Niedziela, 21 października 2018
spacer po lesie
- DST 4.00km
- Teren 4.00km
- Czas 00:30
- VAVG 8.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Sprzęt Pożyczak
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 października 2018
Do i odpracowo
- DST 42.00km
- Czas 02:12
- VAVG 19.09km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 60m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 października 2018
Do i odpracowo
- DST 38.00km
- Czas 02:04
- VAVG 18.39km/h
- Temperatura 17.0°C
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 października 2018
Do i odpracowo
Chłodny poranek, pomimo, że do pracy na rowerze pokonałem tylko 1/3 dystansu a reszta to podwózka, to nie zdążyłem się zagrzać przebijając się przez warszawski leningrad

Słońce niemrawo przebija się przez chmury. Kiedy ranne wstają zorze... © teich
Fotka z początku września

Słońce niemrawo przebija się przez chmury. Kiedy ranne wstają zorze... © teich
Fotka z początku września
- DST 42.00km
- Czas 02:41
- VAVG 15.65km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 października 2018
Spacer po lesie
Poobiedni spacer rowerowy po lesie przerywany zbieraniem grzybów. Głównie maślaków. bardziej niż grzyby oczy cieszyły się do kolorowych liści zdobiących drzewa podświetlone niskim popołudniowym słońcem.
- DST 12.00km
- Teren 12.00km
- Czas 01:03
- VAVG 11.43km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 6m
- Sprzęt Pożyczak
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 października 2018
W poszukiwaniu grodzisk na Mazowszu
Mam całe zestawienie przygotowanych różnych tras
krajoznawczych głównie po bliższym lub
dalszym Mazowszu, które mają dostarczyć punktów do zdobywanych odznak
krajoznawczych. Ta
trasa obejmowała kilka grodzisk średniowiecznych , które
należało odnaleźć w terenie. Oczywiście były
takie , które same wchodzą do oczu ale i były takie , których odszukanie w
terenie opierało się jedynie na wcześniejszym oznakowaniu na wikimapii. Często
działalność rolnicza lub gospodarcza w
lasach i oczywiście żywioł przyrody i
tej z nieba i tej zielonej powodują w ciągu stuleci stopniowe zacieranie się
pozostałości dawnych wałów, fos, umocnień.
Ten dzień poświęciłem w całości na dopełnienie wymagań stawianych przez twórców odznaki krajoznawczej „ Grodziska Mazowsza”.
Plan był taki by odnaleźć w terenie grodzisko na Bródnie, w Nasielsku, Nowym Mieście, Śniadówku oraz w Nowym Modlinie.
Miałem zacząć całą wycieczkę około godziny ósmej, ale przejmujący chłód skutecznie powstrzymywał mnie od ruszenia rowerem przed siebie. Taki stan trwał do około 10.30, kiedy ostatecznie to przebrałem się w ciuchy rowerowe i ruszyłem z Bródna kierując się wzdłuż linii kolejowej na północ. O odnalezieniu grodziska na Bródnie nie ma co pisać – jest oznakowane, zadbane, włączone do strefy rekreacyjnej stworzonej dla mieszkańców okolicznych osiedli. Jednym słowem nic tylko podjechać i już się jest – bez żadnego przeczesywania terenu czy lasu.

Porannne słońce nad grodziskiem Bródno © teich

Niby świci jasno , ale ciepła nie czuć. © teich
Z Bródna miałem dwie koncepcje- pojechać Głębocką na Rembelszczyznę i stamtąd przez Kąty Węgierskie Stanisławów II kierować się na Dębe i dalej na Nasielsk albo wzdłuż linii kolejowej nr 9 przez Legionowo kierować się również na Dębe i Nasielsk. Spontanicznie wybrałem drugą wersję trasy. I w zasadzie do Nasielska jedzie się bez specjalnej historii poza dwoma zgrzytami – zachowany kawałek ulicy Mehoffera wykonany ze zniszczonej wiekiem trylinki , na który wpadłem na pełnej (na jaką mnie stać) prędkości, drugie potknięcie to zły wybór przebicia się przez Lasy Legionowskie. Zamiast wybrać jazdę ścieżką leśną wybrałem drogę techniczną Wodociągu Północnego , która jest ułożona z płyt betonowych, które przez co najmniej 30 lat uległy poprzemieszczaniu się i przestały się licować.

Lasy legionowskie w kolorach jesieni © teich
Dla roweru z szerokimi oponami to nie problem dla szosówki i owszem- prędkość jazdy była na tym odcinku minimalna ale radość z widoków jesiennego lasu wielce radosna.
A potem kilometry już same ubywały, faktem jest ,że kolejne zatrzymanie było w Chrcynnie, miejscowości z odbudowanym wielkim zapałem z XIXwiecznej ruiny pałacem oraz lotniskiem znanym wszystkim amatorom skoków spadochronowych , na którym Aeroklub Warszawski prowadzi szkolenia.

Pałac w Chrcynnie © teich
Z Chrcynna do Nasielska to tylko kilka kilometrów.
Sam Nasielsk niestety zasmuca – takie bida miasteczko. Tu czuć ,że nóż wbity w miejscową gospodarkę przez profesora Balcerowicza był wyjątkowo ostry. O ile osobiście lubię klimaty małych miasteczek, to tu żadnego klimatu nie odnalazłem. Nie wiem, czy będę chciał tu przyjechać kiedykolwiek. Po odnalezieniu ,miejsca po średniowiecznym grodzisku oraz urzędu miasta ( co też nie było najłatwiejsze) wybrałem dalszą trasę rozszerzoną o podjechanie do Nowego Miasta.

Neogotyk nadwiślański tu przykładem świątynia pw. św. Wojciecha w Nasielsku © teich
Pierwotnie z Nasielska miałem przez Cieksyn kierować się z powrotem do Nowego Dworu. Ale pogoda i szybko przelatujące kilometry skusiły na poznanie kolejnego miasteczka i kolejnej rzeki Mazowsza – Sony, która podpiętrzona w Nowym Mieście tworzy malowniczy zbiornik wykorzystywany m.in. do rekreacji.
Droga do Nowego Miasta bez historii- ale tuż przed tą miejscowością skręt w lewo i poszukiwanie grodziska na okolicznych łąkach.Obfotografowałem wszystkie podejrzewane przeze mnie miejsca , które mogły być tym grodziskiem, potem w domu skonfrontowałem z mapą i tym co jest w internecie i wybrałem te, które było właściwe.

Średnioweiczne grodzisko w Nowym Mieście ( powiat Płońsk) - trochę trzeba poszukać w terenie © teich
A na widok polnej jabłoni nie mogłem się oprzeć by nie poczęstować się jabłkiem sycąc nieco głód i pragnienie. Taka uwaga od mnie z Grójecczyzny- jak zrywacie z drzewa to kradniecie, jak bierzecie z ziemi to wasze bez jakichkolwiek uwag, tak jest przyjęte między sadownikami . Oczywiście z ziemi trzeba wybrać co nie zepsute i nie obite.
Jedno jabłko głodu nie nasyciło wjechałem do Nowego Miasta na postój i popas.

Można skromnie? Można! Urząd gminy w Nowym Mieście © teich

Późnogotycki kościół Świętej Trójcy w Nowym Mieście © teich
Po godzinnym lenistwie nastąpiła pora na powrót przez Cieksyn.

Front kościoła pw. św. Doroty w Cieksynie - wnętrze ciekawe polecam obejrzeć © teich
Z Cieksyna wzdłuż prawego brzegu Wkry aż do Pomiechówka ,

Plaża na Wkrą w Borkowie © teich

Borkowo- pomnik pamięci działąń i ofiar wojny z bolszewikami w 1920 roku © teich
gdzie eskapada zakończyła się na stacji kolejowej , dalszy powrót do stolicy kolejami KM.
Grodziska w Śniadówku i Nowym Modlinie nie zostały odkryte. W pierwszym wypadku nie byłem przekonany czy nie jest to relikt jakiegoś dzieła twierdzy Modlin, w drugim – przegapiłem drogę na Szczypiorno , skąd miałem się kierować na Nowy Modlin. Z tym drugim pewnie też nie było by łatwo bo jest na byłym terenie wojskowym , stąd żadnej pewności czy jest tam łatwy dostęp.
Ten dzień poświęciłem w całości na dopełnienie wymagań stawianych przez twórców odznaki krajoznawczej „ Grodziska Mazowsza”.
Plan był taki by odnaleźć w terenie grodzisko na Bródnie, w Nasielsku, Nowym Mieście, Śniadówku oraz w Nowym Modlinie.
Miałem zacząć całą wycieczkę około godziny ósmej, ale przejmujący chłód skutecznie powstrzymywał mnie od ruszenia rowerem przed siebie. Taki stan trwał do około 10.30, kiedy ostatecznie to przebrałem się w ciuchy rowerowe i ruszyłem z Bródna kierując się wzdłuż linii kolejowej na północ. O odnalezieniu grodziska na Bródnie nie ma co pisać – jest oznakowane, zadbane, włączone do strefy rekreacyjnej stworzonej dla mieszkańców okolicznych osiedli. Jednym słowem nic tylko podjechać i już się jest – bez żadnego przeczesywania terenu czy lasu.

Porannne słońce nad grodziskiem Bródno © teich

Niby świci jasno , ale ciepła nie czuć. © teich
Z Bródna miałem dwie koncepcje- pojechać Głębocką na Rembelszczyznę i stamtąd przez Kąty Węgierskie Stanisławów II kierować się na Dębe i dalej na Nasielsk albo wzdłuż linii kolejowej nr 9 przez Legionowo kierować się również na Dębe i Nasielsk. Spontanicznie wybrałem drugą wersję trasy. I w zasadzie do Nasielska jedzie się bez specjalnej historii poza dwoma zgrzytami – zachowany kawałek ulicy Mehoffera wykonany ze zniszczonej wiekiem trylinki , na który wpadłem na pełnej (na jaką mnie stać) prędkości, drugie potknięcie to zły wybór przebicia się przez Lasy Legionowskie. Zamiast wybrać jazdę ścieżką leśną wybrałem drogę techniczną Wodociągu Północnego , która jest ułożona z płyt betonowych, które przez co najmniej 30 lat uległy poprzemieszczaniu się i przestały się licować.

Lasy legionowskie w kolorach jesieni © teich
Dla roweru z szerokimi oponami to nie problem dla szosówki i owszem- prędkość jazdy była na tym odcinku minimalna ale radość z widoków jesiennego lasu wielce radosna.
A potem kilometry już same ubywały, faktem jest ,że kolejne zatrzymanie było w Chrcynnie, miejscowości z odbudowanym wielkim zapałem z XIXwiecznej ruiny pałacem oraz lotniskiem znanym wszystkim amatorom skoków spadochronowych , na którym Aeroklub Warszawski prowadzi szkolenia.

Pałac w Chrcynnie © teich
Z Chrcynna do Nasielska to tylko kilka kilometrów.
Sam Nasielsk niestety zasmuca – takie bida miasteczko. Tu czuć ,że nóż wbity w miejscową gospodarkę przez profesora Balcerowicza był wyjątkowo ostry. O ile osobiście lubię klimaty małych miasteczek, to tu żadnego klimatu nie odnalazłem. Nie wiem, czy będę chciał tu przyjechać kiedykolwiek. Po odnalezieniu ,miejsca po średniowiecznym grodzisku oraz urzędu miasta ( co też nie było najłatwiejsze) wybrałem dalszą trasę rozszerzoną o podjechanie do Nowego Miasta.

Neogotyk nadwiślański tu przykładem świątynia pw. św. Wojciecha w Nasielsku © teich
Pierwotnie z Nasielska miałem przez Cieksyn kierować się z powrotem do Nowego Dworu. Ale pogoda i szybko przelatujące kilometry skusiły na poznanie kolejnego miasteczka i kolejnej rzeki Mazowsza – Sony, która podpiętrzona w Nowym Mieście tworzy malowniczy zbiornik wykorzystywany m.in. do rekreacji.
Droga do Nowego Miasta bez historii- ale tuż przed tą miejscowością skręt w lewo i poszukiwanie grodziska na okolicznych łąkach.Obfotografowałem wszystkie podejrzewane przeze mnie miejsca , które mogły być tym grodziskiem, potem w domu skonfrontowałem z mapą i tym co jest w internecie i wybrałem te, które było właściwe.

Średnioweiczne grodzisko w Nowym Mieście ( powiat Płońsk) - trochę trzeba poszukać w terenie © teich
A na widok polnej jabłoni nie mogłem się oprzeć by nie poczęstować się jabłkiem sycąc nieco głód i pragnienie. Taka uwaga od mnie z Grójecczyzny- jak zrywacie z drzewa to kradniecie, jak bierzecie z ziemi to wasze bez jakichkolwiek uwag, tak jest przyjęte między sadownikami . Oczywiście z ziemi trzeba wybrać co nie zepsute i nie obite.
Jedno jabłko głodu nie nasyciło wjechałem do Nowego Miasta na postój i popas.

Można skromnie? Można! Urząd gminy w Nowym Mieście © teich

Późnogotycki kościół Świętej Trójcy w Nowym Mieście © teich
Po godzinnym lenistwie nastąpiła pora na powrót przez Cieksyn.

Front kościoła pw. św. Doroty w Cieksynie - wnętrze ciekawe polecam obejrzeć © teich
Z Cieksyna wzdłuż prawego brzegu Wkry aż do Pomiechówka ,

Plaża na Wkrą w Borkowie © teich

Borkowo- pomnik pamięci działąń i ofiar wojny z bolszewikami w 1920 roku © teich
gdzie eskapada zakończyła się na stacji kolejowej , dalszy powrót do stolicy kolejami KM.
Grodziska w Śniadówku i Nowym Modlinie nie zostały odkryte. W pierwszym wypadku nie byłem przekonany czy nie jest to relikt jakiegoś dzieła twierdzy Modlin, w drugim – przegapiłem drogę na Szczypiorno , skąd miałem się kierować na Nowy Modlin. Z tym drugim pewnie też nie było by łatwo bo jest na byłym terenie wojskowym , stąd żadnej pewności czy jest tam łatwy dostęp.
- DST 84.00km
- Teren 9.00km
- Czas 04:03
- VAVG 20.74km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 98m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 5 października 2018
Po Nizinie Nadwiślańskiej do...
Przemierzając od czasu do czasu różne rejony Polski staram
się podpatrywać jak konkretne okolice zostały zakwalifikowane przez polskich
geografów.Tym razem okazało się, że
teren planowanej trasy praktycznie w całości wiedzie po Nizinie Nadwiślańskiej
z nawrotką w.. oraz metą w Dąbrowie Tarnowskiej leżącej na progu Płaskowyżu
Tarnowskiego. Cel na razie enigmatyczny, ale to po to, by nie wyjść na
zdziecinniałego. Po wypakowaniu roweru z
samochodu nie tracę czasu na zwiedzanie Dąbrowy Tarnowskiej- szkoda pięknej pogody,
a do tego południowy ciepły wiatr wieje w plecy pomagając w jeździe. Teren całkowicie
płaski- widać ,że to dawne tereny zalewowe pradoliny Wisły. Odwrócona orką ziemia
również pokazuje na żyzność tutejszych gleb. W większej części jadę dobrze
utrzymanymi drogami lokalnymi z minimalnym ruchem samochodów. Gdzieniegdzie
zatrzymuję się na fotostopy.

Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Dąbrówce Breńskiej z rzeżbą Chrystusa Odkupiciela. © teich
A pierwszy trochę dłuższy przystanek wypada w Mędrzychowie.

Kościół pw. NMP Królowej Polski w Mędrzechowie © teich
Tam zachodzę do urzędu gminy by wstemplowali mi się do książeczki turystycznej, w urzędzie kwitnie życie przedwyborcze, jednym uchem nadsłuchuję lokalnych plotek o jakiejś pani kandydatce do rady gminy czy powiatu. Mniejsza o to, przede mną potrzeba pokonania kolejnych kilometrów tym razem krótki odcinek do Szczucina.

Rynek szczuciński z sylwetką kościoła pw. św. Marii Magdaleny © teich
Tam również objazd miasteczka z oglądnięciem, co prawda przez szybę w drzwiach kruchty,wnętrza kościoła pw. Św. Marii Magdaleny.

Wnętrze kościoła w Szczucinie © teich
Prezentuje się bardzo dobrze więc postanawiam założyć tu waypointa. Może ktoś kiedyś odwiedzi to miejsce? W Szczucinie jest również ewenement na skalę Polski- Muzeum Drogownictwa, ale obiecuję sobie odwiedzić w drodze powrotnej z …
Tymczasem biorę dalej kurs na północ i jeszcze przed wjazdem na most wjeżdżam na teren województwa świętokrzyskiego. Granica pomiędzy Małopolską a Świętokrzyskim biegnie tutaj lewym brzegiem, więc cała Wisła i most są już w powiecie buskim.

Wisła widziana z mostu w Szczucinie. © teich
Jak wspomniałem jadę dalej na północ ale już nie droga lokalną tylko krajową 73. Nie jest to szczególnie uciążliwe, bo choć ruch ciężarówek znaczny to pobocza mają nawet do 1,5 m szerokości, więc jedzie się z poczuciem bezpieczeństwa. Do mojego celu w.. już tylko kilka kilometrów, choć ostatnie jak to w Świętokrzyskim są pod górkę.
Po trochę znojnym podjeździe ( rozleniwienie z jazdy po płaskim i wyścig z doganiającym traktorem) wjeżdżam do celu, środka miejscowości , o której słyszało zapewne każde polskie dziecko, a zapewne tylko nieliczne doświadczyły być w nim. Ja dojechałem, zobaczyłem, najadłem się kabanosów, zwiedziłem miejscową bazylikę (polecam) i zrobiłem fotkę pomnikowi postaci nierozerwalnie związanej z tą miejscowością.

Bazylika mniejsza pod wezwaniem świętego Marcina © teich

Barokowy ołtarz w kaplicy Pana Jezusa w południowej części transeptu. © teich

Po tej pomnikowej postaci już wszystko jasne , jaka miejscowość była celem tej peregrynacji © teich
Leniwe 45 minut zakończyłem myślą o co pilniejszym powrocie. Więc zacząłem zjazdem z górki do krajowej79 ( tej nie polecam, ekstremalnie duży ruch ciężarówek) a po kilometrze powrót na drogę 73 , której się trzymam aż do Dąbrowy Tarnowskiej. W Dąbrowie jeszcze odnalezienie waypointa ( miejscowa synagoga), krótka wizyta w sklepie i pakowanie się do samochodu – jest piątek po pracy a do domu daleko, szkoda nawet było czasu na przebieranie się w ciuchy pozarowerowe.

Okazała synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej. © teich

Wejście do wnętrza, dziś nie pełni funckiji religijnej a chyba wyłącznie muzealną. © teich

Zdrewniały Żyd pogrążony w lekturze talmudu © teich

Kościół pw. Przemienienia Pańskiego w Dąbrówce Breńskiej z rzeżbą Chrystusa Odkupiciela. © teich
A pierwszy trochę dłuższy przystanek wypada w Mędrzychowie.

Kościół pw. NMP Królowej Polski w Mędrzechowie © teich
Tam zachodzę do urzędu gminy by wstemplowali mi się do książeczki turystycznej, w urzędzie kwitnie życie przedwyborcze, jednym uchem nadsłuchuję lokalnych plotek o jakiejś pani kandydatce do rady gminy czy powiatu. Mniejsza o to, przede mną potrzeba pokonania kolejnych kilometrów tym razem krótki odcinek do Szczucina.

Rynek szczuciński z sylwetką kościoła pw. św. Marii Magdaleny © teich
Tam również objazd miasteczka z oglądnięciem, co prawda przez szybę w drzwiach kruchty,wnętrza kościoła pw. Św. Marii Magdaleny.

Wnętrze kościoła w Szczucinie © teich
Prezentuje się bardzo dobrze więc postanawiam założyć tu waypointa. Może ktoś kiedyś odwiedzi to miejsce? W Szczucinie jest również ewenement na skalę Polski- Muzeum Drogownictwa, ale obiecuję sobie odwiedzić w drodze powrotnej z …
Tymczasem biorę dalej kurs na północ i jeszcze przed wjazdem na most wjeżdżam na teren województwa świętokrzyskiego. Granica pomiędzy Małopolską a Świętokrzyskim biegnie tutaj lewym brzegiem, więc cała Wisła i most są już w powiecie buskim.

Wisła widziana z mostu w Szczucinie. © teich
Jak wspomniałem jadę dalej na północ ale już nie droga lokalną tylko krajową 73. Nie jest to szczególnie uciążliwe, bo choć ruch ciężarówek znaczny to pobocza mają nawet do 1,5 m szerokości, więc jedzie się z poczuciem bezpieczeństwa. Do mojego celu w.. już tylko kilka kilometrów, choć ostatnie jak to w Świętokrzyskim są pod górkę.
Po trochę znojnym podjeździe ( rozleniwienie z jazdy po płaskim i wyścig z doganiającym traktorem) wjeżdżam do celu, środka miejscowości , o której słyszało zapewne każde polskie dziecko, a zapewne tylko nieliczne doświadczyły być w nim. Ja dojechałem, zobaczyłem, najadłem się kabanosów, zwiedziłem miejscową bazylikę (polecam) i zrobiłem fotkę pomnikowi postaci nierozerwalnie związanej z tą miejscowością.

Bazylika mniejsza pod wezwaniem świętego Marcina © teich

Barokowy ołtarz w kaplicy Pana Jezusa w południowej części transeptu. © teich

Po tej pomnikowej postaci już wszystko jasne , jaka miejscowość była celem tej peregrynacji © teich
Leniwe 45 minut zakończyłem myślą o co pilniejszym powrocie. Więc zacząłem zjazdem z górki do krajowej79 ( tej nie polecam, ekstremalnie duży ruch ciężarówek) a po kilometrze powrót na drogę 73 , której się trzymam aż do Dąbrowy Tarnowskiej. W Dąbrowie jeszcze odnalezienie waypointa ( miejscowa synagoga), krótka wizyta w sklepie i pakowanie się do samochodu – jest piątek po pracy a do domu daleko, szkoda nawet było czasu na przebieranie się w ciuchy pozarowerowe.

Okazała synagoga w Dąbrowie Tarnowskiej. © teich

Wejście do wnętrza, dziś nie pełni funckiji religijnej a chyba wyłącznie muzealną. © teich

Zdrewniały Żyd pogrążony w lekturze talmudu © teich
- DST 63.00km
- Czas 03:04
- VAVG 20.54km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 80m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 4 października 2018
Rowerowe zapoznawanie Podkarpacia
Jakie są tereny podgórskie podpowiadała wyobraźnia, potrzeba
była spróbować samemu. Obowiązki służbowe się przedłużały i wystartować mogłem
dopiero po 15tej i znów z zaplanowanej pętli pozostała jazda tam i z powrotem
.Tam było pod wzniesienia i wiatr, z
powrotem pod te same wzniesienia ale jakby z łagodniejszej strony + wiatr w
plecy czyli po żeglarsku fordewind – efekt szalone tempo, i gwizd powietrza w
uszach. Ciekawe, że trasa z Rzeszowa do Sędziszowa zajęła mi z fotostopami 1h20’
a powrotna tylko 43’

Ścieżka rowerow wzdłuż Krakowskiej w Rzeszowie © teich

Świlcza- kościół pw. Wniebowzięcia NMP © teich

Nepomucen pochylony nad krzyżem przed koścołem w Trzcianie. Drugi podobny Nepomuk jest oid strony Sędziszowa , tylko krzyz ma połozony na lewą rękę. © teich

Rynek w Sędziszowie Małopolskim ( ale województwo podkarpackie) © teich

Klasztor Kapucynów (braci mniejszych) - Sędziszów © teich

Sędziszów - wnętrze kościoła klasztornego - tu czuć sacrum zaraz po wejściu do wnętrza - © teich

Ścieżka rowerow wzdłuż Krakowskiej w Rzeszowie © teich

Świlcza- kościół pw. Wniebowzięcia NMP © teich

Nepomucen pochylony nad krzyżem przed koścołem w Trzcianie. Drugi podobny Nepomuk jest oid strony Sędziszowa , tylko krzyz ma połozony na lewą rękę. © teich

Rynek w Sędziszowie Małopolskim ( ale województwo podkarpackie) © teich

Klasztor Kapucynów (braci mniejszych) - Sędziszów © teich

Sędziszów - wnętrze kościoła klasztornego - tu czuć sacrum zaraz po wejściu do wnętrza - © teich
- DST 43.00km
- Czas 02:03
- VAVG 20.98km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 123m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 września 2018
Szerokie tory w Świętokrzyskim
Mam duży sentyment do tej krainy, trasy są tutaj bardzo
widokowe i dla cyklisty z płaskiego Mazowsza wymagające jeśli chodzi o liczne
podjazdy. Choć wszystkie wcześniejsze wyjazdy były na granicy maja i czerwca to
w tym roku jakoś do tej pory nie było okazji by zapuścić się z rowerem na górki
i dołki Kielecczyzny. Niestety dzień , który wybrałem z niemal trzytygodniowym
wyprzedzeniem okazał się być bardzo niekorzystny pogodowo. Przenikliwy chłód,
silny wiatr z zachodu ( ale w Kieleckim to nie nowina ,że dmucha) nie napawały
optymizmem W pierwszej kolejności oczywiście obowiązki zawodowe, które też
poszłynadspodziewanie długo. Efekt taki
,że rower mogłem skręcić nie wcześniej niż o 14, co i tak dawało jeszcze szansę
na przejechanie ok 60 kilometrów nim nastąpi raptowne przedwieczorne
ochłodzenie. Nie traciłem zapału i czasu. Skręciłem rower i. I rozpadało się.
Pedałowanie w takich warunkach nie miało sensu. Przeczekałem zatem deszcz l w
samochodzie rozpoczynając lekturę kolejnej książki. Opady trwały prawie do15.30.Nastąpiła więc dynamiczna
zmiana planu. Zamiast pętli tylko wyjazd tam iz powrotem by zobaczyć szerokie tory wybudowane wpołowie lat siedemdziesiątych XX wieku
pozwalające na bezpośrednie przewozy kolejowe wtedy jeszcze z ZSRR do
powstającej Huty Katowice. Byłem przy okazji ciekawy, czy będę wstanie patrząc
na tor poznać ,że jest on szerszy niż wszystkie pozostałe. A może trafi się
jakiś przejeżdżający skład?

Coraz bliżej torów... © teich

Linia 65 LHS -tory szerokie - bez trakcji elektrycznej. © teich

Nasze standardowe tory z trakcją elektryczną - linia kolejowa nr 70 © teich
Żaden pociąg się nie trafił, tory zobaczyłem, faktycznie są szersze niż standard naszej kolei. Nie mam tylko pewności czy gdyby zobaczył pojedynczy tor to prawidłowo bym go rozpoznał.

Kościół w Kargowej © teich

By wjechac do Stopnicy trzeba podjechac pod górkę © teich

Gotycki kościół pod wezwaniem św. św. Piotra i Pawła w Stopnicy © teich

Coraz bliżej torów... © teich

Linia 65 LHS -tory szerokie - bez trakcji elektrycznej. © teich

Nasze standardowe tory z trakcją elektryczną - linia kolejowa nr 70 © teich
Żaden pociąg się nie trafił, tory zobaczyłem, faktycznie są szersze niż standard naszej kolei. Nie mam tylko pewności czy gdyby zobaczył pojedynczy tor to prawidłowo bym go rozpoznał.

Kościół w Kargowej © teich

By wjechac do Stopnicy trzeba podjechac pod górkę © teich

Gotycki kościół pod wezwaniem św. św. Piotra i Pawła w Stopnicy © teich
- DST 26.00km
- Czas 01:15
- VAVG 20.80km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 66m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 września 2018
Dookoła wielkiej dziury, w cieniu sztucznej góry
Wielokrotnie jadąc na Śląsk mijałem usypaną Górę Kamieńską,którą trudno minąć wzrokiem obojętnie
szczególnie wiedząc ,że wyrosła ona w sposób sztuczny usypana przez górników
kopalni bełchatowskiej. Dlatego od dawnakwitła we mnie myśl by na rowerze dokonać objechania zarówno największej
dziury w Polsce jak również najwyższego polskiego sztucznego wzniesienia. Byłem
również ciekawy najbogatszej gminy w Polsce- jak wygląda ten cały Szczerców.
Ostatni dzień lata to był ten czas by ziścić plany w tym zakresie. I choć
sprzeciwiał się temu zarówno silny południowy i zapalenie oskrzeli to jednak
zdecydowałem albo piątek 21 września albo dopiero w przyszłym roku.
Skalkulowałem ,że silny wiatr z południa będzie psuł mi humor w pierwszej połowie trasy, natomiast dopcha mnie do punktu wyjściowego( i jednocześnie końcowego) gdy będę wracał. Jednego nie wziąłem pod uwagę, że wiatr z reguły i tak wieje jak chce a ze składowisk węgla brunatnego będzie podnosił całe wielkie chmury pyłu węglowego.
Ale po kolei – startuję z Bełchatowa wyjazdem w stronę elektrowni szeroką dwupasmową arterią, która na krótkim odcinku jest w trakcie remontów -to jakaś plaga przed wyborami samorządowymi, gdzie nie pojechać tam jakieś roboty drogowo-chodnikowe. Przed oczami ciągle widoczne wysokie kominy i chłodnie kominowe trudno więc pomylić drogę i to niestety usypia czujność, mijam niezauważony kościół w dzielnicy Grocholice ( aż wstyd, bo sylwetka jednak widoczna jest ponad zabudowaniami), co gorsza mijam również skręt na Kurnos i Kamień, co miało mnie odrzucić od samej elektrowni. To efekt asfaltowej ścieżki rowerowej wzdłuż drogi. Owszem fajnie się nią jedzie, ale nie widać z niej kierunkowskazów przy ulicy. Chcąc nie chcąc wypadłem zatem na główny obszar elektrowni – wszystko pogrodzone, zabezpieczone dodatkowo drutem kolczastym na górze ogrodzenia do tego jeszcze kamery i jak się okazało patrole. Całkiem skuteczne- skręciłem na chwilę za potrzebą do lasku, ledwo skończyłem, gdy naprzeciw wyjechał wóz terenowy patrolu- rozmowa całkiem miła, bez pohukiwania- okazało się ,że od dobrych kilku minut obserwowali mnie przez kamery ( mam nadzieję, że nie ze szczegółam)bo faktycznie zamiast wrócić do asfaltu pojechałem drogą leśną wzdłuż ogrodzenia.Za pomoc w podwiezieniu podziękowałem, i tak nie mieli by jak zmieścić roweru . Po krótkim spacerze powróciłem na główną drogę. I zaczęło się – miejscami gigantyczne maszyny na zwałowiskach, , chmury pyłu węglowego wznoszone przez wiatr wiejący od strony kopalni, ogrodzenia, maszyny wolnobieżne, samochody terenowe, ciężarówki jak z poligonu, wrażenie oszałamiające. I tak sobie dojechałem do bramki na drodze – już dojeżdżając obawiałem się ,że zostanę przegnany tymczasem niespodzianka. Panie z ochrony, dają mi przejechać długą wewnętrzną droga na północnym kraju kopalni bez żadnych dodatkowych przepustek, tłumaczeń itp.
Ruszyłem zatem na zachód – pomimo, że droga biegnie nieopodal dziury to nic nie widać z szosy poza kilometrami taśmociągów po lewej i kilometrami bocznic kolejowych, zwałowisk, kolejnych wjazdów do elektrownipo prawej. Na końcu terenu kopalni ( elektrowni ?) kolejny szlaban w poprzek szosy, ale gdy mnie zobaczyli z daleka go podnieśli i dali zielone światło na przejazd- to było całkiem miłe. Po wyjechaniu poza teren wewnętrzny PGE zaczynają się liczne tereny przemysłowe, słabo widoczne z drogi, ale liczne kierunkowskazy pokazują, że jest tam za cienką linią drzew jakieś życie.

Widok od południowego zachodu na największą polską elektrownię. © teich
Po minięciu jakiegoś rowu odwadniającego zwrot na południe- osiągnąłem zachodni skraj wyrobiska. Dalej biegnie bardzo dobra i bardzo szeroka droga asfaltowa o znikomym natężeniu ruchu . A obok drogi biegnie niezłej jakości ścieżka rowerowa, którą po jakimś czasie zaczynam sabotować, ostatecznie rower szosowy lepiej spisuje się na szosie niż na ścieżce. Na tym odcinku można również spotkać gigantyczne maszyny kopalniane, mogli by tu kręcić kolejne odcinki „Gwiezdnych wojen” czy innych filmów z fabułą postindustrialną. Po jakimś czasie zmieniam kierunek z południowego na zachodni i dojeżdżam do wsi Żłobnica, gdzie zahaczam o punkt widokowy.

Punkt widokowy na największą dziurę w Polsce- niestety już się tu nie dobywa węgla- złoże wyczerpane. © teich
I rozczarowanie – nie ma już maszyn wydobywających węgiel- wszystko zostało wykopane, a zachodni skraj wyrobiska doszedł do , jak to czytam na tablicy informacyjnej, Pozostała coraz mniejsza dziura w ziemi- coraz mniejsza gdyż zasypywana nadkładami z innych wyrobisk. Ale widok i tak jest imponujący- pomyśleć ,że człowiek tak może przekształcać(psuć) krajobraz. .

Od wschodu trwa zasypywanie wyrobiska nadkładami z innych obszarów © teich
Ze Żłobnicy jadę na Kleszczów, widać, że jest bogato, bardzo dobre chodniki, bardzo dobra droga, na wielu domach jak nie panele solarne to fotowoltaiczne, ale sam wjazd do Kleszczowa to dramat- trwa poważny remont ulicy Głównej. Przeciskam się pomiędzy pracującymi maszynami i robotnikami, do tego jeszcze podsypka z ostrych kamieni, aż boję się o trwałość opon. To odbiera mi ochotę by zwiedzić sam Kleszczów ,w którym zresztą niewiele jest- kolejny punkt widokowy na kopalnię i majestatyczną elektrownię, kościół i chyba wszystko. Z Kleszczowa jazda wylotówką na Piotrków przebijającą się pomiędzy Kopalnią a Góra Kamieńską. Droga jest super aż do mostku na Widawce.

Widawka, skanalizowana, z przekształconym biegiem- po to by nie zalać odkrywki. © teich

Taka ścieżka rowerowa, zwróćcie uwagę jak szeroki jest pas pobocza na drodze po lewej. Tak wygląda wjazd do Kleszczowa i wyjazd z niego. Centralnie z przodu Góra Kamieńsk © teich
Potem jest już tylko dobra i mija Górę Kamieńską, która od tej strony nie wydaje się aż tak wysoka .A potem z każdym kilometrem jest trudniej, pomimo korzystnego wiatru zaczyna się intensywny ruch samochodów na podniszczonej drodze do Kaliska. Od Kaliska zaczyna się bardzo uczęszczana i bardzo kiepskim stanie droga do Piotrkowa przez Parzniewice. Trochę hopek męczy nogi ale najbardziej stresujące chwile gdy mijają się dwa tiry a ja dodatkowo na samej krawędzi jezdni. Stres aż podnosi ciśnienie, byle szybciej opuścić tą drogę. Po osiągnięciu Parzniewic nie odbijam z główną drogą w prawo ale jadę prosto ( w sensie kierunku) ale na około jakimiś bocznymi drogami na Wolę Krzysztoporską.

Kościół w Parzniewicach Dużych - ja pojechałem prosto a nie jak pokazuje pasiasty kierunkowskaz w prawo © teich

Dojazd do Bogdanowa © teich
Ta miejscowość gminna jest ostatnim zaplanowanym miejscem krajoznawczej wędrówki. Cóż nic nadzwyczajnego tu również jedna z głównych ulic w remoncie . Lepiej prowadzić rower niż jechać.
Po krótkim plenerze fotograficznym powrót przez Bogdanów i Miłaków do Bełchatowa.

Remiza OSP w Woli Krzysztoporskiej © teich

Urząd gminy w Woli Krzysztoporskiej © teich
Skalkulowałem ,że silny wiatr z południa będzie psuł mi humor w pierwszej połowie trasy, natomiast dopcha mnie do punktu wyjściowego( i jednocześnie końcowego) gdy będę wracał. Jednego nie wziąłem pod uwagę, że wiatr z reguły i tak wieje jak chce a ze składowisk węgla brunatnego będzie podnosił całe wielkie chmury pyłu węglowego.
Ale po kolei – startuję z Bełchatowa wyjazdem w stronę elektrowni szeroką dwupasmową arterią, która na krótkim odcinku jest w trakcie remontów -to jakaś plaga przed wyborami samorządowymi, gdzie nie pojechać tam jakieś roboty drogowo-chodnikowe. Przed oczami ciągle widoczne wysokie kominy i chłodnie kominowe trudno więc pomylić drogę i to niestety usypia czujność, mijam niezauważony kościół w dzielnicy Grocholice ( aż wstyd, bo sylwetka jednak widoczna jest ponad zabudowaniami), co gorsza mijam również skręt na Kurnos i Kamień, co miało mnie odrzucić od samej elektrowni. To efekt asfaltowej ścieżki rowerowej wzdłuż drogi. Owszem fajnie się nią jedzie, ale nie widać z niej kierunkowskazów przy ulicy. Chcąc nie chcąc wypadłem zatem na główny obszar elektrowni – wszystko pogrodzone, zabezpieczone dodatkowo drutem kolczastym na górze ogrodzenia do tego jeszcze kamery i jak się okazało patrole. Całkiem skuteczne- skręciłem na chwilę za potrzebą do lasku, ledwo skończyłem, gdy naprzeciw wyjechał wóz terenowy patrolu- rozmowa całkiem miła, bez pohukiwania- okazało się ,że od dobrych kilku minut obserwowali mnie przez kamery ( mam nadzieję, że nie ze szczegółam)bo faktycznie zamiast wrócić do asfaltu pojechałem drogą leśną wzdłuż ogrodzenia.Za pomoc w podwiezieniu podziękowałem, i tak nie mieli by jak zmieścić roweru . Po krótkim spacerze powróciłem na główną drogę. I zaczęło się – miejscami gigantyczne maszyny na zwałowiskach, , chmury pyłu węglowego wznoszone przez wiatr wiejący od strony kopalni, ogrodzenia, maszyny wolnobieżne, samochody terenowe, ciężarówki jak z poligonu, wrażenie oszałamiające. I tak sobie dojechałem do bramki na drodze – już dojeżdżając obawiałem się ,że zostanę przegnany tymczasem niespodzianka. Panie z ochrony, dają mi przejechać długą wewnętrzną droga na północnym kraju kopalni bez żadnych dodatkowych przepustek, tłumaczeń itp.
Ruszyłem zatem na zachód – pomimo, że droga biegnie nieopodal dziury to nic nie widać z szosy poza kilometrami taśmociągów po lewej i kilometrami bocznic kolejowych, zwałowisk, kolejnych wjazdów do elektrownipo prawej. Na końcu terenu kopalni ( elektrowni ?) kolejny szlaban w poprzek szosy, ale gdy mnie zobaczyli z daleka go podnieśli i dali zielone światło na przejazd- to było całkiem miłe. Po wyjechaniu poza teren wewnętrzny PGE zaczynają się liczne tereny przemysłowe, słabo widoczne z drogi, ale liczne kierunkowskazy pokazują, że jest tam za cienką linią drzew jakieś życie.

Widok od południowego zachodu na największą polską elektrownię. © teich
Po minięciu jakiegoś rowu odwadniającego zwrot na południe- osiągnąłem zachodni skraj wyrobiska. Dalej biegnie bardzo dobra i bardzo szeroka droga asfaltowa o znikomym natężeniu ruchu . A obok drogi biegnie niezłej jakości ścieżka rowerowa, którą po jakimś czasie zaczynam sabotować, ostatecznie rower szosowy lepiej spisuje się na szosie niż na ścieżce. Na tym odcinku można również spotkać gigantyczne maszyny kopalniane, mogli by tu kręcić kolejne odcinki „Gwiezdnych wojen” czy innych filmów z fabułą postindustrialną. Po jakimś czasie zmieniam kierunek z południowego na zachodni i dojeżdżam do wsi Żłobnica, gdzie zahaczam o punkt widokowy.

Punkt widokowy na największą dziurę w Polsce- niestety już się tu nie dobywa węgla- złoże wyczerpane. © teich
I rozczarowanie – nie ma już maszyn wydobywających węgiel- wszystko zostało wykopane, a zachodni skraj wyrobiska doszedł do , jak to czytam na tablicy informacyjnej, Pozostała coraz mniejsza dziura w ziemi- coraz mniejsza gdyż zasypywana nadkładami z innych wyrobisk. Ale widok i tak jest imponujący- pomyśleć ,że człowiek tak może przekształcać(psuć) krajobraz. .

Od wschodu trwa zasypywanie wyrobiska nadkładami z innych obszarów © teich
Ze Żłobnicy jadę na Kleszczów, widać, że jest bogato, bardzo dobre chodniki, bardzo dobra droga, na wielu domach jak nie panele solarne to fotowoltaiczne, ale sam wjazd do Kleszczowa to dramat- trwa poważny remont ulicy Głównej. Przeciskam się pomiędzy pracującymi maszynami i robotnikami, do tego jeszcze podsypka z ostrych kamieni, aż boję się o trwałość opon. To odbiera mi ochotę by zwiedzić sam Kleszczów ,w którym zresztą niewiele jest- kolejny punkt widokowy na kopalnię i majestatyczną elektrownię, kościół i chyba wszystko. Z Kleszczowa jazda wylotówką na Piotrków przebijającą się pomiędzy Kopalnią a Góra Kamieńską. Droga jest super aż do mostku na Widawce.

Widawka, skanalizowana, z przekształconym biegiem- po to by nie zalać odkrywki. © teich

Taka ścieżka rowerowa, zwróćcie uwagę jak szeroki jest pas pobocza na drodze po lewej. Tak wygląda wjazd do Kleszczowa i wyjazd z niego. Centralnie z przodu Góra Kamieńsk © teich
Potem jest już tylko dobra i mija Górę Kamieńską, która od tej strony nie wydaje się aż tak wysoka .A potem z każdym kilometrem jest trudniej, pomimo korzystnego wiatru zaczyna się intensywny ruch samochodów na podniszczonej drodze do Kaliska. Od Kaliska zaczyna się bardzo uczęszczana i bardzo kiepskim stanie droga do Piotrkowa przez Parzniewice. Trochę hopek męczy nogi ale najbardziej stresujące chwile gdy mijają się dwa tiry a ja dodatkowo na samej krawędzi jezdni. Stres aż podnosi ciśnienie, byle szybciej opuścić tą drogę. Po osiągnięciu Parzniewic nie odbijam z główną drogą w prawo ale jadę prosto ( w sensie kierunku) ale na około jakimiś bocznymi drogami na Wolę Krzysztoporską.

Kościół w Parzniewicach Dużych - ja pojechałem prosto a nie jak pokazuje pasiasty kierunkowskaz w prawo © teich

Dojazd do Bogdanowa © teich
Ta miejscowość gminna jest ostatnim zaplanowanym miejscem krajoznawczej wędrówki. Cóż nic nadzwyczajnego tu również jedna z głównych ulic w remoncie . Lepiej prowadzić rower niż jechać.
Po krótkim plenerze fotograficznym powrót przez Bogdanów i Miłaków do Bełchatowa.

Remiza OSP w Woli Krzysztoporskiej © teich

Urząd gminy w Woli Krzysztoporskiej © teich
- DST 85.00km
- Teren 4.00km
- Czas 04:40
- VAVG 18.21km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 207m
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze