Piątek, 28 lipca 2017
Zlewa na całego
Dzień upłynął pod znakiem wilgoci mówiąc najdelikatniej. Rano zdecydowałem się pojechać do pracy rowerem pomimo delikatnego deszczyku, bo prognozy na dzień były raczej optymistyczne , tylko ok 18 miało powtórnie zacząć padać. Więc do pracy dojechałem w wilgotnym ubraniu i zamiast wywiesić na słońcu do wyschnięcia pozostawiłem w szafce, w której niestety nie wyschły. Przez cały czas pracy obserwowałem jak narasta ciepło na zewnątrz i jak coraz śmielej operuje słońce, a każda wizyta kuriera i wychodzenie na dwór umacniały mnie w przekonaniu,że nadchodzi wyczekiwana fala upałów., po 16 tej założyłem więc wilgotne ( i niestety śmierdzące) ciuchy i kontemplując zalane słońcem choć całkiem puste ,jeziorko Czerniakowskie ruszyłem by w trakcie powrotu do domu wyhaczyć jeszcze kilka tablic Tchorka, Jakoś tak byłem przekonany o poprawie pogody ,że zupełnie nie zwróciłem uwagi co się dzieje na niebie. Na początku pojechałem w okolice Belgijskiej i Puławskiej 71. Tam na 5 odwiedzonych tablic tylko dwie były tymi , które poszukiwałem.
Puławska 71 - pierwsza z dzisiejszych tablic © teich
Druga tablica niedaleko - na Belgijskiej © teich
Potem jeszcze odwiedziłem Olesińską i Dąbrowskiego, tam nie miałem kłopotu z znalezieniem tablic.
Trzecia z tablic tym razem na Olesińskiej © teich
Ostatnia piątkowa na Dąbrowskiego- wszystko jeszcze suche i poza niebem nic nie sugeruje,że za kwadrans Warszawa znów popłynie © teich
Kłopot pojawił się gdy spojrzałem na niebo- należało Natychmiast wracać do domu. I tego czasu bez deszczu miałem na dojechanie do Lotników. Tam złapały mnie na światłach wielkie krople deszczu i gdy tak stałe przywdziewając na siebie foliową kurteczkę rozpoczęła się burza, którą w zamyśle miałem przeczekać pod zadaszeniami bazarku przy Smyczkowej.
Początek ulewy- ratuj się kto może pod parasol © teich
Już pod parasolem , ale wcale nie sucho © teich
Do tej pory był deszcz teraz zrobiła się ulewa © teich
Niepokój mój od samego początku budziło to,że burza przyszła bez wiatru co rokowało,że szybko nie przejdzie( nie będzie przewiana). I niestety miałem rację, po niema godzinnym przeczekiwaniu, które nic nie dało musiałem w końcu ruszyć do domu , bo oczekiwałem na fachowca w okolicach godziny 19 tej..Jeszcze prze kilka minut rozważałem czy jechać mimo ulewy ras przygasającej a raz wzmagającej się czy tez wykonać manewr księgowego i zapakować się do 709. Przekonałem się by wsiąść do autobusu i... pojechałem rowerem przez deszcz i Warszawę. Nie zdecydowałem się by jechać po Puławskiej tylko całą drogę aż do Karczunkowskiej jechałem swoją kolarką po marnej jakości chodnikach. W okolicach kościoła w Pyrach byłem już kompletnie mokry i od tego miejsca deszcz zmienił się w ulewę co trwało do wysokości budowanej cerkwi w Mysiadle. Potem znów mały deszczyk i tak do Piaseczna , gdzie kolejna fala burzy przeszła mi nad głową , ponieważ od Pyr i tak już bardziej mokry być nie mogłem jechałem konsekwentnie do domu mając za nic kolejne pioruny i fale deszczu. Ciekawe co myśleli na mój temat mijani kierowcy i piesi?. Do domu dotarłem w deszczu , który jeszcze padał na zmianę z laniem przez dobrą godzinę.. Jednym słowem dzień pod znakiem wilgoci- delikatnie mówiąc.
Wszystkie kilometry chodnikowe zapisuję jako jazdę terenową.
Puławska 71 - pierwsza z dzisiejszych tablic © teich
Druga tablica niedaleko - na Belgijskiej © teich
Potem jeszcze odwiedziłem Olesińską i Dąbrowskiego, tam nie miałem kłopotu z znalezieniem tablic.
Trzecia z tablic tym razem na Olesińskiej © teich
Ostatnia piątkowa na Dąbrowskiego- wszystko jeszcze suche i poza niebem nic nie sugeruje,że za kwadrans Warszawa znów popłynie © teich
Kłopot pojawił się gdy spojrzałem na niebo- należało Natychmiast wracać do domu. I tego czasu bez deszczu miałem na dojechanie do Lotników. Tam złapały mnie na światłach wielkie krople deszczu i gdy tak stałe przywdziewając na siebie foliową kurteczkę rozpoczęła się burza, którą w zamyśle miałem przeczekać pod zadaszeniami bazarku przy Smyczkowej.
Początek ulewy- ratuj się kto może pod parasol © teich
Już pod parasolem , ale wcale nie sucho © teich
Do tej pory był deszcz teraz zrobiła się ulewa © teich
Niepokój mój od samego początku budziło to,że burza przyszła bez wiatru co rokowało,że szybko nie przejdzie( nie będzie przewiana). I niestety miałem rację, po niema godzinnym przeczekiwaniu, które nic nie dało musiałem w końcu ruszyć do domu , bo oczekiwałem na fachowca w okolicach godziny 19 tej..Jeszcze prze kilka minut rozważałem czy jechać mimo ulewy ras przygasającej a raz wzmagającej się czy tez wykonać manewr księgowego i zapakować się do 709. Przekonałem się by wsiąść do autobusu i... pojechałem rowerem przez deszcz i Warszawę. Nie zdecydowałem się by jechać po Puławskiej tylko całą drogę aż do Karczunkowskiej jechałem swoją kolarką po marnej jakości chodnikach. W okolicach kościoła w Pyrach byłem już kompletnie mokry i od tego miejsca deszcz zmienił się w ulewę co trwało do wysokości budowanej cerkwi w Mysiadle. Potem znów mały deszczyk i tak do Piaseczna , gdzie kolejna fala burzy przeszła mi nad głową , ponieważ od Pyr i tak już bardziej mokry być nie mogłem jechałem konsekwentnie do domu mając za nic kolejne pioruny i fale deszczu. Ciekawe co myśleli na mój temat mijani kierowcy i piesi?. Do domu dotarłem w deszczu , który jeszcze padał na zmianę z laniem przez dobrą godzinę.. Jednym słowem dzień pod znakiem wilgoci- delikatnie mówiąc.
Wszystkie kilometry chodnikowe zapisuję jako jazdę terenową.
- DST 63.00km
- Teren 12.00km
- Czas 03:52
- VAVG 16.29km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj