Piątek, 18 maja 2012
Przez Świętokrzyskie
Wyprawa na trasie Radom – Wierzbica – Mirzec – Wąchock – Starachowice – Nowa Słupia – Łagów – Nowa Huta k. Rakowa. Prawie połowę przejechaliśmy wspólnie z kolegą , który był łaskaw opisaćswe wrażeniatutaj
P drodze zaplanowałem kilka fotostopów pierwszy pod sklepem rowerowym w Radomiu, podobno to jakaś uznana polska firma rowerowa .
Następny w Wierzbicy , której miejscową atrakcję stanowi kościół z barokowym wnętrzem. Drzwi zewnętrzne do kościoła były otwarte i pozwoliły na zrobienia fotki środka, poprzez drzwi wewnętrzne.
Sama bryła kościoła na poniższym zdjęciu, do tego sielska atmosfera dwóch starzyków na ławeczce dyskutujących sobie o wiośnie.
Jest fajnie.
Ruszamy dalej przez Mirzec gdzie kolejny krótki fotostop. Kościół zamknięty ale przed kościołem w kwitnących krzewach skryta figura św. Leopolda. Pierwszy raz spotykam się z tym świętym, co uwieczniam fotką pamiątkową.
A może kto wie co to za pięknie kwitnący krzak?
Po kilku minutach ruszamy dalej tym razem na Wąchock i pierwszy podjazd i to jaki. Uwaga uwaga chwila historyczna- PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU UŻYŁEM PRZEDNIEJ PRZERZUTKI BY ZMIENIĆ TARCZĘ.. Nigdy jeszcze tego nie robiłem, dotychczasowe „górki” na Mazowszu można było pokonywać wyłącznie zmieniając zębatki tylniego koła a tu taka niespodzianka. Podjazd zakończył się po kilku minutach ale dał do myślenia. Dalej komfortowo do Wąchocka, co więcej od strony Mirzca trzeba było się wspinać za to do Wąchocka można było jechać z górki na pazurki i tak sobie śmigaliśmy a tu tuż przed nosem zamykają się szlabany i przejeżdża fajna Mała elektryczna. Dobrze jest znaczy koleje działają , nie zostały rozkradzione na złom. Z ciekawostek Wąchocka- Mała pomnik osławionego sołtyska i Duża opactwo Cystersów , nawet zagłębiłem się w nim na 10 minut, ale pomocny pan powiedział ,że do zwiedzenia trzeba mieć około 1,5 godziny . Oczywiście tyle czasu nie miałem.
Kolega wstąpił do sklepu po drożdżówkę , ja jeszcze nie czułem się głodny po rozstaniu , on pojechał na krechę w teren ja drogami przez Starachowice ( brawo dla gospodarzy , że droga rowerowa to kawałek pasa drogowego z wymalowaną linią skrajną, samochody miały swe miejsce i ja też.
Po dosyć szybkim trawersie Starachowic skręcam w drogę 756. I tuż za zakrętem widzę znak A23 czyli .... .. stromy podjazd no i zaczęła się walka. Pierwsze kilometry jakoś szły znośnie poza tym że prędkość podróżna spadła znacznie do ilu nie wiem bo nie używam licznika , co więcej z mapy pamiętałem, że jest jeszcze jeden podjazd i jakoś tam szło. Ten drugi podjazd był do miejscowości Pawłów. I myślałem w duchu ,że tu kończy się pedałowanie pod górę . O święta Naiwności. Teraz się właśnie zaczęło górka dołek, górka dołek, przy czym wydawało mi się ,że jednak więcej jest podjazdów niż zjazdów. Ciekawostka.. Co tu kryć z każdym kilometrem i zakrętem miałem coraz bardziej dość ale uparłem się, że najbliższe żarcie i picie i odpoczynek w Nowej Słupi. Do której dotarłem kilka minut przed 17tą. Jak można opisać mój stan wewnętrzny? Mało wykwintnie – byłem zjebany. Zrobiłem tylko fotkę kościoła
i żeby opanować drżenie nóg ruszyłem pieszo szukać muzeum hutnictwa czy jakoś tak. Mokra pod plecakiem koszulka nie dawała spokoju, było mi do tego zimno . Zjadłem dwie przygotowane jeszcze w domu kajzerki + połówka połówki litra Ustronianki. Pochodziłem bez celu prowadząc rower jeszcze przez kwadrans , kupiłem w jednym z ostatnich otwartych sklepów drożdżówkę i konsumując ruszyłem do Łagowa. Wyjazd z Nowej Słupi to kolejny podjazd ,że w jednym ręku drożdżówka , to zszedłem z roweru do zakończenia jej konsumpcji, po pokonaniu może 300 metrów wsiadłem na rower i mozolnie pedałując pojechałem dalej, nieco ożywienia wprowadziły dwa psy , które chciały mnie ugryźć, na szczęśnie potrafiłem jeszcze celnie kopać , choć problem psów rozwiązał radykalnie samochód , który wyprzedzając mnie przetargal jednego pod podwoziem. Na zdrowie! Moje zdrowie! Potem jakoś się telepałem i ku zaskoczeniu dość szybko dotarłem do Łagowa. Tu się upewniam , o która Nowa Hutę chodziło koledze , bo jakoś nie mam w sobie tyle zaparcia by ryzykować pomyłkę. Nawet mi się nie chce wyciągać aparatu. Byle dojechać do celu. Po przerwie na telefon ( może 3 minuty) o dziwo całkiem rześko ruszam czarnym szlakiem rowerowym w kierunku Sędeka I znów wspinaczka, do zakrętu a za zakrętem wspinaczka , jak dojeżdżałem do końca wzniesienia kazało się ,że za chwilę kolejny tylko łagodniejszy podjazd. Byłem już otępiały, jedyne co czułem to coraz większych chłód. W końcu wjechałem na równą w miarę szose ipo kilku minutach zjazd szaleńczy ( może nawet i z 8 dych na godzinę) do Czyżewa. Jak wcześniej było mi chłodno tak teraz jest mi najnormalniej zimno, pęd powietrza zrobił swoje a słońca już nie było na niebie.. Pod koniec Czyżewa nagłe hamowanie skrzyżowanie z kierunkowskazem Nowa Huta 4 km. Oczom nie wierzę myślałem ,że jeszcze 3 x tyle. Reszta to już spokojna jazda, Summa summarum – 96 km. Ok 6, 5 godziny wliczając przerwy .
P drodze zaplanowałem kilka fotostopów pierwszy pod sklepem rowerowym w Radomiu, podobno to jakaś uznana polska firma rowerowa .
salon rowerowy w Radomiu na Wierzbickiej© teich
Następny w Wierzbicy , której miejscową atrakcję stanowi kościół z barokowym wnętrzem. Drzwi zewnętrzne do kościoła były otwarte i pozwoliły na zrobienia fotki środka, poprzez drzwi wewnętrzne.
barokowe wnętrze kościoła w Wierzbicy© teich
Sama bryła kościoła na poniższym zdjęciu, do tego sielska atmosfera dwóch starzyków na ławeczce dyskutujących sobie o wiośnie.
kościół na skrzyzowaniu dróg w Wierzbicy - wiosenny luz© teich
Jest fajnie.
Ruszamy dalej przez Mirzec gdzie kolejny krótki fotostop. Kościół zamknięty ale przed kościołem w kwitnących krzewach skryta figura św. Leopolda. Pierwszy raz spotykam się z tym świętym, co uwieczniam fotką pamiątkową.
św Leopold przed kościołem w Mirzcu© teich
A może kto wie co to za pięknie kwitnący krzak?
Po kilku minutach ruszamy dalej tym razem na Wąchock i pierwszy podjazd i to jaki. Uwaga uwaga chwila historyczna- PO RAZ PIERWSZY W ŻYCIU UŻYŁEM PRZEDNIEJ PRZERZUTKI BY ZMIENIĆ TARCZĘ.. Nigdy jeszcze tego nie robiłem, dotychczasowe „górki” na Mazowszu można było pokonywać wyłącznie zmieniając zębatki tylniego koła a tu taka niespodzianka. Podjazd zakończył się po kilku minutach ale dał do myślenia. Dalej komfortowo do Wąchocka, co więcej od strony Mirzca trzeba było się wspinać za to do Wąchocka można było jechać z górki na pazurki i tak sobie śmigaliśmy a tu tuż przed nosem zamykają się szlabany i przejeżdża fajna Mała elektryczna. Dobrze jest znaczy koleje działają , nie zostały rozkradzione na złom. Z ciekawostek Wąchocka- Mała pomnik osławionego sołtyska i Duża opactwo Cystersów , nawet zagłębiłem się w nim na 10 minut, ale pomocny pan powiedział ,że do zwiedzenia trzeba mieć około 1,5 godziny . Oczywiście tyle czasu nie miałem.
oapctwo Cystersów w Wąchocku© teich
Sołtys z Wąchocka- przed Białym Domem© teich
Kolega wstąpił do sklepu po drożdżówkę , ja jeszcze nie czułem się głodny po rozstaniu , on pojechał na krechę w teren ja drogami przez Starachowice ( brawo dla gospodarzy , że droga rowerowa to kawałek pasa drogowego z wymalowaną linią skrajną, samochody miały swe miejsce i ja też.
Po dosyć szybkim trawersie Starachowic skręcam w drogę 756. I tuż za zakrętem widzę znak A23 czyli .... .. stromy podjazd no i zaczęła się walka. Pierwsze kilometry jakoś szły znośnie poza tym że prędkość podróżna spadła znacznie do ilu nie wiem bo nie używam licznika , co więcej z mapy pamiętałem, że jest jeszcze jeden podjazd i jakoś tam szło. Ten drugi podjazd był do miejscowości Pawłów. I myślałem w duchu ,że tu kończy się pedałowanie pod górę . O święta Naiwności. Teraz się właśnie zaczęło górka dołek, górka dołek, przy czym wydawało mi się ,że jednak więcej jest podjazdów niż zjazdów. Ciekawostka.. Co tu kryć z każdym kilometrem i zakrętem miałem coraz bardziej dość ale uparłem się, że najbliższe żarcie i picie i odpoczynek w Nowej Słupi. Do której dotarłem kilka minut przed 17tą. Jak można opisać mój stan wewnętrzny? Mało wykwintnie – byłem zjebany. Zrobiłem tylko fotkę kościoła
kościół w Nowej Słupi© teich
i żeby opanować drżenie nóg ruszyłem pieszo szukać muzeum hutnictwa czy jakoś tak. Mokra pod plecakiem koszulka nie dawała spokoju, było mi do tego zimno . Zjadłem dwie przygotowane jeszcze w domu kajzerki + połówka połówki litra Ustronianki. Pochodziłem bez celu prowadząc rower jeszcze przez kwadrans , kupiłem w jednym z ostatnich otwartych sklepów drożdżówkę i konsumując ruszyłem do Łagowa. Wyjazd z Nowej Słupi to kolejny podjazd ,że w jednym ręku drożdżówka , to zszedłem z roweru do zakończenia jej konsumpcji, po pokonaniu może 300 metrów wsiadłem na rower i mozolnie pedałując pojechałem dalej, nieco ożywienia wprowadziły dwa psy , które chciały mnie ugryźć, na szczęśnie potrafiłem jeszcze celnie kopać , choć problem psów rozwiązał radykalnie samochód , który wyprzedzając mnie przetargal jednego pod podwoziem. Na zdrowie! Moje zdrowie! Potem jakoś się telepałem i ku zaskoczeniu dość szybko dotarłem do Łagowa. Tu się upewniam , o która Nowa Hutę chodziło koledze , bo jakoś nie mam w sobie tyle zaparcia by ryzykować pomyłkę. Nawet mi się nie chce wyciągać aparatu. Byle dojechać do celu. Po przerwie na telefon ( może 3 minuty) o dziwo całkiem rześko ruszam czarnym szlakiem rowerowym w kierunku Sędeka I znów wspinaczka, do zakrętu a za zakrętem wspinaczka , jak dojeżdżałem do końca wzniesienia kazało się ,że za chwilę kolejny tylko łagodniejszy podjazd. Byłem już otępiały, jedyne co czułem to coraz większych chłód. W końcu wjechałem na równą w miarę szose ipo kilku minutach zjazd szaleńczy ( może nawet i z 8 dych na godzinę) do Czyżewa. Jak wcześniej było mi chłodno tak teraz jest mi najnormalniej zimno, pęd powietrza zrobił swoje a słońca już nie było na niebie.. Pod koniec Czyżewa nagłe hamowanie skrzyżowanie z kierunkowskazem Nowa Huta 4 km. Oczom nie wierzę myślałem ,że jeszcze 3 x tyle. Reszta to już spokojna jazda, Summa summarum – 96 km. Ok 6, 5 godziny wliczając przerwy .
- DST 96.00km
- Czas 06:30
- VAVG 14.77km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj