Informacje

  • Wszystkie kilometry: 50965.49 km
  • Km w terenie: 3692.50 km (7.25%)
  • Czas na rowerze: 102d 02h 05m
  • Prędkość średnia: 19.26 km/h
  • Suma w górę: 7314 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy teich.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Piątek, 20 września 2013

cargo bike

czyli za sprawunkami
  • DST 35.00km
  • Czas 01:39
  • VAVG 21.21km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 września 2013

Przez deszcz

  • DST 32.00km
  • Czas 01:16
  • VAVG 25.26km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 września 2013

Koszalin po raz pierwszy

Sprawy służbowe rzuciły mnie nagle ,choć oczekiwanie , do Koszalina. Merytorycznie byłem do tej podróży przygotowany od dawna, spis waypointów w Koszalinie i w okolicy rozpiską części szlaku dookólnego po dalszych okolicach Koszalina, umówiony rower. Do tego wszystkiego dni poprzedzające wyjazd były bardzo miłe i słoneczne. Po cichu upchnąłem więc do bagażu strój rowerowy wraz z dodatkowym obuwiem. Jednym słowem wyjazd służbowy od początku miał podtekst rowerowy, bo Koszalin ładne miast przecież jest.
Dzień pierwszy służbowy – dłuuuuuuga podróż PKP, choć Koszalin to nie Hobart na Nowej Zelandii, to jednak by dojechać na miejsce trzeba poświęcić pewnie tyle samo czasu ile na dolecenie do Hobart z lotniska Heathrow. Jednym słowem pierwszego dnia po dotarciu do hotelu miałem wszystko gdzie mniej szlachetna część pleców ma swój otwór wylotowy.
Dzień drugi – robota, tom się uwinął , powrót do hotelu około pół do trzeciej, wymiguję się z wypadu na pizzę, szczególnie że cały dzień pogoda jest pochmurna i zimna, deszcz wisi w powietrzu, chcę jednak chociaż trochę pokręcić się po Koszalinie bo z wypadu Koszalin – Mielno – Unieście- Łazy –Iwięcino-Węgorzewo- Maszkowo –Koszalin rezygnuje już po pierwszym porannym spojrzeniu w niebo.
Ruszam zatem by odwiedzić wszystkie miejskie waypointy i przy okazji poznać trochę lepiej Koszalin. Szybko pomykam po willowej dzielnicy Koszalina do pierwszego z nich umieszczonego w parku linowym. Kod odnaleziony bez problemu dobry prognostyk, ruszam dalej w stronę Góry Chełmskiej i niestety po ok 200 metrach i osiągnięciu ulicy Słupskiej zaczyna lekko padać,
Lekki deszcz to nie deszcz, tsza twardem być i nie penkać. Jadę dalej pod górę. Pierwszy przystanek przy miejskiej wieży ciśnień.
Zrujnowana miejska wieża ciśnień na Górze Chełmska © teich

Kilka fotek do albumu wież ciśnień i szukamy łejpa. Nie ma, trudno jadę dalej ( po niewczasie wpisując do bazy wcale nie byłem pewien czy szukałem przy właściwej latarni, więc sprawę czy jest czy jednak go nie ma pozostawiam otwartą. Ulica Słupska pnie się dalej pod górę ale po kilku chwilach docieram do kierunkowskazu wieża widokowa i sanktuarium. O ile więżę widokowa miałem zaplanowaną , o tyle sanktuarium jest miłym zaskoczeniem. Mijana para robiąca wyraźne porządki radzi by wybrać lewy chodnik- nie ma schodów i da rade podjechać. Faktycznie schodów nie było, ale podjechać nie dało rady. Potem kilka fotek wieży i szukanie kodu. Przeszukałem wszystkie ławki, te po prawo nawet dwa razy, a po prawo przy wejściu nawet trzy razy, niestety kodu nie ma, a pada coraz intensywniej. Nie mam zapięcia do pożyczonego roweru, a miejsce odludne choć ciągle ktoś się pojawia.
Wieża widokowa na najwyższej morenie © teich

Rezygnuję więc z wizyty na wieży ale w to miejsce kieruję swe kroki ku sanktuarium i choć ubiór mam taki ,że raczej powinienem zostać wyproszony to jednak potrzeba chwili i świadomość ,że Najwyższy i tak zna ,mnie na wylot i bez ubrania ośmiela mnie do poznania tego zacisznego miejsca, gdzie jakieś duchowe fluidy przeszywają dusze już od chwili pierwszego kroku.
Kilka fotek i chowam się w sanktuarium bo LEJE. Krótka modlitwa, spojrzenie za drzwi, deszcz ustał , znak krzyża ina czole i place zanurzone w wodzie święconej kończą wizytę w tym natchnionym miejscu.
SAnktuarium na Górze Chełmskiej © teich

Obraz Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej © teich

Urzekająco ,ale to przecież początek więc trzeba jechać dalej. Tuż obok sanktuarium węzeł szlaków i tablica z wyrysowanym ich biegiem, żółty jest opisany jako okrężny. Dobra nasza bez mapy w obcym nieznanym terenie przy odrobinie wytężonej uwagi nie powinno być źle. Czeka przecież kolejny łejpojnt.
Ruszam zatem na szlak, początek jest zachęcający – pomimo padającego deszczu parasol dębów u buków pozwala jechać komfortowo do tego ścieżka ładnie prowadzi delikatnie w górę delikatnie w dół.
Początek żółtego szlaku wygląda zachęcająco- widok do przodu © teich

Początek żółtego szlaku wygląda zachęcająco- widok do tyłu © teich

Kto wpadł na pomysł by nazwać szlak „Tatrzańskim” Jeszcze nie znam odpowiedzi. Poznaję ją po przejechaniu pierwszego kilometra może dwóch. Szlak zaczyna być prowadzony na morenę z moreny , na morenę z moreny, na morenę z moreny.
A tu widok z jednego zjazdu na sąsiedni podjazs - po prwej wąska ścieżka © teich

Niestety pojawiają się coraz częściej takie , które trzeba pokonywać z buta. Potem dołączają takie, że nawet zjechać to ryzyko gdy zrobiło się ślisko po deszczu a dodatkowe korzenie stanowią niebezpieczne zawalidrogi. W mozole i deszczu raz z buta raz z pedała pokonuje kolejne przeszkody , w pewnym momencie szlak zaczyna lawirować, trzeba uważnie pilnować znaków na drzewach. I tak nagle się wypłaszcza i robi cywilizowanie – asfalt. Na asfalt jednak się nie wjeżdża tuż przed nim zwrot o 270 stopni- czyli jestem w połowie zziębnięty i mokry ale szlak się wyraźnie poprawił, pojawiają się paśniki, lizawki, wiaty, tablice informacyjne, jakiś teren wojskowy zamknięty i strzeżony wysoką wieżą. Nawet zacząłem sięgać po aparat fotograficzny, w głowie rodzi się nadzieja że teraz już nie będzie bardziej płasko .
Po prawej teren wojskowy, żółty szlak biegnie pomimo wygodną na razie drogą - pada © teich

Mijam taką oto lizawkę, ze stosownym opisem- a jakże © teich

I jeden z licznych deszczochronów- nie korzystam © teich

I szumiący strumyczek- żyć się chce © teich

Ale jak było nad piekłem Dantego tak i też może być nad tym szlakiem napis ”Rowerzyści wjeżdżający tutaj – porzućcie wszelką nadzieję ( że będzie łatwo)”. Mam wrażenie ,że pokonuje te same moreny tylko w innym miejscu i w innej kolejności. Już nawet nie zwracam uwagi na deszcz, cały jestem mokry ale rozgrzany od pedałowania. I tak walczę i walczę by dojechać po raz wtóry do asfaltu- tym razem przekraczam go w poprzek.
Po drugiej stronie jest jednak milej – uciążliwe moreny mija się lewym bokiem cała uwaga skupiona by nie chlupnąć w błoto i to był błąd w pewnym momencie przychodzi refleksja ,że o ile wcześniej znaki szlaku były dość gęsto to ja pedałuję kolejne kwartały lasu nie spotykając tego mojego ( po drodze pojawił się na chwile niebieski, potem dołączył czarny. . Trzeba się cofnąć do ostatniego na szczęście po około 10 minutach pojawiły się żółte, tym razem pilnuję się i faktycznie nagle żółty skręca z szerokiej drogi leśnej w wąziutka dróżkę ostro pod górkę. Szybko tracę prędkość, przerzutka w piaście przepuszcza, nie ma co jej wysilać, schodzę z roweru i pokonuje wyniosłość na piechotę.. Na górze dalej pedałuję ,aż nagle po hamulcach 0- jest pomnik , którego szukałem.
Tego pomnika szukałem przemierzając żóty szlak, i nieweile brakowało bym go ominął © teich

Łejpojnta odnajduję bez problemu, niestety przyroda zrobiła swoje i jest całkowicie nieczytelny.
Kartka z kodem całkowicie nieczytelna © teich

Pozostawiam na miejscu w stanie w jakim jest i jadę dalej, a dalej wcale nie jest łatwiej. Góra-dół, góra- dół, góóóóóóóra, a na górze malutkie usypisko kamieni- czyżby jakaś najwyższa z moren?
Czyżby to był szczyt tutejszych szczytów? © teich

Niestety następna była równie męcząca, i następna także, i następna również , i kilka następnych też. I po kilku takich kolejnych pojawia się najpierw jeden spacerowicz z psem ,potem drugi , potem nordikłolkowiec a potem nagle wyjeżdżam na drogę asfaltową, W tym zapamiętaniu przeskakuję na druga stronę a tam znów nie ma znaków szlakowych . Wracam i znów przeskakuję przez szosę i wszystko jasne. Tu jest po prostu zakończenie szlaku.
No i koniec, lub początek, przy okazji fotka pożyczaka © teich

Choć jest on okrężny to jednak zaczyna się i kończy w dwóch różnych miejscach. Czuję miłą satysfakcję , choć szlak nie nadawał się do podróżowania rowerem ( a już na pewno nie miejskim) , to jednak pokonałem go a co zobaczyłem i zapamiętałem na długo pozostanie w pamięci
Wyjazd na Koszalin uświadomił mi ,że niestety ale deszcz nie pada tylko leje.
To po tym lesie krążyłem pod osłoną drzew, teraz trzeba moknąć na otwartej przestrzeni. Ponad lasem majaczy ceglana wieża widokowa © teich

Prawie natychmiast przemokłem do cna, jednocześnie zacząłem również marznąć. Chwilę trwało zanim odnalazłem stary browar, na szczęście z kodem nie było kłopotu.
Stary browar- skąpany w deszczu © teich

Potem wpadłem na chwilę dłuższą na ulicę Franciszkańską by zobaczyć wieżę ciśnień dawnej papierni, gdzie chciałem postawić łejpojnta, niestety wszystko było mokre więc nie próbowałem kleić żadnego kodu..
Poprzestałem na wykorzystaniu tego co w naturze. Mapka otrzymana w informacji turystycznej przestała praktycznie istnieć rozmoknięta od wody dalej udałem się na pamięć na południe przez całe miasto szukając przedwojennych słupów.
Znalazłem, ale bez kodu. Z komentarza pamiętałem ,że wcześniejszy uczestnik zabawy już miał z tym kłopot więc i ja nie wdawałem się w długie poszukiwania ( ło matko! jak zimno i mokro!) robię tylko fotkę i tu znów kłopot, padły baterie. Szkoda czasu na ceregiele ruszam szukać ostatniego z łejpojntów, ale poruszając się po obcym mieście bez jego planu nie trafiam na właściwą ulicę wylotową. Mam już wszystkiego dość kieruję się czym prędzej wzdłuż torów do stacji PKP skąd zapamiętałem drogę do hotelu. Umorusany, ociekający wodą, zziębnięty oddaje rower budząc niewypowiedziane zdumienie u recepcjonistki i oddaje się półgodzinnemu prysznicowi w gorącej wodzie, to stawia mnie na nogi i przywraca do jasności umysłu.
PS
1-Dwa dni po mojej wizycie przeczytałem o profanacji dokonanej tego samego dnia na terenie sanktuarium. Brak słów.
2.Coś z tamtymi kierowcami jest nie tak. Sam miałem kilka nerwowych sytuacji, które kładłem na karb okropnej pogody, ale i miejscowy potwierdza, że rowerem po Koszalinie to jednak trzeba ostrożnie.
  • DST 23.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:48
  • VAVG 4.79km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Sprzęt Pożyczak
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 września 2013

Warszawska Masa Krytyczna Z królem do Wilanowa + miasto

Byliśmy prawie całorodzinnie na tej imprezce. Lajtowo, słonecznie, W koszulkach masowych i na hasło masa krytyczna można było zwiedzać za darmo zarówno pałac jak i ogrody. Nie skorzystaliśmy- grupy tylko po 20 osób a chętnych ze 300. Wróciliśmy na Mariensztat. A oto i inni uczestnicy ruchu:
Można jednośladem, można dwóśladem ale można i czterośladem poruszać się po Wilanowie © teich
  • DST 29.00km
  • Czas 03:19
  • VAVG 8.74km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Grand
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 6 września 2013

Jak pogodzić zabytki z komfortem zamieszkujących je lokatorów?

Pisałem nie tak dawno o drewniakach w Piasecznie,że powoli znikają. Niestety , niektóre chowają się za pierzynką styropianu.
Termomodernizacja, nie wyklluczone ,że ze specjalnych funduszy © teich
  • DST 30.00km
  • Czas 00:12
  • VAVG 150.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 września 2013

Cycle chic

Dostojna jazda na rowerze, z teczką na kierowniku, koszulą i marynarką na grzbiecie. Trza było tak. Kolega Łukasz pisał kiedyś o znakowaniu terenu przez kibiców polegającym na dewastacji obiektów bohomazami, a ja na sklepie znalazłem inny rodzaj znakowania terenu, tym razem przez Ośkę.
Tajemne znaki dla wtajemniczonych na ramie wejścia do sklepu w Piskórce © teich
  • DST 12.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:58
  • VAVG 12.41km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Sprzęt Grand
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 września 2013

Falenty , Janki, Walendów

Była potrzeb podjechania do Janek, więc po drodze wjechałem jeszcze do Falent by znaleźć tego łejpojnta.
Tutaj szukałem i szukałem i nie znalazłem kodu © teich

A tu takie detale architektoniczne na frontonie pałacu w Falentach © teich

Niestety nie znalazłem, pomimo dokładnych wskazówek, chyba go niestety już nie ma.
Tradycyjnie już jazda w kierunkach północno zachodnich odbywa się pod wiatr, za to powrót 7ką z Janek był iście ekspresowy. W Łazach skręciłem jeszcze do Walendowa by odwiedzić zgromadzenie zakonne , w którym przebywała dwukrotnie święta Faustyna. Na szczęście teren był otwarty można było sobie pofotografować do woli.
Walendów - otwarty wjazd na teren ośrodka © teich

Teren ośrodka ma kilka urokliwych miejsc , w których można zatopić się w myślach i modlitwie © teich

Główny budynek ośrodkaw Walendowie, w głębi kościół zakonny © teich

Powrót zamiast po byle jakim asfalcie do Łazów to ładnym asfaltem na Wólkę Kosowską.
Widoczek na maszt antenowy nadajnika w Łazach, tradycyjnie nazywanego stacją nadawczą w Raszynie © teich

Niestety ok 1,5 km przed Chinatownem asfalt zmienił się w szutrówkę zniekształconą przez ciągniki rolnicze. Roweru było mi szkoda za to widoki całkiem fajne..
Mam takie pytanie może znacie odpowiedź czy pałac w Falentach i pałac w Raszynie to dwa różne obiekty? Jeśli dwa różne to gdzie jest pałac w Raszynie?
  • DST 69.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 24.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 września 2013

Kolejny raz do Warszawy

Do odebrania miałem dla żony paczkę na Pańskiej więc korzystając z tego ,że nie pada deszcz ochoczo wybrałem się rowerem do Warszawy, i mina mi dość szybko zrzedła i równie szybko koszulka zrobiła się mokra, gdy okazało się ,że niemal cały czas wieje uporczywy wiatr z 11-tej , czyli niemal w gębę. Ale na szczęście nogi niosły, zawczasu miałem przygotowaną rozpiskę kilku waypointów więc po drodze zaliczyłem kilka punktów między innymi na Kazimierzowskiej oraz na Narbutta, gdize po raz pierwszy w życiu miałem okazję zobaczyć dawne kino Stolica. Nigdy nie zapuszczałem się w te okolice, a okazały się być one dosyć kameralne.
Budynek po dawnym kinie Stolica na Narbutta od frontu © teich

Budynek po dawnym kinie Stolica na Narbutta od zaplecza © teich

Sam budynek otoczony jest ze wszystkich stron blokami mieszkalnymi co sprawia wrażenie jakby był umieszczony w centrum dziedzińca. Całkiem fajna okolica, choć blisko mieszkał znajomy bodaj na Wiktorskiej i mieszkania niestety były z rodzaju gomułkowskich klitek.
Stąd bezpośredni skok na Pańską, w tej okolicy Woli jeszcze można napotkać przed i tuż powojenne klimaty.
Dawne zapyziałe uliczki Miedziana, Żelazna, Sienna, Łucka, Srebrna coraz częściej są zabudowywane coraz nowszymi budynkami © teich

Jeszcze niedawno kręcono filmy w tych okolicach teraz już coraz trudniej o plenery.

Dalej kieruję się w kierunku Kolejowej , którą opisał w maju 2012 Oelka. Jestem ciekawy zmian jakie zaszły w tej okolicy od czasu mojej nauki w technikum na Kasprzaka. Po drodze mijam Muzeum Woli
gdzie też była okazja na zdobycie kilku punktów.
Fronton neorenesansowego pałacyku na Srebrnej, zbudowanego ok 1880 roku © teich

Stąd już dosłownie dwa pociągnięcia pedałami na Kolejową, a ta faktycznie zmieniła się. Po pierwsze nie ma już kocich łbów, trylinki i bruku a jest gładki asfalt, który ze względu na zamknięcie Prostej i Kasprzaka spowodowane budową II nitki metra ma spore obciążenie samochodami. Płyną one potokami wyznaczanymi przez sygnalizację świetlną na Towarowej.
Kolejowa jest asfaltowa- to duża zmiana w komforcie jazdy © teich

W rozpierduchę poszły też zakłady Waryńskiego , które produkowały maszyny budowlane na całą RWPG i okolice., Nie ma torowisk przecinających Kolejową poza tym jednym , którego szukałem z pełnym zamysłem, gdyż jak zwrócił uwagę Oelka- jest to pozostałość po szerokotorowym systemie rosyjskiego zaborcy.
Jedyny fragment torowiska w ciągu ulicy Kolejowej to ten z szerokim torem © teich
.
Pozostały jeszcze liuczne budynki magazynowe, które swego czasu stały się centrum księgarskim Mazowsza, a wzdłuż samej Kolejowej stały dostawczaki, z których handlowano literaturą.
Jeden z takich magazynów ciągle jeszcze nosi oznakowanie zjednoczenia Unitra.
To chyba w tym budynku chodziłem do sklepu BOMiS, gdzie mozna było tanio kupić części elektroniczne © teich

Jadąc dalej zahaczyłem jeszcze skwer na rogu Brylowskiej i Prądzyńskiego, gdzie został ustawiony pomnik pamięci ofiar KL Warschau, niestety dopiero teraz zauważyłem,że tam również jest łejpojnt. Sama sprawa KL Warschau jest bardzo dyskusyjna, ścierają się na opinie historycy, ale pomnik całkiem zadbany.
Społecznie ustawiony pomnik upamiętniający ofiary KL Warschau © teich

Na chwilę podjechałem na dworzec Warszawa Zachodnia, który był modernizowany , czyszczony przebudowywany wewnątrz na okoliczność mistrzostw Europy w piłce kopanej w 2012. Dla mnie jednak pozostaje ten sam klimat zadupia , który miałem okazję poznać po raz pierwszy gdzieś pod koniec lat 70 tych gdy jako dziecko jechałem z rodzicami z tego dworca nad morze ( wskakiwanie do wagonu przez okna by zająć miejsce i tego typu klimaty). Wtedy perony lub jakaś ich część były drewniane bo zapamiętałem również gdy pod jednym panem złamała się decha i wpadł noga w dół, jak wyjął nogę to pozostał na spodzie but- to była strata!
Dworzec Warszawa Zacgodnia- choć na euro2012 odnowiony to klimat budy niezmienny © teich

Gdy obrócić się do dworca plecami to możbna dostrzec mciekawy tabor do robót torowych tutaj na zdjęciu podbijarka do torowisk:
Podbijarka do torowisk 08-275 Unimat 3 S © teich

Jak pracuje można zobaczyć sobie na youtubie
A z boku chyba najbardziej charakterystyczna budowla Dworca Zachodniego- oryginalna nastawnia wieżowa z przeszkloną galeryjką i klatką schodową.
Nastawnia na dworcu Warszawa Zachodnia © teich

Czas płynie jak zwykle szybciej niż byśmy tego sobie życzyli pora więc na powrót. Po drodze jeszcze rzut oka na linię średnicową , nieczęsty widok pustkina torach
Główna magistrala kolejowa Warszawy widziana z wiaduktu przy rondzie Zawiszy- rzadka chwila bezruchu © teich
  • DST 74.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 21.76km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 września 2013

dopracowo

Rano po deszczu po południu krótko przed deszczem, a przy tym powrót pod spory wiaterek.
  • DST 33.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 22.50km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Basso
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 29 sierpnia 2013

Radom-Warka przez Pionki - S2 część pierwsza

Od dawna planowana wyprawa z synem , która z zamysłu miała być dwudniowa z nocowaniem w namiocie, ale że noce zimne i namiotu małego brak została podzielona na dwie części. Zaczynamy od Radomia i kierujemy się na Warszawę w generalnej marszrucie opisanej jako S2 w regulaminie tej oto odznaki..
Do Radomia oczywiście trzeba się jakoś dostać, że pospaliśmy dłużej to w wielkim pośpiechu pakujemy się i w tempie wyścigu dla amatorów gnamy na pociąg KM do Gabryelina czyli stacji Czachówek Południowy. Na stacji jesteśmy na 2 minuty przed przyjazdem pociągu, zgrzani i zdyszani wsiadamy do zmodernizowanego EN57, który nie ma już przedziału służbowego czy jak to się kiedyś nazywało dla podróżnych z większym bagażem ręcznym, dziś te pociągi to prawie open space ze śmiesznym kibelkiem z półokrągłymi przesuwnymi drzwiami , a potem już tylko 1h38' jazdy do Radomia. Można obejrzeć mapy, luknąć do przewodnika, mniej więcej przed Lesiowem przyszedł pan Kierownik , mocno zainteresowany naszymi planami rowerowymi, od słowa do słowa poznaliśmy szanownego tatę pana kierownika , który mimo 84 lat dalej jeździ wszędzie na rowerze. Nas akurat to nie dziwi, ale wyraźnie dziwi szanownego pana Kierownika.
Gadu gadu i jesteśmy w Radomiu, gdzie wita nas zmodernizowany , pachnący świeżością dworzec. Kiedy przesiadaliśmy się tu w drodze do Kielc w końcu maja, jeszcze był zamknięty i w remoncie a teraz szyk!
No dobra ale w Radomiu trzeba coś zobaczyć więcej niż dworzec kierujemy się zatem ku miejscu które tytułują Kazimierzowskim Miastem.
Najpierw trafiamy na kościół farny - no i niestety kicha. Kościół zamknięty na wszystkie spusty.
Radomska fara- nie ma jak zrobić zdjęcia, wszędzie zbyt ciasno by objąć całość jednym kadrem © teich

Kilka fotek i jadymy dalej Kilkadziesiąt metrów
Grodzka- ulica , nie Anna © teich

i trafiamy na rzeczone Kazimierzowskie Miasto. Oto i ono.
Pusty Rynek i miejscowy ratusz. Ludzi wywiało, albo nie lubią chodzić pod oknami władzy © teich

Piłsudczyk na Rynku przed Ratuszem, czeka zapewne na towarzyszy poległych pod Anielinem- Laskami © teich

Niemal puste, ale nawet takie wyglądowe. Syn zajrzał do Muzeum Malczewskiego
Muzeum Okręgowe w Radomiu- imienia Jacka Malczewskiego, dawne Kolegium Pijarów © teich

i prawie go tam wciągnęli do środka, nie było go z kwadrans a poszedł tylko po stempelek do książeczki krajoznawczej. Mówił , że byli nad wyraz wylewni. Co za dzień to już drudzy w dniu dzisiejszym.
Stąd zjeżdżamy lekko w dół do najstarszej części Radomia, do grodziska Piotrówka. Drogi przeważnie z kocich łbów lub starej kostki, mało plomby z zębów nie powypadają.
Piotrówka nic nadzwyczajnego ale bądź co bądź to pierwociny grodu Radomia, ominąć byłoby niesłusznie
Praradom czyli grodzisko Piotrówka © teich

Po kilkunastu minutach czas jednak ruszyć przed siebie. Straciliśmy i tak przeszło godzinę na pobieżne zerknięcie na Radom. Jak to w każdym mieście najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest z niego wyjechać, na szczęście w miarę sprawnie odnaleźliśmy podpowiedzianą nam ulicę Struga , którą wyjechaliśmy na Kozienicką, a tej nazwa już wskazuje ,że kierunek właściwy. Od ronda wylotowego ze 2 lub 3 km jedziemy całkiem fajną ścieżką rowerową , która się kończy na granicy miasta dalej drogą 727 do Poświętnego,
Drewniany Nepomuk w Jedlni © teich

które nas zaskakuje ładnym kościołem.
Za drzewami widoczny kościół w Poświętnem © teich

I ten sam kościół od frontu © teich

Potem jeszcze wizyta na starym cmentarzu w poszukiwaniu grobu powstańców styczniowych . Po obfotografowaniu wszystkiego jedziemy do Pionek, mijając po drodze kilka fajnych klasycystycznej urody budynków. Głównym celem miał być skansen leśnej kolejki wąskotorowej. Nie był bo zlikwidowany,
Tyle zostało ze skansenu wąskotorowej kolejki lesnej- NIC © teich

jedynie powitała nas brama:
A mówią "gość w dom- Bóg w dom" © teich

Potrzebujemy kolejną pieczątkę potwierdzenie- tym razem ja wchodzę do miejscowej dyrekcji leśnej. Wchodzę i znikam na 20 minut trafiając na bardzo miła panią , która zajmuje się promocją i turystyką w leasach Puszczy Kozienickiej. Troche błysnąłem wiedzą , trochę zrobiły swoje wczesniejsze pieczątki , na które miła pani rzuciła okiem i.... stałą się nad wyraz wylewna. Jak wspomniałem tym razem ja na rozmowie wyjątkowo sympatycznej straciłem 20 minut. Wszedłem na chwilę i zniknąłem, na szczęście syn był cierpliwy a jego znudzenie udobruchałem prezentami - przewodnikiem turystycznym i mapą wydanymi przez Dyrekcję Lasów w Radomiu, świeżo otrzymanymi od miłej interlokutorki. Na drogę dostaliśmy jeszcze kilka wskazówek jak minąć asfalt i drogami leśnymi podążać do Brzózy. Ruszyliśmy więc przez las i nie zgubiliśmy się. Grzybiarzy nie było , trafiliśmy tylko na jakąś nimfę leśną, z urody jakąś "Rumunkę" , wymalowaną jak na odpust.Po skąpym "stroju roboczym" domyślilismy się ,że to nie służba leśna. A potem jeszcze ze 12 kilometrów i dotarliśmy do Brzózy. Niewielki rynek, a może park,
Park w Brzózie, bardzo zadbany aż miło zspojrzeć,że tak mała społeczność potrafi troszczyć się o dobro wspólne © teich

kościół, Nepomuk i w drogę do pobliskiego Głowaczowa. Coraz późniejsza pora powoduje,że zaczynamy odfajkowywać miejscowe atrakcje . Po kilku minutach jedziemy dalej tym razem kierunek to Studzianki Pancerne.
Wioska wymarła. Nikogo nie spotkaliśmy kilka chwil na miejscowym mauzoleum
Mauzoleum na skraju wsi Studzianki Pancerne, na postumencie T34 z działem 76 mm i numerem taktycznym 214 © teich

i w dalszą drogę do Grabowa. Początkowo mamy ładny asfalt, który po ok 1 kilometrze się kończy potem czerwonym szlakiem i leśną drogą, niestety miejscami piaszczystą kierujemy się do wsi Koziołek. Istny skansen drewniany z 80 kilometrów od Warszawy, niewiele się rozglądamy bo znów zaczął się gładziutki asfalt więc rura . Naszym celem jest Grabów. Gadając sobie po drodze nawet nie zauważyliśmy gdy dojechaliśmy do wjazdu na 730kę do Warki. Po kilku minutach jesteśmy w środku wsi. Kilka fotek i jedziemy śpiesznie na stację.
No i odjechał , następny za dobre 50 minut © teich

Niestety nie dość śpiesznie , gdyż pociąg nam odjeżdża 6 minut przed naszym przybyciem. Krótka narada wojenna i jedziemy do Warki, ale nie cofamy się do szosy, tylko jak nam podpowiedział miejscowy po drugiej stronie torów jest równoległa droga leśna, która doprowadzi nas prawie pod most. Czerwony pieszy szlak nam odradził- zbyt piaszczysty I rzeczywiście po przejściu przez tory trafiamy na zielony szlak rowerowy, który prowadząc przez sosnowy las nie szczędzi nam złamanych gałęzi, korzeni, szyszek, a ostatnie (jak się okazało) 500 metrów przed wyjazdem na asfalt było niestety zaorane po sadzeniu lasu. Ostatnie 2 lub 3 kilometry jedziemy już na luzie, i tak mamy zapas czasu do pociągu. Liczymy, że przyjedzie piętrus . Przyjechał ale to był opóźniony przyśpieszony do Radomia a nasz okazał się być pojedynczy skład EN 57.
Potem pozostało jeszcze wrócić ze stacji do domu i wsio na ten dzień.
Przepraszam, za niektóre zdjęcia, aparat w kieszeni na plecach zapocił się i część zdjęć niestety jest stracona, pozostały tylko niektóre a i one są miejscami rozmyte.
  • DST 108.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 18.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Sprzęt Grand
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl