowo blisko do pałacu w Walewicach, którego zdjęcia wielokrotnie przedstawiał kolega Goździk, który jest z tamtych rejonów. Nie mogłem zatem odpuścić takiej atrakcji.
Dostęp do tego pałacu jest wolny, choć jest on częścią stadniny koni Walewice. Tym atrakcyjniej prezentował się podjazd, że były ustawiane zdjęcia nowożeńców. Były więc i konie i powóz i ładne panie i eleganccy panowie. I między nich wlazłem ja w obcisłych ciuchach rowerowych. Co ciekawe pan gospodarz( ubrany w stosowne ubranie stajennego) był całkiem gościnny i miły, jednak od razu uprzedził, że zwiedzanie wnętrza pałacu jest możliwe jedynie w niedzielę, a widząc moją spoconą facjatę łamiącym się głosem sumitował się ,że niestety i kawiarnia i restauracja również są czynne jedynie w weekendy.

Pałac w Walewicach ma swój urok. © teich
Na końcu gościnny stajenny okazał się być dyrektorem stadniny. Na razie wydawało mi się ,że jestem ciągle o czasie, podjąłem zatem decyzję spontaniczną by skierować się do nieodległej Soboty, która co prawda jest po drugiej stronie Bzury jednak to ciągle jest gmina Bielawy.

Rzut oka na Bzurę © teich
Dodatkową zachętą było kilka kierunkowskazów informujących o krajoznawczych ciekawostkach w Sobocie.
Ciągle nie będąc świadomym, że wiatr pcha mnie do przodu ruszam na luzaka do Soboty. Tamże poznaję miejscowy kościół pw. św. Piotra i Pawła, tym razem gotycko-renesansowy, co nie zmienia faktu, że również zamknięty na cztery spusty i poza sylwetką kościoła nic nie można zobaczyć. Z ciekawostek dowiaduję się ,że z tej wsi pochodzi powstaniec listopadowy Artur Zawisza, którego imieniem jest nazwany jeden z ważniejszych placów Warszawy w ciągu Alei Jerozolimskich.

Sobota i wyłaniający się z zza łuku drogi kolejny zabytkowy kościół © teich
W Sobocie również jest ciekawy zameczek ( nie widziałem ) oraz drewniany kościółek cmentarny ( także nie widziałem). jednak po kilkuminutowym szukaniu sklepu by kupić coś do picia ( też nic z tego nie wyszło, choć nieopodal był sklep Dino, ale byłem już tak rozkręcony ,że nie zatrzymywałem się) uznałem, że to najwyższa pora by zrobić wycof do Głowna zahaczając jeszcze o gminę Domaniewice.

aproszenie na dożynki © teich
I tu zaczęła się orka. Nie dość ,że centralnie pod wiatr, to jeszcze zauważalnie od Bzury teren narastał w stronę Głowna.
Po powrocie na prawy brzeg Bzury odwiedzam jeszcze miejscowość Chruślin, w której również jest zabytkowy kościół podobny do tego w Sobocie także opisany jako gotycko renesansowy . Mając jednak cały czas świadomość orki pod wiatr ruszam natychmiast dalej po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia.

Chruślino- kościół św. Michała Archanioła © teich
I od tej pory zaczyna się mielenie pedałami do przodu, do przodu i jeszcze raz do przodu. I tak w końcu dojechałem do Głowna, jednak finalnie miałem ponad 40 minut spóźnienia, które po przebraniu się , wizycie w biedronce, wypiciu radlerka w wersji 0 % i energetyka bezcukrowego wzrosło do 60 minut. I z takim opóźnieniem dojechałem finalnie autem do dentystki .
Liczne niedopatrzenia krajoznawcze sugerują by ponownie jakoś skomponować podróż rowerową w tych okolicach, ale kiedyż do niej dojdzie?
I na koniec dwa słowa co do tego Citroena. Na mapce, którą dostałem w urzędzie miasta przytoczona został informacja, że młody inżynier Andre Citroen osiadł w 1900 roku na obrzeżach Głowna, w którym w tamtym czasie znajdowała sie Walcownia Miedzi Mosiądzu i Drutu ( ta fabryka walcowała stal ozdobną na trumnę Piłsudskiego). To w tych zakładach młody Citroen zetknął się ( podobno) z kołami zębatymi o zazębieniu daszkowym. Widząc olbrzymi potencjał w nich gdy zostaną wykonane ze stali , odkupił patent i zastosował go już w swych wyrobach we Francji. Zarys zębów daszkowych pozostał logo Citroenów aż do dziś. Przy okazji dowiedziałem się ,że takie V lub odwrócone V nazywa się szewronem.
Po przejechaniu toru kolei Łowicz- Łódź zapuściłem się zatem w pogranicze łódzko księżackie.
Oczywiście dominują krajobrazy leśne bliżej Głowna i rolne im dalej od niego.

Rolnicze klimaty doliny warszawsko-berlińskiej © teich
A poza tym droga była całkiem niezłej jakości i o niewielkim natężeniu samochodów osobowych. I dobrze, bo miejscami była szeroka ( a w zasadzie wąska) na samochód i rowerzystę obok. Pchany wiatrem , czego nie byłem świadomy, dosyć sprawnie dojechałem do Bielaw, które na mapie miały również symbol zabytkowego kościoła. I rzeczywiście we wsi znajduje się gotycki kościół pod wezwaniem Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Kościół jak to najczęściej bywa w dni robocze miał zamknięte odrzwia, więc nic poza zewnętrzną sylwetką nie dane mi było obejrzeć. Sfotografowałem jeszcze drewnianą dzwonnicę, kto wie, może uda się uzbierać punkty na kolejny stopień odznaki "Szlakiem architektury drewnianej województwa Łódzkiego"?

Pierwszy z zabytkowych kościołów w Bielawach © teich
Na miejscowym cmentarzu są jeszcze kwatery z Bitwy nad Bzurą, ale od długiego czasu nie prowadzę już turystyki nagrobkowej i odpuszczam sobie z góry takie klimaty.
Z miejscowości Bielawy jest stosunkowo blisko do pałacu w Walewicach, którego zdjęcia wielokrotnie przedstawiał kolega Goździk, który jest z tamtych rejonów. Nie mogłem zatem odpuścić takiej atrakcji.
Dostęp do tego pałacu jest wolny, choć jest on częścią stadniny koni Walewice. Tym atrakcyjniej prezentował się podjazd, że były ustawiane zdjęcia nowożeńców. Były więc i konie i powóz i ładne panie i eleganccy panowie. I między nich wlazłem ja w obcisłych ciuchach rowerowych. Co ciekawe pan gospodarz( ubrany w stosowne ubranie stajennego) był całkiem gościnny i miły, jednak od razu uprzedził, że zwiedzanie wnętrza pałacu jest możliwe jedynie w niedzielę, a widząc moją spoconą facjatę łamiącym się głosem sumitował się ,że niestety i kawiarnia i restauracja również są czynne jedynie w weekendy.

Pałac w Walewicach ma swój urok. © teich
Na końcu gościnny stajenny okazał się być dyrektorem stadniny. Na razie wydawało mi się ,że jestem ciągle o czasie, podjąłem zatem decyzję spontaniczną by skierować się do nieodległej Soboty, która co prawda jest po drugiej stronie Bzury jednak to ciągle jest gmina Bielawy.

Rzut oka na Bzurę © teich
Dodatkową zachętą było kilka kierunkowskazów informujących o krajoznawczych ciekawostkach w Sobocie.
Ciągle nie będąc świadomym, że wiatr pcha mnie do przodu ruszam na luzaka do Soboty. Tamże poznaję miejscowy kościół pw. św. Piotra i Pawła, tym razem gotycko-renesansowy, co nie zmienia faktu, że również zamknięty na cztery spusty i poza sylwetką kościoła nic nie można zobaczyć. Z ciekawostek dowiaduję się ,że z tej wsi pochodzi powstaniec listopadowy Artur Zawisza, którego imieniem jest nazwany jeden z ważniejszych placów Warszawy w ciągu Alei Jerozolimskich.

Sobota i wyłaniający się z zza łuku drogi kolejny zabytkowy kościół © teich
W Sobocie również jest ciekawy zameczek ( nie widziałem ) oraz drewniany kościółek cmentarny ( także nie widziałem). jednak po kilkuminutowym szukaniu sklepu by kupić coś do picia ( też nic z tego nie wyszło, choć nieopodal był sklep Dino, ale byłem już tak rozkręcony ,że nie zatrzymywałem się) uznałem, że to najwyższa pora by zrobić wycof do Głowna zahaczając jeszcze o gminę Domaniewice.

aproszenie na dożynki © teich
I tu zaczęła się orka. Nie dość ,że centralnie pod wiatr, to jeszcze zauważalnie od Bzury teren narastał w stronę Głowna.
Po powrocie na prawy brzeg Bzury odwiedzam jeszcze miejscowość Chruślin, w której również jest zabytkowy kościół podobny do tego w Sobocie także opisany jako gotycko renesansowy . Mając jednak cały czas świadomość orki pod wiatr ruszam natychmiast dalej po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia.

Chruślino- kościół św. Michała Archanioła © teich
I od tej pory zaczyna się mielenie pedałami do przodu, do przodu i jeszcze raz do przodu. I tak w końcu dojechałem do Głowna, jednak finalnie miałem ponad 40 minut spóźnienia, które po przebraniu się , wizycie w biedronce, wypiciu radlerka w wersji 0 % i energetyka bezcukrowego wzrosło do 60 minut. I z takim opóźnieniem dojechałem finalnie autem do dentystki .
Liczne niedopatrzenia krajoznawcze sugerują by ponownie jakoś skomponować podróż rowerową w tych okolicach, ale kiedyż do niej dojdzie?
I na koniec dwa słowa co do tego Citroena. Na mapce, którą dostałem w urzędzie miasta przytoczona został informacja, że młody inżynier Andre Citroen osiadł w 1900 roku na obrzeżach Głowna, w którym w tamtym czasie znajdowała sie Walcownia Miedzi Mosiądzu i Drutu ( ta fabryka walcowała stal ozdobną na trumnę Piłsudskiego). To w tych zakładach młody Citroen zetknął się ( podobno) z kołami zębatymi o zazębieniu daszkowym. Widząc olbrzymi potencjał w nich gdy zostaną wykonane ze stali , odkupił patent i zastosował go już w swych wyrobach we Francji. Zarys zębów daszkowych pozostał logo Citroenów aż do dziś. Przy okazji dowiedziałem się ,że takie V lub odwrócone V nazywa się szewronem.
- DST 56.00km
- Czas 02:49
- VAVG 19.88km/h
- Temperatura 29.0°C
- Kalorie 1793kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 sierpnia 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Mała pętelka po Pojezierzu Brodnickim
Okolica przepiękna , tylko te polodowcowe wzgórza!
Już na pierwszym podjeździe zrozumiałem czemu na sąsiednim samochodzie przymocowane były rowery elektryczne. Więc po jednym dniu rowerowania zmieniłem pojazd na poruszający się za pomocą wioseł i w ten sposób eksplorowałem okolice od Cichego po Bachotek. Na pewno wrócę tu z namiotem , ale tylko gdy będzie taka pogoda jaka była przez cały tygodniowy wyjazd.

Jezioro Ciche © teich

Jar jakiejś strużki nieopodal leśniczówki Rytebłota © teich

Gdzieś w okolicach jeziora Strażym © teich

Rzeczka Skarlanka zasila jezioro Bachotek - przeczysta, ale dno to jedne wielkie bagno © teich

Schron Brodnickiego Rejonu Umocnionego nieopodal mostku na drodze do Zbiczna © teich

Plaża nad jeziorem Zbiczno © teich
Już na pierwszym podjeździe zrozumiałem czemu na sąsiednim samochodzie przymocowane były rowery elektryczne. Więc po jednym dniu rowerowania zmieniłem pojazd na poruszający się za pomocą wioseł i w ten sposób eksplorowałem okolice od Cichego po Bachotek. Na pewno wrócę tu z namiotem , ale tylko gdy będzie taka pogoda jaka była przez cały tygodniowy wyjazd.

Jezioro Ciche © teich

Jar jakiejś strużki nieopodal leśniczówki Rytebłota © teich

Gdzieś w okolicach jeziora Strażym © teich

Rzeczka Skarlanka zasila jezioro Bachotek - przeczysta, ale dno to jedne wielkie bagno © teich

Schron Brodnickiego Rejonu Umocnionego nieopodal mostku na drodze do Zbiczna © teich

Plaża nad jeziorem Zbiczno © teich
- DST 26.00km
- Teren 12.00km
- Temperatura 30.0°C
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 7 sierpnia 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Pętelka po Sierakowskim Parku Krajobrazowym
Na każdy służbowy wyjazd interwencyjny staram się zabierać ze sobą rower ( o ile jest jeszcze na niego miejsce), tak by po pracy zamiast sączyć zimne piwo po ekonomicznych hotelach zająć czas rozpoznaniem krajobrazowym i jednocześnie pozwiedzać okolice na rowerze. Rower pozwala przejechać tam, gdzie samochodem się nie będzie chciało wjechać, rowerem zawsze zatrzymamy się przy interesujących miejscach, a wyhamowanie samochodu przychodzi zawsze z kłopotem, że o cofaniu się już nie wspomnę.
Tym razem niestety nie udało mi się podgonić z pracą na tyle by myśleć o większym dystansie więc po 15 gdy zleceniodawca zamykał firmę mogłem wrócić do samochodu na przebiórkę, rozpoznanie jeszcze raz dróg i po krótkim posiłku w oparciu o produkty z biedry (sałatka jarzynowo śledziowa + półbagietka + jogurt) ruszyłem w drogę po Sierakowskim. Kiedy ostatni raz byłem w tej okolicy to właśnie trwały blokady chłopskie na drogach i do Kwilcza musiałem jechać bocznymi drogami kilkanaście kilometrów , choć byłem może o 400 metrów od celu. Ale dzięki tym zupełnie bocznym traktom zobaczyłem m.in chodzące po wiosennych polach żurawie i wtedy postanowiłem, że przy najbliższej okazji tu wrócę na rekonesans rowerowy.
Parku Krajobrazowym, który jak pokazywało google maps jest bogaty w liczne jeziorka. Bogaty w jeziorka? Czyli efekt działania lodowca, czyli- PAGÓRKI!

Gdzieś w Sierakowskim Parku Krajobrazowym © teich
I tych nie brakowało od początku do końca i zapewne to co dla miejscowych cyklistów nie stanowi problemu , mnie przyprawiało o wysoki puls i obfity pot. Jednak miłe oku widoczki a tak jak liczne podjazdy tak i liczne zjazdy pozwalały cieszyć się z kręcenia pedałami.
Planowałem pętlę Kwilcz- Sieraków- Chrzypsko Wielkie - Pniewy - Kwilcz jednak czas upływający szybciej niżbym chciał wymusił odpuszczenie Pniew, a szkoda, bo późniejsze zbłądzenie w terenie spowodowało, że czasowo chyba nie zyskałem nic, bo trafiłem na drogi mało przyjazne szosówce i w kilometrach możem zaoszczędził 5 góra 8 km.

Sieraków zaliczony na rowerze © teich

Kościół w Sierakowie © teich

Wnętrze kościoła w Sierakowie z jego barokowym ołtarzem © teich

Most przez Wartę w Sierakowie © teich

Spodziewałem się dużo więcej- tyle jest całego zamku Opalińskich. © teich

Sieraków słynie również ze stadniny ogierów © teich
Nie rozpisując się zbyt długo- Sieraków to turystycznie ważna miejscowość na okolicę, ilość ośrodków i wypożyczalni sprzętu wodnego nad Jeziorem Jaroszewskim była zaskakująco duża. Czy bym tu przyjechał - niekoniecznie , a jeśli już to raczej na leśny biwak nad drugim z jeziorek - nad Lutomskie, którego rynna obramowana lasem sprawiała wrażenie znacznie bardziej naturalnego i odludnego.

Plaża nad jeziorem Jaroszewskim nieopodal Sierakowa © teich - Błąd w opisie zdjęcia to jest Jezioro Lutomskie.
Z Sierakowa kierowałem się początkowo drogą na Piłę, by bardzo szybko zjechać w prawo i kierować się na Chrzypsko Wielki, które również ciekawie leży nad jeziorem i ma dobrze zagospodarowany brzeg od strony wsi , łącznie z utwardzonym zjazdem do wody pozwalającym slipować łódki, żaglówki i łodzie motorowe. Tylko nie zorientowałem się jak tam jest z noclegiem.

Jezioro Chrzypskie w Chrzypsku Wielkim © teich
I w Chrzypsku po spojrzeniu na zegarek i porównaniu tego z niewielką prędkością średnią postanowiłem jednak nie kierować się na Pniewy tylko robić odkrętkę do Kwilcza. Kolejne pagórki jednak wysysały krew i siły i po dotarciu do pierwszego czynnego sklepu wiejskiego zaległem na dobry kwadrans by nawodnić się radlerami. Poza herbatą na początek roboty i jogurtem to były moje pierwsze tego dnia napoje i musiały być potrzebne organizmowi bo przez kilka wiosek rozglądałem się dosyć uważnie, czy jest gdziekolwiek otwarty sklep spożywczy.
Po odpoczynku śmignąłem już prosto na Kwilcz tak by przed wyjazdem na hotel pofotografować jeszcze co ciekawe w tej miejscowości.

Kościół Michała Archanioła w Kwilczu © teich

Ołtarz w kościele pw. św. Michała Archanioła w Kwilczu © teich

Pałac Kwileckich w Kwilczu © teich
Tym razem niestety nie udało mi się podgonić z pracą na tyle by myśleć o większym dystansie więc po 15 gdy zleceniodawca zamykał firmę mogłem wrócić do samochodu na przebiórkę, rozpoznanie jeszcze raz dróg i po krótkim posiłku w oparciu o produkty z biedry (sałatka jarzynowo śledziowa + półbagietka + jogurt) ruszyłem w drogę po Sierakowskim. Kiedy ostatni raz byłem w tej okolicy to właśnie trwały blokady chłopskie na drogach i do Kwilcza musiałem jechać bocznymi drogami kilkanaście kilometrów , choć byłem może o 400 metrów od celu. Ale dzięki tym zupełnie bocznym traktom zobaczyłem m.in chodzące po wiosennych polach żurawie i wtedy postanowiłem, że przy najbliższej okazji tu wrócę na rekonesans rowerowy.
Parku Krajobrazowym, który jak pokazywało google maps jest bogaty w liczne jeziorka. Bogaty w jeziorka? Czyli efekt działania lodowca, czyli- PAGÓRKI!

Gdzieś w Sierakowskim Parku Krajobrazowym © teich
I tych nie brakowało od początku do końca i zapewne to co dla miejscowych cyklistów nie stanowi problemu , mnie przyprawiało o wysoki puls i obfity pot. Jednak miłe oku widoczki a tak jak liczne podjazdy tak i liczne zjazdy pozwalały cieszyć się z kręcenia pedałami.
Planowałem pętlę Kwilcz- Sieraków- Chrzypsko Wielkie - Pniewy - Kwilcz jednak czas upływający szybciej niżbym chciał wymusił odpuszczenie Pniew, a szkoda, bo późniejsze zbłądzenie w terenie spowodowało, że czasowo chyba nie zyskałem nic, bo trafiłem na drogi mało przyjazne szosówce i w kilometrach możem zaoszczędził 5 góra 8 km.

Sieraków zaliczony na rowerze © teich

Kościół w Sierakowie © teich

Wnętrze kościoła w Sierakowie z jego barokowym ołtarzem © teich

Most przez Wartę w Sierakowie © teich

Spodziewałem się dużo więcej- tyle jest całego zamku Opalińskich. © teich

Sieraków słynie również ze stadniny ogierów © teich
Nie rozpisując się zbyt długo- Sieraków to turystycznie ważna miejscowość na okolicę, ilość ośrodków i wypożyczalni sprzętu wodnego nad Jeziorem Jaroszewskim była zaskakująco duża. Czy bym tu przyjechał - niekoniecznie , a jeśli już to raczej na leśny biwak nad drugim z jeziorek - nad Lutomskie, którego rynna obramowana lasem sprawiała wrażenie znacznie bardziej naturalnego i odludnego.

Plaża nad jeziorem Jaroszewskim nieopodal Sierakowa © teich - Błąd w opisie zdjęcia to jest Jezioro Lutomskie.
Z Sierakowa kierowałem się początkowo drogą na Piłę, by bardzo szybko zjechać w prawo i kierować się na Chrzypsko Wielki, które również ciekawie leży nad jeziorem i ma dobrze zagospodarowany brzeg od strony wsi , łącznie z utwardzonym zjazdem do wody pozwalającym slipować łódki, żaglówki i łodzie motorowe. Tylko nie zorientowałem się jak tam jest z noclegiem.

Jezioro Chrzypskie w Chrzypsku Wielkim © teich
I w Chrzypsku po spojrzeniu na zegarek i porównaniu tego z niewielką prędkością średnią postanowiłem jednak nie kierować się na Pniewy tylko robić odkrętkę do Kwilcza. Kolejne pagórki jednak wysysały krew i siły i po dotarciu do pierwszego czynnego sklepu wiejskiego zaległem na dobry kwadrans by nawodnić się radlerami. Poza herbatą na początek roboty i jogurtem to były moje pierwsze tego dnia napoje i musiały być potrzebne organizmowi bo przez kilka wiosek rozglądałem się dosyć uważnie, czy jest gdziekolwiek otwarty sklep spożywczy.
Po odpoczynku śmignąłem już prosto na Kwilcz tak by przed wyjazdem na hotel pofotografować jeszcze co ciekawe w tej miejscowości.

Kościół Michała Archanioła w Kwilczu © teich

Ołtarz w kościele pw. św. Michała Archanioła w Kwilczu © teich

Pałac Kwileckich w Kwilczu © teich
- DST 47.00km
- Teren 2.00km
- Czas 02:31
- VAVG 18.68km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 lipca 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Po Saskiej Kępie śladami Agnieszki Osieckiej
Piosenka " Małgośka" w wykonaniu Maryli Rodowicz, to klasyka polskiej muzyki estradowej, lekki tekst, ponadczasowa muzyka i sama piosenkarka dały polskiej fonografii przebój wszechczasów. Pierwsze wersy "To był maj, pachniała Saska Kępa, szalonym ,zielonym bzem..." wydają się być chyba równie rozpoznawalne jak pierwsze słowa mickiewiczowskiego "Pana Tadeusza". Ale agnieszka Osiecka, była nad wyraz płodną tekściarką (wszak to to samo pokolenie co Wojciech Młynarski) a znacznie prostsze teksty pozwoliły na utrwalenie w świadomości zbiorowej Polaków w większej liczbie niż kolejne strofy naszych wieszczów. Daleko nie szukając ballada "Deszcze niespokojne" w wykonaniu Fettinga to również klasyka , czy "Nim wstanie dzień" w wykonaniu również Fettinga ale z pierwszego polskiego "westernu" "Prawo i pięść" itd itp.
Z jedną piosenką znam ciekawą przygodę przywołaną w "Starorzeczach" pana Antoniego Kroh. Chodzi o "Okularników", która to piosenka powstała w pierwszej połowie lat 60tych na potrzeby STSu i opowiadała o wkraczanie w dorosłe życie studentów.. Tym ciekawym fragmentem piosenki , który nie spodobał się urzędnikom z wydziału kontroli prasy, publikacji i widowisk z Mysiej 2 były ostatnie wersy podczas których , jak to wymyśliła Osiecka:
Wymęczeni, wychudzeni,
z dyplomami już w kieszeni,
odpływają pociągami,
potem żenią się z żonami.
Potem kończą w jakimś mieście
za te polskie tysiąc dwieście.
Itp., itd.,
itd.
Według panów cenzorów takie sformułowanie nie korespondowało z ambicjami Polski Ludowej, gdyż była to ( podobno) na tamte czasy bardzo , bardzo skromna pensyjka. Zażądali więc podwyżki dla wychudzonych i wymęczonych absolwentów szkół wyższych. Pani Agnieszka Osiecka zmieniła zatem tekst tak ,że jest on obecnie znany w formie:
Wymęczeni, wychudzeni,
z dyplomami już w kieszeni,
odpływają pociągami,
potem żenią się z żonami.
Potem wiążą koniec z końcem
za te polskie dwa tysiące.
Itp., itd.,
itd.
Ale ludzie jak to ludzie doskonale wyczuli drugi sens , że ta podwyżka to jednak obniżka. Bo z kolei 2 tysiące wtedy nijak się miało do otrzymywanych poborów i wkrótce ulica warszawska mówiła no tak ona tysiąc i on tysiąc. Ot tak byliśmy kiedyś jako społeczeństwo przekorni wobec władzy.
Wczorajsze popołudnie z temperaturą poniżej 25 st. C. zachęciło mnie do wypadu na Saską Kępę, gdzie już od dawna miałem ochotę zobaczyć tamtejszy pomnik/ rzeźbę poświęcona Agnieszce Osieckiej, której jak wszyscy zapewne wiedzą w maju pachniała okolica bzami. Osobiście, poza jedną wizytą z dzieckiem w szpitalu na Niekłańskiej, nigdy nie byłem w tych okolicach by poszwendać się po uliczkach i próbować odnaleźć czar, któremu oddawała się ta znana autorka wielu polskich piosenek. W zasadzie poza wymienioną rzeźbą oraz napisem na domie , w którym mieszkała innych literalnie nazwanych miejsc nie ma. Te, które odwiedziłem dodatkowo, wynikały z przeczytanej kiedyś propozycji spaceru po Saskiej Kępie śladami Osieckiej. Sama okolica jest bardzo zwarta w zabudowie, z ciasnymi najczęściej jednokierunkowymi uliczkami , w wielu miejscach w kiepskim stanie. Zatem odwiedzone miejsca nie w kolejności ich odwiedzania a w kolejności biegu życia Agnieszki Osieckiej.

Jakubowska 16 - lokal nr 5 to pierwsze mieszkanie wtedy jeszcze malutkiej Agniesi © teich

Jakubowska 14 lokal 2 - do tego lokalu wprowadzili się rodzice Agnieszki Osieckiej w 1945 roku © teich

Saska 101 - tu chodziła do szkoły podstawowej przyszła autorka wielu polskich szlagierów © teich

Obrońców 31- Żeńskie Liceum im Marii Curie-Skłodowskiej, do którego uczęszczała Agnieszka Osiecka i w którym tworzyła pierwsze utwory pod pseudonimem Bożena Ostoja © teich

Dąbrowiecka 25 - ostoja domowa artystki, w której zamieszkiwała wspólnie z mamą Marią © teich
W tym miejscu powinienem wstawić zdjęcie domu Francuska 31, w którym mieściła się ulubiona knajpa Agnieszko Osieckiej - kiedyś "Nadwiślańska", potem "Podhalańska", potem "Cafe Sax" i jeszcze potem "Cafe Baobab" czy ostatecznie "La Caterina". Niestety nawet ta ostatnia knajpa serwująca kuchnię meksykańska nie przetrwała. Zdjęcia brak.

Artystka w spiżowej postaci- Francuska róg Obrońców © teich

Pamiątkowy napis na domie na Dąbrowieckiej © teich
Z jedną piosenką znam ciekawą przygodę przywołaną w "Starorzeczach" pana Antoniego Kroh. Chodzi o "Okularników", która to piosenka powstała w pierwszej połowie lat 60tych na potrzeby STSu i opowiadała o wkraczanie w dorosłe życie studentów.. Tym ciekawym fragmentem piosenki , który nie spodobał się urzędnikom z wydziału kontroli prasy, publikacji i widowisk z Mysiej 2 były ostatnie wersy podczas których , jak to wymyśliła Osiecka:
Wymęczeni, wychudzeni,
z dyplomami już w kieszeni,
odpływają pociągami,
potem żenią się z żonami.
Potem kończą w jakimś mieście
za te polskie tysiąc dwieście.
Itp., itd.,
itd.
Według panów cenzorów takie sformułowanie nie korespondowało z ambicjami Polski Ludowej, gdyż była to ( podobno) na tamte czasy bardzo , bardzo skromna pensyjka. Zażądali więc podwyżki dla wychudzonych i wymęczonych absolwentów szkół wyższych. Pani Agnieszka Osiecka zmieniła zatem tekst tak ,że jest on obecnie znany w formie:
Wymęczeni, wychudzeni,
z dyplomami już w kieszeni,
odpływają pociągami,
potem żenią się z żonami.
Potem wiążą koniec z końcem
za te polskie dwa tysiące.
Itp., itd.,
itd.
Ale ludzie jak to ludzie doskonale wyczuli drugi sens , że ta podwyżka to jednak obniżka. Bo z kolei 2 tysiące wtedy nijak się miało do otrzymywanych poborów i wkrótce ulica warszawska mówiła no tak ona tysiąc i on tysiąc. Ot tak byliśmy kiedyś jako społeczeństwo przekorni wobec władzy.
Wczorajsze popołudnie z temperaturą poniżej 25 st. C. zachęciło mnie do wypadu na Saską Kępę, gdzie już od dawna miałem ochotę zobaczyć tamtejszy pomnik/ rzeźbę poświęcona Agnieszce Osieckiej, której jak wszyscy zapewne wiedzą w maju pachniała okolica bzami. Osobiście, poza jedną wizytą z dzieckiem w szpitalu na Niekłańskiej, nigdy nie byłem w tych okolicach by poszwendać się po uliczkach i próbować odnaleźć czar, któremu oddawała się ta znana autorka wielu polskich piosenek. W zasadzie poza wymienioną rzeźbą oraz napisem na domie , w którym mieszkała innych literalnie nazwanych miejsc nie ma. Te, które odwiedziłem dodatkowo, wynikały z przeczytanej kiedyś propozycji spaceru po Saskiej Kępie śladami Osieckiej. Sama okolica jest bardzo zwarta w zabudowie, z ciasnymi najczęściej jednokierunkowymi uliczkami , w wielu miejscach w kiepskim stanie. Zatem odwiedzone miejsca nie w kolejności ich odwiedzania a w kolejności biegu życia Agnieszki Osieckiej.

Jakubowska 16 - lokal nr 5 to pierwsze mieszkanie wtedy jeszcze malutkiej Agniesi © teich

Jakubowska 14 lokal 2 - do tego lokalu wprowadzili się rodzice Agnieszki Osieckiej w 1945 roku © teich

Saska 101 - tu chodziła do szkoły podstawowej przyszła autorka wielu polskich szlagierów © teich

Obrońców 31- Żeńskie Liceum im Marii Curie-Skłodowskiej, do którego uczęszczała Agnieszka Osiecka i w którym tworzyła pierwsze utwory pod pseudonimem Bożena Ostoja © teich

Dąbrowiecka 25 - ostoja domowa artystki, w której zamieszkiwała wspólnie z mamą Marią © teich
W tym miejscu powinienem wstawić zdjęcie domu Francuska 31, w którym mieściła się ulubiona knajpa Agnieszko Osieckiej - kiedyś "Nadwiślańska", potem "Podhalańska", potem "Cafe Sax" i jeszcze potem "Cafe Baobab" czy ostatecznie "La Caterina". Niestety nawet ta ostatnia knajpa serwująca kuchnię meksykańska nie przetrwała. Zdjęcia brak.

Artystka w spiżowej postaci- Francuska róg Obrońców © teich

Pamiątkowy napis na domie na Dąbrowieckiej © teich
- DST 76.00km
- Teren 2.00km
- Czas 04:12
- VAVG 18.10km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 533kcal
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 czerwca 2024
Kategoria znasz li ten kraj
W trójkącie Mińsk- Liw - prawie Kałuszyn
Sobotnia 100 + tak fajnie weszła , że zachęciło mnie by
powtórzyć ten sam wynik ale tym razem na północ od Mińska Mazowieckiego. Tak
jak i wczoraj , tak i dziś ojcem chrzestnym wycieczki jest Paweł Ajdacki,
krajoznawca z Otwocka, który tworzył zarówno przewodnik po ziemi mińskiej jak również
opisy krajoznawcze do mapy Demartu terenów
na wchód od Warszawy. To właśnie wynotowane z obydwu źródeł notatki
krajoznawcze prowadziły mnie po dzisiejszych traktach.
Głównym cele tego dnia to były :
Drugie co do wysokości (223m) , ale bezimienne, wzniesienie na Mazowszu w okolicach Garczyna - tym pierwszym jest oczywiście Altana w okolicach Skarżyska Kamiennej.
Zamek w Liwie
oraz w cyklu poznajemy dwory ze znaczków pocztowych- dwór w Nowej Suchej i dwór w Liwie
Startuję z dworca kolejowego w Mińsku i jadę przez Jakubów, Rządzę, Wiśniew aż do Turka , gdzie na końcu wsi skręcam w krótką leśną drogę prowadzącą w okolicy koty 223, która jak napisał w przewodniku kolega Paweł Ajdacki jest drugim po Altanie wzniesieniem na Mazowszu. W przewodniku tym kolega Paweł podkreślił ciekawe widoki w dolinę Rządzy i Liwca. Hmmm, zapewne tak, tylko te drzewa!

Pierwszy z mijanych kościołów w Jakubowie,pod wezwaniem a jakże św. Jakuba. © teich

Struga Rządza w okolicach miejscowości Rządza © teich

Kościół pw. świętej Trójcy w Wiśniewie © teich

Przejazd przez grzbiet koty 223 między miejscowościami Turek i Garczyn Duży. Od tego miejsca droga prowadzi tylko w dół na obie strony. © teich
Hmmm, zapewne tak, tylko te drzewa!
O ile do tej chwili jazda była mozolna, to po przekroczeniu wzgórza nastąpił długi zjazd w dół ( tu faktycznie pojawiły się miłe dla oka zielone rozciągłości nadliwcowych łąk i pól) przez Zimną Wodę aż do Wyględówka , gdzie skierowałem się na wschód do Wierzbna.
W Wierzbnie niestety skucha, wyznaczona trasa w remoncie. Dzięki uprzejmemu mieszkańcowi, który podpowiedział mi rozsądny objazd dojechałem z większymi lub mniejszymi uciążliwościami do Liwa , w którym na podzamczu właśnie rozpoczynał się pokaz dań przygotowanych przez okoliczne koła gospodyń wiejskich.

Liw- Kościół pw. św. Leonarda © teich

Zamek w Liwie © teich

A na podzamczu rozstawiły się namioty różnych kół gospodyń wiejskich ze swymi specjałami © teich
Bliższe dane: W Zamkowej Kuchni na Szlaku Książąt Mazowieckich - Witryna Mazovia.pl
O żesz- a ja właśnie po wczorajszych doświadczeniach, gdy zjedzone śniadanie ciążyło mi niemal przez półtorej godziny, aż do tej pory jechałem o głodzie i pragnieniu. Jak można było zatem nie skorzystać z oferty uroczych gospodyń? Nie można było zatem niemniejszym dziękuję:
- kołu gospodyń wiejskich z Czapli- za miłą pogawędkę i pyszne pierogi ruskie oraz pierogi z trocinami oraz lemoniadę
- kołu gospodyń wiejskich z Jabłonny Średniej – za miłą pogawędkę oraz pierogi ruskie i roladę kartoflaną
-Cafe Ratuszowa- za pyszny chłodny kwas chlebowy oraz znakomity chleb razowy

Pierwszy posiłek -chleb ze smalczykiem, pierogi ruskie, pierogi z mięsem i rolada ziemniaczana © teich
Niestety znów ociężały , najedzony niemal do przesady, napojony też pod korek ledwo byłem w stanie pedałować, temperatura powyżej 30 st ,wiatr centralnie w twarz, podjazdy pod kolejne wzgórza i fatalne asfalty w powiecie węgrowskim – wszystko to spowodowało kolosalne kłopoty w tempie podróżowania. Dość powiedzieć ,że dojechanie do odległego może o 12 km Wyszkowa było na granicy wytrzymałości mentalnej.

Liwiec z mostu w ciągu drogi do Węgrowa © teich

Krajobraz widziany z Sowiej Góry - piękna dolina Liwca © teich

Dzika plaża nad Liwcem, w taki upał cieszyła się dużym powodzeniem © teich

Wyszków - kościół Podwyższenia Krzyża Świętego © teich
Na szczęście trafiłem na ostatni 2 minuty otwarcia sklepu i po wypiciu chłodnego karmi oraz równie chłodnego energetyka ruszyłem w dalszą drogę, choć tempo pedałowania dalej było dramatycznie słabe, a letnicy kąpiący się w Liwcu w okolicy wyszkowskiego mostu, tylko podnosili ciśnienie by zjechać w bok i zanurzyć się w wodzie. Najgorsze, ze nie wziąłem z domu bidonu i jechałem do najbliższego sklepu, który się nie pojawiał i nie pojawiał. Dokręciłem jakoś do Nowej Suchej, gdzie odwiedziłem muzeum architektury drewnianej regionu siedleckiego. Na szczęście na wejściu już jest widok dworku, umieszczonym na znaczku poczty Polskiej nr 3675. Odpoczywając w podcieniu dołączyła do mnie pani kustosz i wobec chwilowego braku dalszych turystów mogliśmy sobie trochę poplotkować, ja o dworkach, ona o kłopotach z ubezpieczaniem takich drewnianych obiektów.

Dwór jak ze znaczka - Muzeum Architektury Drewnianej w Nowej Suchej © teich
Na koniec obmyłem twarz wodą ( dopiero dotarło do mnie jaki jestem spieczony od słońca) i po instrukcjach jak minąć budowaną drogę A2 w okolicach Kałuszyna ruszyłem krótszą drogą do PKP Sosnowe, Na więcej niestety w tym upale nie było mnie stać i z zazdrością patrzyłem na bydło rozkoszujące się w chłodzie wody.

Upał tak doskwierający ,że nawet krowy zaległy w sadzawce © teich
Na koniec serdeczne podziękowania anonimowym panom, którzy w miejscowości Bojmie widząc mnie poszukującego jakiegokolwiek sklepu, widząc moją wykończoną twarz (chyba rzeczywiście fatalnie wyglądałem), sprezentowali mi dwie butelki wody gazowanej i butelkę sprita.
Niech Wam Bóg błogosławi dobrzy ludzie.
Dzięki wam dojazd do przystanku kolejowego Sosnowe okazał się już tylko przejażdżką a nie walką o kolejne kilometry.
Głównym cele tego dnia to były :
Drugie co do wysokości (223m) , ale bezimienne, wzniesienie na Mazowszu w okolicach Garczyna - tym pierwszym jest oczywiście Altana w okolicach Skarżyska Kamiennej.
Zamek w Liwie
oraz w cyklu poznajemy dwory ze znaczków pocztowych- dwór w Nowej Suchej i dwór w Liwie
Startuję z dworca kolejowego w Mińsku i jadę przez Jakubów, Rządzę, Wiśniew aż do Turka , gdzie na końcu wsi skręcam w krótką leśną drogę prowadzącą w okolicy koty 223, która jak napisał w przewodniku kolega Paweł Ajdacki jest drugim po Altanie wzniesieniem na Mazowszu. W przewodniku tym kolega Paweł podkreślił ciekawe widoki w dolinę Rządzy i Liwca. Hmmm, zapewne tak, tylko te drzewa!

Pierwszy z mijanych kościołów w Jakubowie,pod wezwaniem a jakże św. Jakuba. © teich

Struga Rządza w okolicach miejscowości Rządza © teich

Kościół pw. świętej Trójcy w Wiśniewie © teich

Przejazd przez grzbiet koty 223 między miejscowościami Turek i Garczyn Duży. Od tego miejsca droga prowadzi tylko w dół na obie strony. © teich
Hmmm, zapewne tak, tylko te drzewa!
O ile do tej chwili jazda była mozolna, to po przekroczeniu wzgórza nastąpił długi zjazd w dół ( tu faktycznie pojawiły się miłe dla oka zielone rozciągłości nadliwcowych łąk i pól) przez Zimną Wodę aż do Wyględówka , gdzie skierowałem się na wschód do Wierzbna.
W Wierzbnie niestety skucha, wyznaczona trasa w remoncie. Dzięki uprzejmemu mieszkańcowi, który podpowiedział mi rozsądny objazd dojechałem z większymi lub mniejszymi uciążliwościami do Liwa , w którym na podzamczu właśnie rozpoczynał się pokaz dań przygotowanych przez okoliczne koła gospodyń wiejskich.

Liw- Kościół pw. św. Leonarda © teich

Zamek w Liwie © teich

A na podzamczu rozstawiły się namioty różnych kół gospodyń wiejskich ze swymi specjałami © teich
Bliższe dane: W Zamkowej Kuchni na Szlaku Książąt Mazowieckich - Witryna Mazovia.pl
O żesz- a ja właśnie po wczorajszych doświadczeniach, gdy zjedzone śniadanie ciążyło mi niemal przez półtorej godziny, aż do tej pory jechałem o głodzie i pragnieniu. Jak można było zatem nie skorzystać z oferty uroczych gospodyń? Nie można było zatem niemniejszym dziękuję:
- kołu gospodyń wiejskich z Czapli- za miłą pogawędkę i pyszne pierogi ruskie oraz pierogi z trocinami oraz lemoniadę
- kołu gospodyń wiejskich z Jabłonny Średniej – za miłą pogawędkę oraz pierogi ruskie i roladę kartoflaną
-Cafe Ratuszowa- za pyszny chłodny kwas chlebowy oraz znakomity chleb razowy

Pierwszy posiłek -chleb ze smalczykiem, pierogi ruskie, pierogi z mięsem i rolada ziemniaczana © teich
Niestety znów ociężały , najedzony niemal do przesady, napojony też pod korek ledwo byłem w stanie pedałować, temperatura powyżej 30 st ,wiatr centralnie w twarz, podjazdy pod kolejne wzgórza i fatalne asfalty w powiecie węgrowskim – wszystko to spowodowało kolosalne kłopoty w tempie podróżowania. Dość powiedzieć ,że dojechanie do odległego może o 12 km Wyszkowa było na granicy wytrzymałości mentalnej.

Liwiec z mostu w ciągu drogi do Węgrowa © teich

Krajobraz widziany z Sowiej Góry - piękna dolina Liwca © teich

Dzika plaża nad Liwcem, w taki upał cieszyła się dużym powodzeniem © teich

Wyszków - kościół Podwyższenia Krzyża Świętego © teich
Na szczęście trafiłem na ostatni 2 minuty otwarcia sklepu i po wypiciu chłodnego karmi oraz równie chłodnego energetyka ruszyłem w dalszą drogę, choć tempo pedałowania dalej było dramatycznie słabe, a letnicy kąpiący się w Liwcu w okolicy wyszkowskiego mostu, tylko podnosili ciśnienie by zjechać w bok i zanurzyć się w wodzie. Najgorsze, ze nie wziąłem z domu bidonu i jechałem do najbliższego sklepu, który się nie pojawiał i nie pojawiał. Dokręciłem jakoś do Nowej Suchej, gdzie odwiedziłem muzeum architektury drewnianej regionu siedleckiego. Na szczęście na wejściu już jest widok dworku, umieszczonym na znaczku poczty Polskiej nr 3675. Odpoczywając w podcieniu dołączyła do mnie pani kustosz i wobec chwilowego braku dalszych turystów mogliśmy sobie trochę poplotkować, ja o dworkach, ona o kłopotach z ubezpieczaniem takich drewnianych obiektów.

Dwór jak ze znaczka - Muzeum Architektury Drewnianej w Nowej Suchej © teich
Na koniec obmyłem twarz wodą ( dopiero dotarło do mnie jaki jestem spieczony od słońca) i po instrukcjach jak minąć budowaną drogę A2 w okolicach Kałuszyna ruszyłem krótszą drogą do PKP Sosnowe, Na więcej niestety w tym upale nie było mnie stać i z zazdrością patrzyłem na bydło rozkoszujące się w chłodzie wody.

Upał tak doskwierający ,że nawet krowy zaległy w sadzawce © teich
Na koniec serdeczne podziękowania anonimowym panom, którzy w miejscowości Bojmie widząc mnie poszukującego jakiegokolwiek sklepu, widząc moją wykończoną twarz (chyba rzeczywiście fatalnie wyglądałem), sprezentowali mi dwie butelki wody gazowanej i butelkę sprita.
Niech Wam Bóg błogosławi dobrzy ludzie.
Dzięki wam dojazd do przystanku kolejowego Sosnowe okazał się już tylko przejażdżką a nie walką o kolejne kilometry.
- DST 90.00km
- Teren 3.00km
- Czas 05:04
- VAVG 17.76km/h
- Temperatura 36.0°C
- Kalorie 1354kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 czerwca 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Po okolicach Pilawy i Mińska Mazowieckiego
Będąc na wielkim głodzie rowerowania postanowiłem wolną ( ale
i upalną ) sobotę poświęcić nie na relaks nad wodą ale na pokonywanie
mazowieckich dróg . Ojcem chrzestnym rowerowej wędrówki jest kolega Paweł
Ajdacki, którego przewodnik po terenach ziemi mińskiej i otwockiej oraz krajoznawcze oznakowanie obiektów na
mapie Demartu obejmującej tereny na wschód od Warszawy były głównymi
kierunkowskazami kolejnych przystanków krajoznawczych.
Startuję po obfitym śniadaniu, co było błędem. Całą trochę ponadgodzinną drogę do Góry Kalwarii pokonywałem z ociężałością i wyraźnym utrudnieniem, choć ani warunki drogowe ani warunki atmosferyczne nie sprawiały tym razem większych utrudnień. W Górze Kalwarii kilkuminutowy postój, po raz kolejny chciałem odwiedzić wewnątrz pobernardyński kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Niestety po raz kolejny trafiam na zamknięte wnętrze, dostęp jest jedynie do krużganka z prawej strony , dalej wewnętrzne drzwi bronią wstępu do środka. O tym kościele jest kilkuminutowa wspomina w cyklu „Moda na Mazowsze” , jednak co innego widzieć na youtubie, co innego rozbić to samo w naturze własnymi oczyma. Skoro nic ponad to co kilka razy do tej pory to jeszcze tylko fotka jatek, ratusza i Domu Piłata ( kościoła na Górce) oraz przejazd przed kultową kawiarenką bikerów, których pomimo wczesnej godziny było zatrzęsienie.

Przed kawiarenką bajkerską w Górze tłum cyklistów © teich
Nie wchodziłem nawet do środka, kto chciałby poznać klimat tego bikecafe zachęcam do wizyty na blogu Yurka55, który bywał wielokrotnie w tym lokalu prezentując zdjęcia wnętrza i swoje spostrzeżenia.
Z Góry Kalwarii ruszam na druga stronę Wisły przez most w ciągu drogi krajowej nr 50, by na jego wschodnim przyczółku zjechać na południe w stronę Dziecinowa i dalej Pilawy z krótkim przystankiem w Osiecki. Po minięciu Nadwiślanki czyli drogi 801 zaczęły się piękne sielskie mazowieckie krajobrazy. W planach na oddzielną rowerową włóczęgę mam tereny w czworoboku Celestynów- Kołbiel- Sobienie Jeziory-Karczew, więc tym razem urokliwe tereny bagna Całowanie i lasów MPK pozostawiam bokiem trzymając się asfaltowej drogi na Pilawę , która daje wiele dalekich widoków zielonych terenów wykorzystywanych jako łąki lub tylko jako źródła pozyskiwania siana na skarmianie bydła zimą.

Sielskie widoki rozległych łąk w drodze na Osieck © teich

Pierwsze tego dnia spotkane krowy, holenderki to nie są. © teich
Po drodze mijam drewniany kościół pw. Jana Chrzciciela w Warszawicach, niestety zamknięty.

Drewniany kościół pw. Jana Chrzciciela w Warszawicach © teich
Również zamknięty, ale i nie używany zabytkowy kościół mariawicki w Pogorzeli i pokonując roboty drogowe docieram do Osiecka o zbliżaniu się do którego informuje wysoka sylwetka neogotyckiego kościoła ( otwarty!) pw. śwśw. Bartłomieja i Andrzeja. Poza tym w Osiecku nie ma już nic do zobaczenia, choć po drodze mija się jeszcze niepozorny pomnik upamiętniający ofiary katastrofy kolejowej przypominającej jako żywo tę najtragiczniejszą w historii polskich kolei spod Otłoczyna

Kościół pomariawicki w Pogorzeli pod Osieckiem © teich

Osieck - kościół pw. śwśw. Andrzeja i Bartłomieja © teich

Wnętrze osieckiego kościoła - ołtarz © teich

Wnętrze osieckiego kościoła - organy © teich

Pomnik upamiętniający ofiary katastrofy kolejowej pod Osieckiem, w tyle w jarze poprowadzona jest linia kolejowa Łuków - Skierniewice tzw. linia "za stodołami" © teich
Katastrofa pod Osieckiem
Dalsza droga do Pilawy prowadzi już przez cienisty las.
Pilawa to nie jest jakieś imponujące miejsce krajoznawcze, natomiast jest to istotny węzeł kolejowy kierujący ruch na Warszawę Wschodnią (linia 7) lub w drugą stronę na Lublin , na kolejową południową obwodnicę Warszawy (linia 12) lub w druga stronę na Łuków , oraz linię kolejową do Mińska Mazowieckiego (linia 13) a nawet dalej przez Krusze, Nieporęt do Legionowa Piasków (wschodnia kolejowa obwodnica Warszawy) i dalej w kierunku na Gdańsk.
W Pilawie w sobotnie przedpołudnie bardzo duży ruch samochodów wstrzymywanych przez przejazd kolejowy, który ze względu na intensywny ruch pociągów jest dosyć często blokowany opuszczonymi zaporami. Odwiedzam jeszcze tamtejszy kościół pw. Matki Boskiej Kodeńskiej (otwarty!) i udaję się przez Trąbki ( sporo ciekawych zabytków w tym stary dworek w pierwszej połowy XIX wieku) do Parysowa,

Trąbki- tyle widać dworu z drogi na Parysów © teich
gdzie robię pierwszą dłuższą przerwę głównie by opić się na dalszą drogę i trochę ochłonąć od coraz większego upału . niestety kościół, którego sylwetka jest widoczna z wielu kilometrów przechodzi remont więc brak możliwości zwiedzenia wewnątrz, co nieco widać jednak z przedsionka. Sam Parysów został w latach reformy administracji w czasach carskich zdegradowany do rangi wsi - i dalej nią pozostaje.

Parysów- fronton kościoła © teich

I widok wnętrza kościoła w Parysowie zza krat zamykających przedsionek © teich
Po przerwie jadę do Kozłowa by zobaczyć, o czym informuje mapa, grodzisko oraz dworek.

Kozłów - przydrożna kapliczka vis'a'vis grodziska Góra Bony © teich
O ile to pierwsze wskazali mi napotkani po drodze młodzieńcy to z tym drugim nie potrafili nic podpowiedzieć. Być może chodziło o stary drewniany , ale imponujący wielkością budynek drewniany nieco na uboczu od głównej przelotówki. Natomiast same grodzisko , czy jak mówili napotkani mieszkańcy, kopiec , skryty jest w gęstej otulinie drzew. Nie miałem jakoś ochoty penetrować tego buszu zadawalając się ledwie widocznym zarysem skarp.

Drewniana zabudowa Kozłowa © teich
W Kozłowie można spotkać ciągle jeszcze wiele drewnianych chałup, z których kilka jest w ciągłym użytkowaniu.

Kapliczka z Nepomukiem w Stodzewie © teich

Przejeżdżam przez most nad Świdrem w Starogrodzie © teich
Z Kozłowa udaję się do Starogrodu, w którym przekraczam Świder kierując się przez Wólkę Dłużewską do Kątów, w których na mapie mam oznaczony dwór lub pałac.

Kapliczka z Janem Nepomucenem w Woli Dłużewskiej, na mapach google jest jeszcze uwieczniona sprzed otynkowania © teich
Nepomucen z Woli Dłużewskiej © teich
Dojeżdżając do Kątów spotykam wielki park ze starodrzewem, co utwierdza mnie w chęci znalezienia tego obiektu, na szczęście był on słabo widoczny z drogi. Po skręceniu w bok okazało się ,że mieści się w nim dom pomocy Społecznej, więc nie było większego kłopotu ze zrobieniem zdjęcia. Napotkana pani z personelu objaśniła mi ,że kiedyś była to nawet izba porodowa, w której ona właśnie przyszła na świat.
Z Kątów już tylko kilka kilometrów do Siennicy, ale po raz pierwszy tego dnia droga okazuje się być fatalna.
Gdyby odwiedził Siennicę w ubiegłym roku, mógłbym o niej napisać to samo co o Parysowie, ale że odwiedziłem w 2024 to wjechałem już do miasta ( przywrócenie praw miejskich nastąpiło 1-01-2024). Miałem okazję poznać również wewnątrz miejscowy kościół pw. św. Stanisława BM oraz zabudowania poklasztorne, w których mieści się obecnie seminarium nauczycielskie. Liczne tablice informują o aktywnych protestach uczniów za nauką w języku polskim. Czyli nie tylko dzieci Wrześni, ale również dzieci Siennicy występowały czynnie o polską szkołę.

Siennica - kościół pw. św. Stanisława biskupa i męczennika © teich

Ołtarz w kościele w Siennicy © teich
W Siennicy byłem prawie jak w Mińsku Mazowieckim, prawie bo po drodze miałem jeszcze wypisane trzy miejsca do odwiedzenia. Jedno to w Nowej Pogorzeli pałac Rudzińskich, kolejne to już w Grzebowilku dworek myśliwski Józefa Poniatowskiego i trzecie to zabytkowa kapliczka w Gliniaku, tej niestety nie potrafiłem odnaleźć w terenie.

Pałac w Nowej Pogorzeli- mija pomyłka powinien być odwiedzony dworek w obrębie tego samego parku © teich

Dworek myśliwski Józefa Poniatowskiego W Grzebowilku © teich

Gliniak- niestety nie napotkałem na zabytkową kapliczkę © teich
A z Gliniaka jeszcze tylko kilka kilometrów i podróż w upalny dzień końca czerwca zakończyłem w sklepie alkoholowym naprzeciw dworca kolejowego.
Startuję po obfitym śniadaniu, co było błędem. Całą trochę ponadgodzinną drogę do Góry Kalwarii pokonywałem z ociężałością i wyraźnym utrudnieniem, choć ani warunki drogowe ani warunki atmosferyczne nie sprawiały tym razem większych utrudnień. W Górze Kalwarii kilkuminutowy postój, po raz kolejny chciałem odwiedzić wewnątrz pobernardyński kościół pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Niestety po raz kolejny trafiam na zamknięte wnętrze, dostęp jest jedynie do krużganka z prawej strony , dalej wewnętrzne drzwi bronią wstępu do środka. O tym kościele jest kilkuminutowa wspomina w cyklu „Moda na Mazowsze” , jednak co innego widzieć na youtubie, co innego rozbić to samo w naturze własnymi oczyma. Skoro nic ponad to co kilka razy do tej pory to jeszcze tylko fotka jatek, ratusza i Domu Piłata ( kościoła na Górce) oraz przejazd przed kultową kawiarenką bikerów, których pomimo wczesnej godziny było zatrzęsienie.

Przed kawiarenką bajkerską w Górze tłum cyklistów © teich
Nie wchodziłem nawet do środka, kto chciałby poznać klimat tego bikecafe zachęcam do wizyty na blogu Yurka55, który bywał wielokrotnie w tym lokalu prezentując zdjęcia wnętrza i swoje spostrzeżenia.
Z Góry Kalwarii ruszam na druga stronę Wisły przez most w ciągu drogi krajowej nr 50, by na jego wschodnim przyczółku zjechać na południe w stronę Dziecinowa i dalej Pilawy z krótkim przystankiem w Osiecki. Po minięciu Nadwiślanki czyli drogi 801 zaczęły się piękne sielskie mazowieckie krajobrazy. W planach na oddzielną rowerową włóczęgę mam tereny w czworoboku Celestynów- Kołbiel- Sobienie Jeziory-Karczew, więc tym razem urokliwe tereny bagna Całowanie i lasów MPK pozostawiam bokiem trzymając się asfaltowej drogi na Pilawę , która daje wiele dalekich widoków zielonych terenów wykorzystywanych jako łąki lub tylko jako źródła pozyskiwania siana na skarmianie bydła zimą.

Sielskie widoki rozległych łąk w drodze na Osieck © teich

Pierwsze tego dnia spotkane krowy, holenderki to nie są. © teich
Po drodze mijam drewniany kościół pw. Jana Chrzciciela w Warszawicach, niestety zamknięty.

Drewniany kościół pw. Jana Chrzciciela w Warszawicach © teich
Również zamknięty, ale i nie używany zabytkowy kościół mariawicki w Pogorzeli i pokonując roboty drogowe docieram do Osiecka o zbliżaniu się do którego informuje wysoka sylwetka neogotyckiego kościoła ( otwarty!) pw. śwśw. Bartłomieja i Andrzeja. Poza tym w Osiecku nie ma już nic do zobaczenia, choć po drodze mija się jeszcze niepozorny pomnik upamiętniający ofiary katastrofy kolejowej przypominającej jako żywo tę najtragiczniejszą w historii polskich kolei spod Otłoczyna

Kościół pomariawicki w Pogorzeli pod Osieckiem © teich

Osieck - kościół pw. śwśw. Andrzeja i Bartłomieja © teich

Wnętrze osieckiego kościoła - ołtarz © teich

Wnętrze osieckiego kościoła - organy © teich

Pomnik upamiętniający ofiary katastrofy kolejowej pod Osieckiem, w tyle w jarze poprowadzona jest linia kolejowa Łuków - Skierniewice tzw. linia "za stodołami" © teich
Katastrofa pod Osieckiem
Dalsza droga do Pilawy prowadzi już przez cienisty las.
Pilawa to nie jest jakieś imponujące miejsce krajoznawcze, natomiast jest to istotny węzeł kolejowy kierujący ruch na Warszawę Wschodnią (linia 7) lub w drugą stronę na Lublin , na kolejową południową obwodnicę Warszawy (linia 12) lub w druga stronę na Łuków , oraz linię kolejową do Mińska Mazowieckiego (linia 13) a nawet dalej przez Krusze, Nieporęt do Legionowa Piasków (wschodnia kolejowa obwodnica Warszawy) i dalej w kierunku na Gdańsk.
W Pilawie w sobotnie przedpołudnie bardzo duży ruch samochodów wstrzymywanych przez przejazd kolejowy, który ze względu na intensywny ruch pociągów jest dosyć często blokowany opuszczonymi zaporami. Odwiedzam jeszcze tamtejszy kościół pw. Matki Boskiej Kodeńskiej (otwarty!) i udaję się przez Trąbki ( sporo ciekawych zabytków w tym stary dworek w pierwszej połowy XIX wieku) do Parysowa,

Trąbki- tyle widać dworu z drogi na Parysów © teich
gdzie robię pierwszą dłuższą przerwę głównie by opić się na dalszą drogę i trochę ochłonąć od coraz większego upału . niestety kościół, którego sylwetka jest widoczna z wielu kilometrów przechodzi remont więc brak możliwości zwiedzenia wewnątrz, co nieco widać jednak z przedsionka. Sam Parysów został w latach reformy administracji w czasach carskich zdegradowany do rangi wsi - i dalej nią pozostaje.

Parysów- fronton kościoła © teich

I widok wnętrza kościoła w Parysowie zza krat zamykających przedsionek © teich
Po przerwie jadę do Kozłowa by zobaczyć, o czym informuje mapa, grodzisko oraz dworek.

Kozłów - przydrożna kapliczka vis'a'vis grodziska Góra Bony © teich
O ile to pierwsze wskazali mi napotkani po drodze młodzieńcy to z tym drugim nie potrafili nic podpowiedzieć. Być może chodziło o stary drewniany , ale imponujący wielkością budynek drewniany nieco na uboczu od głównej przelotówki. Natomiast same grodzisko , czy jak mówili napotkani mieszkańcy, kopiec , skryty jest w gęstej otulinie drzew. Nie miałem jakoś ochoty penetrować tego buszu zadawalając się ledwie widocznym zarysem skarp.

Drewniana zabudowa Kozłowa © teich
W Kozłowie można spotkać ciągle jeszcze wiele drewnianych chałup, z których kilka jest w ciągłym użytkowaniu.

Kapliczka z Nepomukiem w Stodzewie © teich

Przejeżdżam przez most nad Świdrem w Starogrodzie © teich
Z Kozłowa udaję się do Starogrodu, w którym przekraczam Świder kierując się przez Wólkę Dłużewską do Kątów, w których na mapie mam oznaczony dwór lub pałac.

Kapliczka z Janem Nepomucenem w Woli Dłużewskiej, na mapach google jest jeszcze uwieczniona sprzed otynkowania © teich

Nepomucen z Woli Dłużewskiej © teich
Dojeżdżając do Kątów spotykam wielki park ze starodrzewem, co utwierdza mnie w chęci znalezienia tego obiektu, na szczęście był on słabo widoczny z drogi. Po skręceniu w bok okazało się ,że mieści się w nim dom pomocy Społecznej, więc nie było większego kłopotu ze zrobieniem zdjęcia. Napotkana pani z personelu objaśniła mi ,że kiedyś była to nawet izba porodowa, w której ona właśnie przyszła na świat.
Z Kątów już tylko kilka kilometrów do Siennicy, ale po raz pierwszy tego dnia droga okazuje się być fatalna.
Gdyby odwiedził Siennicę w ubiegłym roku, mógłbym o niej napisać to samo co o Parysowie, ale że odwiedziłem w 2024 to wjechałem już do miasta ( przywrócenie praw miejskich nastąpiło 1-01-2024). Miałem okazję poznać również wewnątrz miejscowy kościół pw. św. Stanisława BM oraz zabudowania poklasztorne, w których mieści się obecnie seminarium nauczycielskie. Liczne tablice informują o aktywnych protestach uczniów za nauką w języku polskim. Czyli nie tylko dzieci Wrześni, ale również dzieci Siennicy występowały czynnie o polską szkołę.

Siennica - kościół pw. św. Stanisława biskupa i męczennika © teich

Ołtarz w kościele w Siennicy © teich
W Siennicy byłem prawie jak w Mińsku Mazowieckim, prawie bo po drodze miałem jeszcze wypisane trzy miejsca do odwiedzenia. Jedno to w Nowej Pogorzeli pałac Rudzińskich, kolejne to już w Grzebowilku dworek myśliwski Józefa Poniatowskiego i trzecie to zabytkowa kapliczka w Gliniaku, tej niestety nie potrafiłem odnaleźć w terenie.

Pałac w Nowej Pogorzeli- mija pomyłka powinien być odwiedzony dworek w obrębie tego samego parku © teich

Dworek myśliwski Józefa Poniatowskiego W Grzebowilku © teich

Gliniak- niestety nie napotkałem na zabytkową kapliczkę © teich
A z Gliniaka jeszcze tylko kilka kilometrów i podróż w upalny dzień końca czerwca zakończyłem w sklepie alkoholowym naprzeciw dworca kolejowego.
- DST 115.00km
- Teren 1.00km
- Czas 06:06
- VAVG 18.85km/h
- Temperatura 31.0°C
- Kalorie 1531kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 marca 2024
Kategoria znasz li ten kraj
Kolejna wizyta w Łódzkim- wiejskie gminy powiatu tomaszowskiego
Taką pracę w terenie to ja lubię. O godzinie 13 było po
wszystkim, więc będąc przewidującym wziąłem ze sobą rower by przejechać się po
okolicach Tomaszowa Mazowieckiego. Głównym celem była Lubochnia, w której
sylwetka kościoła zawsze mnie fascynowała, gdy pokonywałem trasę katowicką
jeszcze przed jej modernizacją do standardu ekspresówki. Kółko rozpocząłem od
miejscowości Czerniewice, gdzie pod drewnianym kościołem św. Andrzeja pozostawiłem samochód, by dalej udać się w
kierunku Lubochni, Ujazdu skąd miałem zaplanowany powrót przez Budziszewice i
Żelechlinek.

Drewniany kościół św. Andrzeja w Czerniewicach © teich
Trasa wycieczki prowadziła generalnie po Wysoczyźnie Rawskiej ( część makroregionu Wzniesienia Południowomazowieckiej), którą charakterystyczną cechą jest dosyć monotonna płaska powierzchnia, ale należy pamiętać ,że również tutaj występują wzgórza morenowe, które jak miało się okazać w trakcie powrotu dały mi , nieprzystosowanemu do podjazdów sporą dawkę wysiłku.

© teich
Pierwszy odcinek do Lubochni niekłopotliwy w jeździe, kłopotliwy w towarzystwie ekspresówki, której huk odbijający się od ściany lasu skutecznie zagłuszał świergoczące ptaki pobudzone wiosną.
Sama Lubochnia okazała się zadbaną wsią o dużych ambicjach, tak okazałego i reprezentacyjnego ośrodka kultury jeszcze na wsi nie widziałem, a kościół niestety mnie rozczarował. Mimo ,że był otwarty to wejście do przedsionka bocznego nie dawało najmniejszego wglądu na ołtarz i nawę główną.

Lubochnia po lewej kościół pw. Wniebowzięcia NMP, po prawej gminny ośrodek kultury © teich
Z Lubochni mało uciążliwy przelot do Ujazdu. W którym wpadam prosto do miejskiego parku. Miejskiego, bo Ujazd odzyskał prawa miejskie w 2023 roku po tym jak został pozbawiony ich w ramach represji po powstaniu styczniowym. Obszar parku i znajdujący sie w nim dwór są własnością prywatną ,ale trzeba powiedzieć, że mimo to park został udostępniony mieszkańcom bez najmniejszych ograniczeń.

Neorenesansowy dwór w Ujeździe. Trwa remont i obiekt niedostępny, ale prywatny właściciel udostępnia za darmo teren parku © teich
Z parku bardzo blisko do miejscowego kościoła. Zresztą tu jest wszędzie blisko, bo miasteczko maluśkie.

Ujazd - kościół pw. św. Wojciecha © teich
Z Ujazdu niejako zaczynam powrót w kierunku Czerniewic, choć tak naprawdę to przede mną jeszcze druga większa "połowa" drogi, która okazuje sie prowadzić pod wiatr . Z Ujazdu zaledwie kilometr do Osiedla Niewiadów, do którego prowadzi ścieżka rowerowa po chodniku z kostki bauma. Oczywiście darowałem sobie jazdę taką "drogą", i w nagrodę trafiło mi się dwóch klaksonowych poganiaczy. Taki mamy klimat.

Osiedle Niewiadów, mojemu pokoleni nazwa tej miejscowości jest znana dzięki producentowi przyczep kempingowych . © teich
Kolejnym przystankiem miały być Budziszewice, będące siedzibą jednej z mniejszych gmin w Polsce.

Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Budziszewicach- otwarty , ale trwała msza pogrzebowa © teich
W zasadzie poza kościołem nie było przy czym się zatrzymać więc od razu ruszyłem w drogę do obiektu oznaczającego na mapie dwór lub pałac. I to był strzał w dziesiątkę. Dawno nie widziałem tak zadbanego i uroczego dworku jak ten w Węgrzynowicach

Pięknej urody dworek w Węgrzynowicach © teich
Stąd ruszyłem ku gminie Żelechlinek , niestety im bliżej Rawy Mazowieckiej tym coraz gorsze asfalty, które do tej pory były bardzo dobre.
Żelechlinek powitał mnie imponującym skate parkiem , w którym umieszczono figurę świętego Ambrożego , z daleka pomylonego przeze mnie początkowo ze świętym Mikołajem a potem ze świętym Izydorem.

Święty Ambroży patron pszczelarzy ze skateparku w Żelechlinku © teich
W Żelechlinku krótki postój przy kościele( oczywiście zamknięty)....

Kościół pw. św. Bartłomieja w Żelechlinku- niestety zamknięty © teich

Urząd gminy w Żelechlinku © teich
i ruszamy w ostatni etap powrotu czyli walkę z wiatrem podjazdami, dziurami w asfalcie, a może raczej z asfaltem w dziurach.

Z Żelechlinka do Czerniewic- pod frontalny wiatr, z podjazdami wysoczyzny rawskiej, z kiepskimi asfaltami © teich
I ten kawałek ok 12 km był dla mnie wyjątkowo wyczerpujący, dość powiedzieć, że gdy zatrzymywałem się na przerwy nawadniające miałem lekkie zawroty głowy, co mi się jeszcze nigdy nie zdarzało .
Nie mniej gdy w końcu dojechałem do drewnianego młyna w Studziankach poczułem ,że już jestem na miejscu, co mnie uskrzydliło.

Młynówka i drewniany młyn na Krzemionce W Studziankach © teich
Dalsze klika minut jazdy już było zwykłą przyjemnością wobec nadchodzącego odpoczynku i posiłku.
Reasumując po raz kolejny Łódzkie utwierdziło mnie w tym ,że ta kraina ma swój czar i piękno.

Drewniany kościół św. Andrzeja w Czerniewicach © teich
Trasa wycieczki prowadziła generalnie po Wysoczyźnie Rawskiej ( część makroregionu Wzniesienia Południowomazowieckiej), którą charakterystyczną cechą jest dosyć monotonna płaska powierzchnia, ale należy pamiętać ,że również tutaj występują wzgórza morenowe, które jak miało się okazać w trakcie powrotu dały mi , nieprzystosowanemu do podjazdów sporą dawkę wysiłku.

© teich
Pierwszy odcinek do Lubochni niekłopotliwy w jeździe, kłopotliwy w towarzystwie ekspresówki, której huk odbijający się od ściany lasu skutecznie zagłuszał świergoczące ptaki pobudzone wiosną.
Sama Lubochnia okazała się zadbaną wsią o dużych ambicjach, tak okazałego i reprezentacyjnego ośrodka kultury jeszcze na wsi nie widziałem, a kościół niestety mnie rozczarował. Mimo ,że był otwarty to wejście do przedsionka bocznego nie dawało najmniejszego wglądu na ołtarz i nawę główną.

Lubochnia po lewej kościół pw. Wniebowzięcia NMP, po prawej gminny ośrodek kultury © teich
Z Lubochni mało uciążliwy przelot do Ujazdu. W którym wpadam prosto do miejskiego parku. Miejskiego, bo Ujazd odzyskał prawa miejskie w 2023 roku po tym jak został pozbawiony ich w ramach represji po powstaniu styczniowym. Obszar parku i znajdujący sie w nim dwór są własnością prywatną ,ale trzeba powiedzieć, że mimo to park został udostępniony mieszkańcom bez najmniejszych ograniczeń.

Neorenesansowy dwór w Ujeździe. Trwa remont i obiekt niedostępny, ale prywatny właściciel udostępnia za darmo teren parku © teich
Z parku bardzo blisko do miejscowego kościoła. Zresztą tu jest wszędzie blisko, bo miasteczko maluśkie.

Ujazd - kościół pw. św. Wojciecha © teich
Z Ujazdu niejako zaczynam powrót w kierunku Czerniewic, choć tak naprawdę to przede mną jeszcze druga większa "połowa" drogi, która okazuje sie prowadzić pod wiatr . Z Ujazdu zaledwie kilometr do Osiedla Niewiadów, do którego prowadzi ścieżka rowerowa po chodniku z kostki bauma. Oczywiście darowałem sobie jazdę taką "drogą", i w nagrodę trafiło mi się dwóch klaksonowych poganiaczy. Taki mamy klimat.

Osiedle Niewiadów, mojemu pokoleni nazwa tej miejscowości jest znana dzięki producentowi przyczep kempingowych . © teich
Kolejnym przystankiem miały być Budziszewice, będące siedzibą jednej z mniejszych gmin w Polsce.

Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Budziszewicach- otwarty , ale trwała msza pogrzebowa © teich
W zasadzie poza kościołem nie było przy czym się zatrzymać więc od razu ruszyłem w drogę do obiektu oznaczającego na mapie dwór lub pałac. I to był strzał w dziesiątkę. Dawno nie widziałem tak zadbanego i uroczego dworku jak ten w Węgrzynowicach

Pięknej urody dworek w Węgrzynowicach © teich
Stąd ruszyłem ku gminie Żelechlinek , niestety im bliżej Rawy Mazowieckiej tym coraz gorsze asfalty, które do tej pory były bardzo dobre.
Żelechlinek powitał mnie imponującym skate parkiem , w którym umieszczono figurę świętego Ambrożego , z daleka pomylonego przeze mnie początkowo ze świętym Mikołajem a potem ze świętym Izydorem.

Święty Ambroży patron pszczelarzy ze skateparku w Żelechlinku © teich
W Żelechlinku krótki postój przy kościele( oczywiście zamknięty)....

Kościół pw. św. Bartłomieja w Żelechlinku- niestety zamknięty © teich

Urząd gminy w Żelechlinku © teich
i ruszamy w ostatni etap powrotu czyli walkę z wiatrem podjazdami, dziurami w asfalcie, a może raczej z asfaltem w dziurach.

Z Żelechlinka do Czerniewic- pod frontalny wiatr, z podjazdami wysoczyzny rawskiej, z kiepskimi asfaltami © teich
I ten kawałek ok 12 km był dla mnie wyjątkowo wyczerpujący, dość powiedzieć, że gdy zatrzymywałem się na przerwy nawadniające miałem lekkie zawroty głowy, co mi się jeszcze nigdy nie zdarzało .
Nie mniej gdy w końcu dojechałem do drewnianego młyna w Studziankach poczułem ,że już jestem na miejscu, co mnie uskrzydliło.

Młynówka i drewniany młyn na Krzemionce W Studziankach © teich
Dalsze klika minut jazdy już było zwykłą przyjemnością wobec nadchodzącego odpoczynku i posiłku.
Reasumując po raz kolejny Łódzkie utwierdziło mnie w tym ,że ta kraina ma swój czar i piękno.
- DST 53.00km
- Czas 02:58
- VAVG 17.87km/h
- VMAX 36.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 169 ( 94%)
- HRavg 125
- Kalorie 734kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze