Czwartek, 31 maja 2012
Radom Nałeczów Relacja dla ludzi z wyobraźnią
Bez fotek , musicie sobie powyobrażać.
Kilometraż wg Targeo. Genaralnie miałem ułozony plan w Googlachmapach przejechania tej trasy jedynie na krótkim odcinku krajową 12ką. Dlatego wyjeżdżając z dworca PKP skierowałem się na drugą przecznice w Żeromskiego na wiadukt i dalej miałem jechać Lubelską aby maksyma;lnie daleko właczyć się w ciąg 12ki. Niestety google maps nie uwzględniło tego co uwzględniło przed chwilą targeo- czyli ,że część Lubelskiej nalezy do radomskiego lotniska wojskowego i nie ma prostego przejazdu. Więc spod bramy lotniska dałem ognia na wschodnią obwodnicę Radomia czyli 9-kę. Uwaga- ruch ciężarówek przeokropny droga z dusza na ramieniu, aż do ronda i dalej 12ką na Zwoleń. Na całej długosci do Zwolenia niezły asfalt i ok 30 cm miedzu pasem krawedziowym a faktyczną krawedzią jezdni co wystarczyło by śmigać bezpiecznie na wschód.
Początek był cięzki kręciło mi się jakoś drętwo i w dodatku było zimno. Żółte okulary jednak dodawały "słońca" krajobrazowi, który po ich uchyleniu był bury.Ok 3 km przed Zwoleniem zaczyna się chodnik z kostki wzdłuż krajówkii pojawiają się znaki zakazu jazdy rowerem, Tak długo jak droga miała swą tranzytową szerokośc tak długo olewałem zakaz. Ale w samiuśkim centrum gdy przez zbyt długi kawałek drugi blokowałem przejazd tira ( na całe szczęście nie próbował mnie po chamsku siłowow wyprzedazć) ustapiłem wjeżdżając na chodnik.
W Zwoleniu , krótki 5 minutowy postój na ogarnięcie odzieży i popitkę. Było to pod muzeum regionalnym , z którego całkiem przez przypadek zostałem zaproszony nadni Zwolenia (na św Jana), będzie m.in koncert Antoniny Krzysztoń.Pozdrownienia dla miłych Pań, na pewno wpadnę jeszcze kiedyś po obiecaną pieczątkę okolicznościową.
W Zwoleniu jeszcze musiałem skalkulować, czy pierwotnie podążam dalej drogami wiejskimi w kierunku promu na Wiśle Nasiłów Bochotnica, czy korzystam dalej z dobrego asfaltu i dalej męczę 12kę. Wybrałem wariant drugi.
Etap do Puław przeleciał nadspodziewanie szybko , jedyne co zapamiętałem to,że tuż za granica województw mazowieckiego i lubelskiego droga (ku..a mać!) się zwężyła. Na szczęście po ok 2 może 3 kilometrach w lewo poszła nowa obwodnica Puław a ja odbiłem w prawo na stary ślad dwunastki przez Górę Puławską. Po skręcie na starą 12kę ruch radyklanie się zmniejszył momentami po kilka minut byłem sam na jezdni, wokół której rozpoczęło się wystawianie truskawek na sprzedaż. Boooosze co za zapach a ja od poprzedniej kolacji nic nie jadłem. I jak napisałem jakoś tak nagle szalonym zjazdem znalazłem się na moście w Puławach, potem druga przecznica w prawo na Kazimierz , ale po kilkudzisięciumetrach uznałem , że to własnie dziś powinienem obejrzeć pałac Czartoryskich. W kwadrans zobaczyłem jedynie budynek z zewnątrz i prez chwilę słuchałem przewodnika oprowadzającego grupę. Ale ,że czas naglił ruszyłem dalej na Bachotnicę i Nałęczów. Droga na Kazimierz zmodernizowana dzięki środkomz UE w mojej ocenie bezmyslnie. Jadąc asfaltem nie puściłem żadnego samochodu przed siebie aż do rogatek Puław, a wyprzedzać jadąc połową samochodu po środkowych wysepkach jakoś nie ryzykowali. I nikt nie zatrąbił. Kulturalni kierowcy są na Lubelszczyźnie.
W Bochotnicz na rondzie dałem w lewo, korcił mnie co prawda Kazimierz, ale od Puław jechałem prawie pod wiatr, więc Kazimierz zostanie na kiedyindziej.
Ostatnie 20 km to zjazdy i podjazdy.Spodobało mi się.W okolicach Celejowa telefon- reaszta ekipy firmowego spotkania integracyjnego nie czeka dłużej tylko jadą na paint balla.Niech jadą z Bogiem. Po świętokrzyskiej przeprawie powtórka z rozrywki ,ale z pełną satysfakcją. Asfalt w trakcie remontu, jednak na całej długości lezy juz nowa warstwa , chyba nie ostatnia, za to gładziusieńka. Po drodze jeszcze postój planowy w sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej w Wąwolnicy. 10 minut adoracji cudownej figury i tylko rzut oka na bazylikę wąwolnicką bo w środku remont. I dalej prosto do Nałęczowa, który osiągam niespodziewanie szybko. Jeszcze ostatnia wspinaczka w ciągu ulicy Armatnia Góra , i jeszcze krótki podjazd ulica Kolejową i w końcu dojeżdżam do mety - willi Monika. Wszyscy w terenie to ja idę zrobić sobie prysznic, i odświeżony ruszam do parku zdrojowego. Po drodze pierwszy posiłek- spora drożdżówka z marmoladą za jedyne 1,40. Solońce świeci, ja ma 2 godziny luzu do ich powrotu , JEST GIT.
Kilometraż wg Targeo. Genaralnie miałem ułozony plan w Googlachmapach przejechania tej trasy jedynie na krótkim odcinku krajową 12ką. Dlatego wyjeżdżając z dworca PKP skierowałem się na drugą przecznice w Żeromskiego na wiadukt i dalej miałem jechać Lubelską aby maksyma;lnie daleko właczyć się w ciąg 12ki. Niestety google maps nie uwzględniło tego co uwzględniło przed chwilą targeo- czyli ,że część Lubelskiej nalezy do radomskiego lotniska wojskowego i nie ma prostego przejazdu. Więc spod bramy lotniska dałem ognia na wschodnią obwodnicę Radomia czyli 9-kę. Uwaga- ruch ciężarówek przeokropny droga z dusza na ramieniu, aż do ronda i dalej 12ką na Zwoleń. Na całej długosci do Zwolenia niezły asfalt i ok 30 cm miedzu pasem krawedziowym a faktyczną krawedzią jezdni co wystarczyło by śmigać bezpiecznie na wschód.
Początek był cięzki kręciło mi się jakoś drętwo i w dodatku było zimno. Żółte okulary jednak dodawały "słońca" krajobrazowi, który po ich uchyleniu był bury.Ok 3 km przed Zwoleniem zaczyna się chodnik z kostki wzdłuż krajówkii pojawiają się znaki zakazu jazdy rowerem, Tak długo jak droga miała swą tranzytową szerokośc tak długo olewałem zakaz. Ale w samiuśkim centrum gdy przez zbyt długi kawałek drugi blokowałem przejazd tira ( na całe szczęście nie próbował mnie po chamsku siłowow wyprzedazć) ustapiłem wjeżdżając na chodnik.
W Zwoleniu , krótki 5 minutowy postój na ogarnięcie odzieży i popitkę. Było to pod muzeum regionalnym , z którego całkiem przez przypadek zostałem zaproszony nadni Zwolenia (na św Jana), będzie m.in koncert Antoniny Krzysztoń.Pozdrownienia dla miłych Pań, na pewno wpadnę jeszcze kiedyś po obiecaną pieczątkę okolicznościową.
W Zwoleniu jeszcze musiałem skalkulować, czy pierwotnie podążam dalej drogami wiejskimi w kierunku promu na Wiśle Nasiłów Bochotnica, czy korzystam dalej z dobrego asfaltu i dalej męczę 12kę. Wybrałem wariant drugi.
Etap do Puław przeleciał nadspodziewanie szybko , jedyne co zapamiętałem to,że tuż za granica województw mazowieckiego i lubelskiego droga (ku..a mać!) się zwężyła. Na szczęście po ok 2 może 3 kilometrach w lewo poszła nowa obwodnica Puław a ja odbiłem w prawo na stary ślad dwunastki przez Górę Puławską. Po skręcie na starą 12kę ruch radyklanie się zmniejszył momentami po kilka minut byłem sam na jezdni, wokół której rozpoczęło się wystawianie truskawek na sprzedaż. Boooosze co za zapach a ja od poprzedniej kolacji nic nie jadłem. I jak napisałem jakoś tak nagle szalonym zjazdem znalazłem się na moście w Puławach, potem druga przecznica w prawo na Kazimierz , ale po kilkudzisięciumetrach uznałem , że to własnie dziś powinienem obejrzeć pałac Czartoryskich. W kwadrans zobaczyłem jedynie budynek z zewnątrz i prez chwilę słuchałem przewodnika oprowadzającego grupę. Ale ,że czas naglił ruszyłem dalej na Bachotnicę i Nałęczów. Droga na Kazimierz zmodernizowana dzięki środkomz UE w mojej ocenie bezmyslnie. Jadąc asfaltem nie puściłem żadnego samochodu przed siebie aż do rogatek Puław, a wyprzedzać jadąc połową samochodu po środkowych wysepkach jakoś nie ryzykowali. I nikt nie zatrąbił. Kulturalni kierowcy są na Lubelszczyźnie.
W Bochotnicz na rondzie dałem w lewo, korcił mnie co prawda Kazimierz, ale od Puław jechałem prawie pod wiatr, więc Kazimierz zostanie na kiedyindziej.
Ostatnie 20 km to zjazdy i podjazdy.Spodobało mi się.W okolicach Celejowa telefon- reaszta ekipy firmowego spotkania integracyjnego nie czeka dłużej tylko jadą na paint balla.Niech jadą z Bogiem. Po świętokrzyskiej przeprawie powtórka z rozrywki ,ale z pełną satysfakcją. Asfalt w trakcie remontu, jednak na całej długości lezy juz nowa warstwa , chyba nie ostatnia, za to gładziusieńka. Po drodze jeszcze postój planowy w sanktuarium Matki Boskiej Kębelskiej w Wąwolnicy. 10 minut adoracji cudownej figury i tylko rzut oka na bazylikę wąwolnicką bo w środku remont. I dalej prosto do Nałęczowa, który osiągam niespodziewanie szybko. Jeszcze ostatnia wspinaczka w ciągu ulicy Armatnia Góra , i jeszcze krótki podjazd ulica Kolejową i w końcu dojeżdżam do mety - willi Monika. Wszyscy w terenie to ja idę zrobić sobie prysznic, i odświeżony ruszam do parku zdrojowego. Po drodze pierwszy posiłek- spora drożdżówka z marmoladą za jedyne 1,40. Solońce świeci, ja ma 2 godziny luzu do ich powrotu , JEST GIT.
- DST 95.00km
- Czas 04:10
- VAVG 22.80km/h
- Temperatura 14.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Odważnie. Ja staram się unikać dróg o dużym natężeniu ruchu. Zwykle wybieram te lokalne.
surf-removed - 19:47 niedziela, 3 czerwca 2012 | linkuj
Komentuj