Wpisy archiwalne w kategorii
znasz li ten kraj
Dystans całkowity: | 1949.50 km (w terenie 176.20 km; 9.04%) |
Czas w ruchu: | 80:25 |
Średnia prędkość: | 18.44 km/h |
Maksymalna prędkość: | 36.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 169 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 125 (0 %) |
Suma kalorii: | 22521 kcal |
Liczba aktywności: | 38 |
Średnio na aktywność: | 51.30 km i 3h 05m |
Więcej statystyk |
Piątek, 13 października 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Bardzo bardzo wokół Jeziora Chełmżyńskiego
Wyjazd spontaniczny przed pielgrzymką zaplanowaną od dawna. Przez to ,że spontanicznie, nie miałem czasu przygotować sobie listy tego co w terenie warte jest do zobaczenia. Skupiłem się zatem na kilku drogowskazach do miejsc krajoznawczych, ale takich które nie oddalały mnie od głównego szlaku. Jedno zdanie niech wybrzmi głośno. Na 42 kilometry przejechanej wycieczki tylko 8 kilometrów jechałem po szosie, reszta to bardzo wygodne drogi rowerowe ( z asfaltu!) prowadzące od wsi do wsi i do kolejnej wsi. Pogoda nie była nadmiernie sprzyjająca, choć na tyle łaskawa ,że niewielki deszczyk zmoczył mnie na ostatnich 5 kilometrach.
XIX wieczny dwór w Warszewicach pełniący obecnie funkcję szkoły © teich
Tabliczki wyborcze już wiszą na furtkach i wejściu do szkoły.
Szkoła w Warszewicach nazwana została imieniem Zawiszy Czarnego stąd ten pomnik z mieczami. © teich
Wjazd do Chełmży tuz przy skrzyżowaniu z DK91 umiejscowiony jest kopiec "Ziemia Polaków" © teich
Po lewej stronie kopca słabo widoczne są trybuny, które mogą pełnić funkcję widowni przy imprezach w plenerze.
Oczywiście muszą być klimaty kolejowe ale tak z ukrycia- wszak wprowadzone zostały rygory karne niczym z PRL za fotografowanie infrastruktury krytycznej. © teich
Rynek w Chełmży, na razie jeszcze w eleganckim stylu początku XXI. wieku. Za niedługo pewnie będzie zazieleniany. © teich
Urząd Miasta Chełmży © teich
Ulica Szewska , klimatyczna, ale jazda po tej granitowej mokrej powierzchni była utrapieniem. © teich
Bazylika Świętej Trójcy w Chełmży , niestety otwarty tylko do kruchty © teich
Tympanony nad wejściami do bazyliki © teich
Nawa główna bazyliki konkatedralnej w Chełmży © teich
Bazylika położona jest na wysokim zachodnim brzegu Jeziora Chełmżyńskiego, niestety nie utrwaliłem tego na zdjęciu , ale perspektywa sprzed kościoła przez bramę w murach była
bardzo urokliwa, pomimo niesprzyjającej pogody
Ponad głową ruch gęsi, czują nadchodzącą zimę. © teich
Odlatują do cieplejszych miejsc.... © teich
Plaża w Zalesiu- wschodni kraniec Jeziora Chełmżyńskiego © teich
Sławkowo - dwór z początku XIX w. wzniesiony dla Baschy von Kreisa © teich
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Brąchnowie © teich
Pętlę rozpocząłem w Łubiance i tamże zakończyłem. Niestety mimo, że miejscowość gminna to nie ma tam nawet na czym zawiesić oka. Cóż i takie wsie gminne bywają.
Tak jak napisałem we wstępie sama pętelka była spontaniczna, więc dopiero po fakcie skonstatowałem ,że kilka kilometrów od Łubianki był zamek pokrzyżacki w Zamku Bierzgłowski. Będzie na inny raz . I jeszcze mapka wojażu
Taki zarys przebytej drogi © teich
XIX wieczny dwór w Warszewicach pełniący obecnie funkcję szkoły © teich
Tabliczki wyborcze już wiszą na furtkach i wejściu do szkoły.
Szkoła w Warszewicach nazwana została imieniem Zawiszy Czarnego stąd ten pomnik z mieczami. © teich
Wjazd do Chełmży tuz przy skrzyżowaniu z DK91 umiejscowiony jest kopiec "Ziemia Polaków" © teich
Po lewej stronie kopca słabo widoczne są trybuny, które mogą pełnić funkcję widowni przy imprezach w plenerze.
Oczywiście muszą być klimaty kolejowe ale tak z ukrycia- wszak wprowadzone zostały rygory karne niczym z PRL za fotografowanie infrastruktury krytycznej. © teich
Rynek w Chełmży, na razie jeszcze w eleganckim stylu początku XXI. wieku. Za niedługo pewnie będzie zazieleniany. © teich
Urząd Miasta Chełmży © teich
Ulica Szewska , klimatyczna, ale jazda po tej granitowej mokrej powierzchni była utrapieniem. © teich
Bazylika Świętej Trójcy w Chełmży , niestety otwarty tylko do kruchty © teich
Tympanony nad wejściami do bazyliki © teich
Nawa główna bazyliki konkatedralnej w Chełmży © teich
Bazylika położona jest na wysokim zachodnim brzegu Jeziora Chełmżyńskiego, niestety nie utrwaliłem tego na zdjęciu , ale perspektywa sprzed kościoła przez bramę w murach była
bardzo urokliwa, pomimo niesprzyjającej pogody
Ponad głową ruch gęsi, czują nadchodzącą zimę. © teich
Odlatują do cieplejszych miejsc.... © teich
Plaża w Zalesiu- wschodni kraniec Jeziora Chełmżyńskiego © teich
Sławkowo - dwór z początku XIX w. wzniesiony dla Baschy von Kreisa © teich
Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Brąchnowie © teich
Pętlę rozpocząłem w Łubiance i tamże zakończyłem. Niestety mimo, że miejscowość gminna to nie ma tam nawet na czym zawiesić oka. Cóż i takie wsie gminne bywają.
Tak jak napisałem we wstępie sama pętelka była spontaniczna, więc dopiero po fakcie skonstatowałem ,że kilka kilometrów od Łubianki był zamek pokrzyżacki w Zamku Bierzgłowski. Będzie na inny raz . I jeszcze mapka wojażu
Taki zarys przebytej drogi © teich
- DST 42.00km
- Czas 02:29
- VAVG 16.91km/h
- Kalorie 1479kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 września 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Radomyśl Wielki i okolice
Taki mały wypad popracowy po terenach, które były dostarczycielem siły roboczej Centralnego Okręgu Przemysłowego.. Sam Radomyśl chyba najbardziej był związany z mieleckim przemysłem lotniczym. By to podkreślić w centralnym miejscu wsi umieszczony jest na postumencie samolot PZL M2. Poza tym jeszcze wpadły gminy Czarna, Lisia Góra, Radgoszcz.
W sumie nie ma co pisać tereny rolnicze czyli poorane pola, gdzieniegdzie jeszcze nie zebrana kukurydza, gdzieniegdzie zbierane mechanicznie kartofle, trochę lasów w okolicach Radgoszczy i wykręcone trochę ponad 50 km.
Stara Jarząbka kościół pw. świętych Piotra i Pawła © teich
Pola, łąki, ugory © teich
Zmieniam województwo z Podkarpackiego na Małopolskie © teich
Nowa Jarząbka -kościół pw. Matki Bożej z Guadalupe © teich
Drewniany kościół św. Kazimierza w Radgoszczy © teich
W sumie nie ma co pisać tereny rolnicze czyli poorane pola, gdzieniegdzie jeszcze nie zebrana kukurydza, gdzieniegdzie zbierane mechanicznie kartofle, trochę lasów w okolicach Radgoszczy i wykręcone trochę ponad 50 km.
Stara Jarząbka kościół pw. świętych Piotra i Pawła © teich
Pola, łąki, ugory © teich
Zmieniam województwo z Podkarpackiego na Małopolskie © teich
Nowa Jarząbka -kościół pw. Matki Bożej z Guadalupe © teich
Drewniany kościół św. Kazimierza w Radgoszczy © teich
- DST 51.40km
- Czas 02:24
- VAVG 21.42km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1686kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 września 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Płynie Wisła , płynie etap 4 Niepołomice- Hebdów- Niepołomice
Tym razem robota nie szła takim tempem jak bym tego oczekiwał. I niestety po dosyć mozolnym trudzie z niewielkim zapałem podjechałem z krakowskich Czyżyn do Niepołomic , w których zakończyłem poprzedni etap podróży szlakiem Wisły.
Nie było gdzie zaparkować za friko samochodu . Wylądowałem więc na niewielkim parkingu pod niepołomickim cmentarzem. Tam nikt nie upominał się o pieniądze za postój, a miejsce do rozpoczęcia podróży dobre jak każde inne.
Jeden z niepołomickich murali © teich
Malopolskie Centrum Dźwięku i Słowa w Niepołomicach © teich
Po wypakowaniu i przygotowaniu roweru do podróży uzupełniłem jeszcze w sklepie zapas napojów i ruszyłem przez centrum Niepołomic ku mostowi na Wiśle, skąd kontynuowałem dalszą jazdę Wiślaną Trasą Rowerową- czyli znakomitym traktem asfaltowym biegnącym po prawym wale Wisły.
Widok z przyczółka mostowego w Niepołomicach na międzywale Wisły © teich
Uroki sielskie, liczne farmy koni, wykoszone łąki na międzywalu, rolnicy zbierający baloty i robiący z nich piramidalne konstrukcje.
Gdzieniegdzie widać i samą Wisłę © teich
Wiślana trasa rowerowa © teich
I tak od niechcenia dojechałem do mostu prowadzącego do Nowego Brzeska.
W oddali widać przeprawę mostową do Nowego Brzeska © teich
Myk na drugą stronę Wisły i jeszcze kilka kilometrów do widocznego z dala klasztoru Norbertanów w Hebdowie, będacego kolejnym punktem kontrolnym.
W dali widać sylwetkę kościoła i klasztoru w Hebdowie- obowiązkowy punkt kontrolny na trasie Wisły © teich
Kościół Wszystkich Świętych w Nowym Brzesku © teich
Ołtarz główny i prezbiterum kościoła Wszystkich Świętych w Nowym Brzesku © teich
Nowe Brzesko i Nowy Rynek © teich
I tutaj dopisało mi szczęście. Właśnie trwało sprzątanie w kościele i nie było zatem kłopotów z zapoznaniem się z jego wnętrzem. A warto było tu przyjechać nie tylko do figury Pani Hebdowskiej ale by poznać bogate wnętrze tego kościoła.
Hebdów- kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny © teich
Ołtarz główny sanktuarium Maryi Pani Hebdowskiej - cudowna figura w samym jego centrum © teich
Wirydarz klasztoru hebdowskiego © teich
Po około półgodzinnym zwiedzaniu ruszyłem tą samą drogą na powrót do Niepołomic. Spotkałem wielu kolarzy, którzy na tej spokojnej gładkiej trasie trenowali tempówki, do czego zachęcały bazgroły na asfalcie typu " a teraz ogień", "40 na godzinę musisz" itp. I choć humor mi nie dopisywał po pracy to jednak czuję miłą satysfakcję, że przybyły mi kolejne kilometry na wiślanej marszrucie.
Nie było gdzie zaparkować za friko samochodu . Wylądowałem więc na niewielkim parkingu pod niepołomickim cmentarzem. Tam nikt nie upominał się o pieniądze za postój, a miejsce do rozpoczęcia podróży dobre jak każde inne.
Jeden z niepołomickich murali © teich
Malopolskie Centrum Dźwięku i Słowa w Niepołomicach © teich
Po wypakowaniu i przygotowaniu roweru do podróży uzupełniłem jeszcze w sklepie zapas napojów i ruszyłem przez centrum Niepołomic ku mostowi na Wiśle, skąd kontynuowałem dalszą jazdę Wiślaną Trasą Rowerową- czyli znakomitym traktem asfaltowym biegnącym po prawym wale Wisły.
Widok z przyczółka mostowego w Niepołomicach na międzywale Wisły © teich
Uroki sielskie, liczne farmy koni, wykoszone łąki na międzywalu, rolnicy zbierający baloty i robiący z nich piramidalne konstrukcje.
Gdzieniegdzie widać i samą Wisłę © teich
Wiślana trasa rowerowa © teich
I tak od niechcenia dojechałem do mostu prowadzącego do Nowego Brzeska.
W oddali widać przeprawę mostową do Nowego Brzeska © teich
Myk na drugą stronę Wisły i jeszcze kilka kilometrów do widocznego z dala klasztoru Norbertanów w Hebdowie, będacego kolejnym punktem kontrolnym.
W dali widać sylwetkę kościoła i klasztoru w Hebdowie- obowiązkowy punkt kontrolny na trasie Wisły © teich
Kościół Wszystkich Świętych w Nowym Brzesku © teich
Ołtarz główny i prezbiterum kościoła Wszystkich Świętych w Nowym Brzesku © teich
Nowe Brzesko i Nowy Rynek © teich
I tutaj dopisało mi szczęście. Właśnie trwało sprzątanie w kościele i nie było zatem kłopotów z zapoznaniem się z jego wnętrzem. A warto było tu przyjechać nie tylko do figury Pani Hebdowskiej ale by poznać bogate wnętrze tego kościoła.
Hebdów- kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny © teich
Ołtarz główny sanktuarium Maryi Pani Hebdowskiej - cudowna figura w samym jego centrum © teich
Wirydarz klasztoru hebdowskiego © teich
Po około półgodzinnym zwiedzaniu ruszyłem tą samą drogą na powrót do Niepołomic. Spotkałem wielu kolarzy, którzy na tej spokojnej gładkiej trasie trenowali tempówki, do czego zachęcały bazgroły na asfalcie typu " a teraz ogień", "40 na godzinę musisz" itp. I choć humor mi nie dopisywał po pracy to jednak czuję miłą satysfakcję, że przybyły mi kolejne kilometry na wiślanej marszrucie.
- DST 48.00km
- Czas 02:01
- VAVG 23.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1814kcal
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 26 lipca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Późnopopołudniowy wypad do Rzucewa
Skończył się deszcz i zajaśniało słońce, za późno było na plażę ale wystarczająco na krótki wypad ścieżką po klifie do Rzucewa. A tam już dopadał nas wieczorny chłód więc ruszyliśmy w drogę powrotną.
Zatoka Pucka - raj żeglarzy © teich
Zatoka Pucka - raj żeglarzy © teich
- DST 14.00km
- Teren 7.00km
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 25 lipca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Do i od Władka
Wiele rzeczy można napisać o polskim Pomorzu, ale, że będzie się tam miało pogodę to tylko pobożne życzenia. A jak to życzenia , mają tendencję by pozostać jedynie wypowiedzianymi i najczęściej niespełnionymi . Niestety nawet krótki wyjazd do Władysławowa skończył się kompletną zlewą i przemoczeniem. A miało być tak pięknie. Nie mniej okazało się, że Władysławowo jest moją 400. gminą odwiedzoną w projekcie zaliczgmine.pl
Pucki rynek po ulewie © teich
Byliśmy chyba jedynymi osobami na rynku, choć prawdopodobnie bardziej przypominaliśmy zmokłe kury niż ludzi. Tylko te pierwsze nie jeżdżą na rowerach.
Pucki rynek po ulewie © teich
Byliśmy chyba jedynymi osobami na rynku, choć prawdopodobnie bardziej przypominaliśmy zmokłe kury niż ludzi. Tylko te pierwsze nie jeżdżą na rowerach.
- DST 23.00km
- Teren 8.00km
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 19 lipca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Okolice Wielunia - szlakiem zabytkowych kościołów
Kolejna wycieczka z cyklu dużo wcześniej zaplanowanych. Na mapie województwa łódzkiego w tych okolicach zaznaczonych jest szereg zabytkowych kościołów , więc na podstawie tej wypisku postanowiłem pokręcić się po południowo zachodnich okolicach powiatu wieluńskiego. To tutaj właśnie kończy się , czy też zaczyna bieg Jury Krakowsko Częstochowskiej, która wbrew nazwie sięga daleko na zachód poza Częstochowę. Dlatego liczyłem się również z podjazdami, ale nie były one tak męczące jak na Garbie Lubawskim. Piękna pogoda z równym wiaterkiem ograniczającym spiekotę dały możliwość nacieszyć oczy sielskimi krajobrazami.
Pola z dojrzałym zbożem wyglądają bardziej malowniczo niż z kwitnącym rzepakiem © teich
Sporo narobiłem zdjęć jednak nie wiem czemu komputer nie widzi komórki przez usb i musze partyzancko podsyłać po jednym zdjęciu przez blututa.
Na pierwszy ogień - chyba najstarszy zabytek ziemi wieluńskiej- kościół romański w Krzyworzece. Miałem szczęście - był otwarty ze względu na przygotowanie do pogrzebu.
Krzyworzeka- kościół pw. św. św. Piotra i Pawła pamięta czasy ostatnich Piastów © teich
Prezbiterium kościoła w Krzyworzece, lewy boczny ołtarz ze świętym Bernardem, prawy z Jezusem Miłosiernym © teich
Z Krzyworzeki do Mokrska tylko kilka kilometrów, które przeleciały bez większego wysiłku, droga prawie pusta, podwórka również, tylko kilka osób pod gminnymi marketami. Przed Mokrskiem miałem jeszcze chwilę zawahania czy nie skręcić do odległego o niecałe 10 km Ożarowa by odwiedzić miejscowe muzeum wnętrz dworskich , ale skalkulowałem, że to będzie zbyt wiele dodatkowych kwadransów. Odkładam zatem na inną razę. W Mokrsku w zasadzie mam do odwiedzenia tylko miejscowy kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika - jednak jest zamknięty więc poznaję jedynie jego bryłę.
Kościół w Mokrsku- zamknięty na głucho, nawet przedsionek niedostępny. © teich
Natomiast niestety nie odnajduję żadnych drogowskazów, które by pokazywały, gdzie jest zachowany drewniany wiatrak- koźlak. A na ulicy nie ma nawet kogo zapytać. Jadę zatem dalej przez kolejne pola i góry, tak konkretnie przez Złotą Górę i Jasną Górę do wsi Komorniki, w której mapa wskazuje kolejny zabytkowy kościół.
Po minięciu Jasnej Góry oczom ukazuje się sylwetka kościoła Narodzenia NMP w Komornikach © teich
Niestety tu również brak możliwości zwiedzenia, kościół jest otwarty ale odbywa się pogrzeb. Śpiewają już "anielski orszak niech twą duszę przyjmie..." zatem ma się ku końcowi. Robię krótki objazd wsi z nadzieją, że gdy kondukt wyjdzie z kościoła to będę miał kilka minut na zwiedzenie. Nic z tego, tuz po wyniesieniu trumny kościół został zamknięty na 4 spusty. Rozczarowanie. Rzut oka na mapę i wybieram drogę polną prowadzącą przez Jasną Górę w kierunku Wróblewa. Gdy byłem w połowie minął mnie autem chyba jeden z żałobników. Kurz wzniesiony przez samochód długo jeszcze osiadał, a że był to już zjazd z górki ku wiosce, to z daleka widziałem jak prowadzi droga i nie musiałem martwić się o ewentualna pomyłkę. I tak średnim tempem wjeżdżam na świeżo wyremontowaną drogę do wsi gminnej Skomlin, w której spodziewam się zobaczyć drewniany kościół.
W "centrum" Skomlina taka modrzewiowa perełka- kościół pw św. Filipa i św. Jakuba © teich
Skomlin to z założenia miał być połową dzisiejszego etapu, z którego następował odwrót w kierunku Wielunia. Nie chcąc wracać w dużej części tą samą najkrótszą drogą wybieram niewiele dłuższą drogę w kierunku Turowa, by stamtąd jechać już bezpośrednio do Wielunia.
Po drodze zatrzymuje się jeszcze przy położonym tuż przy drodze, a również oznaczonym jako zabytkowy, kościele w Chotowie, tu chociaż otwarte były drzwi do kruchty, więc ciekawskie oko moje i mojego aparatu utrwaliło wnętrze tego kościoła.
Kościół pw. świętego Marcina w Chotowie © teich
i nawa główna kościoła w Chotowie © teich
Pola z dojrzałym zbożem wyglądają bardziej malowniczo niż z kwitnącym rzepakiem © teich
Sporo narobiłem zdjęć jednak nie wiem czemu komputer nie widzi komórki przez usb i musze partyzancko podsyłać po jednym zdjęciu przez blututa.
Na pierwszy ogień - chyba najstarszy zabytek ziemi wieluńskiej- kościół romański w Krzyworzece. Miałem szczęście - był otwarty ze względu na przygotowanie do pogrzebu.
Krzyworzeka- kościół pw. św. św. Piotra i Pawła pamięta czasy ostatnich Piastów © teich
Prezbiterium kościoła w Krzyworzece, lewy boczny ołtarz ze świętym Bernardem, prawy z Jezusem Miłosiernym © teich
Z Krzyworzeki do Mokrska tylko kilka kilometrów, które przeleciały bez większego wysiłku, droga prawie pusta, podwórka również, tylko kilka osób pod gminnymi marketami. Przed Mokrskiem miałem jeszcze chwilę zawahania czy nie skręcić do odległego o niecałe 10 km Ożarowa by odwiedzić miejscowe muzeum wnętrz dworskich , ale skalkulowałem, że to będzie zbyt wiele dodatkowych kwadransów. Odkładam zatem na inną razę. W Mokrsku w zasadzie mam do odwiedzenia tylko miejscowy kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika - jednak jest zamknięty więc poznaję jedynie jego bryłę.
Kościół w Mokrsku- zamknięty na głucho, nawet przedsionek niedostępny. © teich
Natomiast niestety nie odnajduję żadnych drogowskazów, które by pokazywały, gdzie jest zachowany drewniany wiatrak- koźlak. A na ulicy nie ma nawet kogo zapytać. Jadę zatem dalej przez kolejne pola i góry, tak konkretnie przez Złotą Górę i Jasną Górę do wsi Komorniki, w której mapa wskazuje kolejny zabytkowy kościół.
Po minięciu Jasnej Góry oczom ukazuje się sylwetka kościoła Narodzenia NMP w Komornikach © teich
Niestety tu również brak możliwości zwiedzenia, kościół jest otwarty ale odbywa się pogrzeb. Śpiewają już "anielski orszak niech twą duszę przyjmie..." zatem ma się ku końcowi. Robię krótki objazd wsi z nadzieją, że gdy kondukt wyjdzie z kościoła to będę miał kilka minut na zwiedzenie. Nic z tego, tuz po wyniesieniu trumny kościół został zamknięty na 4 spusty. Rozczarowanie. Rzut oka na mapę i wybieram drogę polną prowadzącą przez Jasną Górę w kierunku Wróblewa. Gdy byłem w połowie minął mnie autem chyba jeden z żałobników. Kurz wzniesiony przez samochód długo jeszcze osiadał, a że był to już zjazd z górki ku wiosce, to z daleka widziałem jak prowadzi droga i nie musiałem martwić się o ewentualna pomyłkę. I tak średnim tempem wjeżdżam na świeżo wyremontowaną drogę do wsi gminnej Skomlin, w której spodziewam się zobaczyć drewniany kościół.
W "centrum" Skomlina taka modrzewiowa perełka- kościół pw św. Filipa i św. Jakuba © teich
Skomlin to z założenia miał być połową dzisiejszego etapu, z którego następował odwrót w kierunku Wielunia. Nie chcąc wracać w dużej części tą samą najkrótszą drogą wybieram niewiele dłuższą drogę w kierunku Turowa, by stamtąd jechać już bezpośrednio do Wielunia.
Po drodze zatrzymuje się jeszcze przy położonym tuż przy drodze, a również oznaczonym jako zabytkowy, kościele w Chotowie, tu chociaż otwarte były drzwi do kruchty, więc ciekawskie oko moje i mojego aparatu utrwaliło wnętrze tego kościoła.
Kościół pw. świętego Marcina w Chotowie © teich
i nawa główna kościoła w Chotowie © teich
- DST 39.00km
- Teren 2.00km
- Czas 02:01
- VAVG 19.34km/h
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 lipca 2023
Kategoria wwsW, znasz li ten kraj
powoli, do woli po Woli - krajoznawczo, sentymentalnie
Wola-moja kochana czerwona Wola.
Moje 7 najważniejszych lat życia.
Do końca moich dni sentyment.
Serce krwawi na wspomnienie zrujnowanego przemysłu, serce krwawi na wspomnienie tysięcy ofiar mieszkańców Woli zamordowanych bestialsko wspólnie i w porozumieniu przez wehrmacht i ukraińców, serce krwawi na wspomnienie krewnych , którzy przenieśli się z Koła na cmentarz wolski.
Wyjazd krajoznawczy by wciągnąć do kronik zarówno wolskie tablice Tchorka, kościoły dekanatu wolskiego jak i kilka glinianek Woli i Włoch.
© teich W kolejności góra od lewej- Kościół św. Wojciecha na Wolskiej, Kościół św. Józefa Nna Kole, dół od lewej kościół św. Wawrzyńca na cmentarzu wolskim i kościół św. Klemensa Hofbauera na Karolkowej
A poniżej odwiedzone stawy i glinianki
Staw w parku Szymanowskiego przy Elekcyjnej © teich
Glinianka w parku Moczydło przy Deotymy na Kole © teich
h
Glinianki Sznajdra, znane z ostatnich scen "Misia" © teich
Stawy Koziorożca-Nowe Włochy © teich
Glinianka Podwójna przy ulicy Cegielnianej na Nowych Włochach © teich
Moje 7 najważniejszych lat życia.
Do końca moich dni sentyment.
Serce krwawi na wspomnienie zrujnowanego przemysłu, serce krwawi na wspomnienie tysięcy ofiar mieszkańców Woli zamordowanych bestialsko wspólnie i w porozumieniu przez wehrmacht i ukraińców, serce krwawi na wspomnienie krewnych , którzy przenieśli się z Koła na cmentarz wolski.
Wyjazd krajoznawczy by wciągnąć do kronik zarówno wolskie tablice Tchorka, kościoły dekanatu wolskiego jak i kilka glinianek Woli i Włoch.
© teich W kolejności góra od lewej- Kościół św. Wojciecha na Wolskiej, Kościół św. Józefa Nna Kole, dół od lewej kościół św. Wawrzyńca na cmentarzu wolskim i kościół św. Klemensa Hofbauera na Karolkowej
A poniżej odwiedzone stawy i glinianki
Staw w parku Szymanowskiego przy Elekcyjnej © teich
Glinianka w parku Moczydło przy Deotymy na Kole © teich
h
Glinianki Sznajdra, znane z ostatnich scen "Misia" © teich
Stawy Koziorożca-Nowe Włochy © teich
Glinianka Podwójna przy ulicy Cegielnianej na Nowych Włochach © teich
- DST 90.20km
- Czas 04:23
- VAVG 20.58km/h
- Temperatura 29.0°C
- Kalorie 3367kcal
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 11 lipca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Płynie Wisła płynie po polskiej krainie - etap 3 Wisła Krakowska
Kolejny etap drogi od niemal źródeł Wisły do jej ujścia. Ostatni etap przejechany we wrześniu ubiegłego roku zakończyłem w miejscowości Zator znanej głównie z wielkiego parku rozrywki, którego konstrukcje kolejek
górskich są widoczne z odległości kilku kilometrów. Tym razem do Zatoru
dojechałem pociągiem Kolei Małopolskich.
Z peronu wysiadkowego podjechałem jeszcze raz pod kościół św. Wojciecha aby potem udać się na chwilę do urzędu gminy w celu zdobycia pieczątki do kroniki wiślanej eskapady. Na szczęście udało się pozyskać taki okolicznościowy stempelek w bibliotece gminnej, tym samym dopełniając etap z ubiegłego roku.
Krótki rzut oka na mapę i nie jadę nad Wisłę, tylko drogą krajową 44 kieruje się do Spytkowic by tam zobaczyć kościół św. Katarzyny oraz zamek Myszkowskich do którego trzeba dojechać objazdem przez ulice Potockich.
© teich
Od zamku powrót objazdem a następnie już hajda w dół do Wisły do promu na drugi brzeg.
Pierwszy kontakt tego dnia z Wisłą na przyczółku promowym © teich
Przejażdżka promem na lewy brzeg za 1 zł, dla samej przeprawy warto by było trawersować Wisłę z 10 razy. © teich
Cena za przewóz mnie i mojego roweru ( jedyni pasażerowie na statku)- całe okrągłe 1 zł ( słownie jeden złoty!). Po wyjściu na lewy brzeg Wisły kontynuuję przez ok 300 metrów jazdę po asfalcie Wiślanej Drogi Rowerowej, która niestety doprowadza do podnóża Góry Chełm.
Pierwsze setki metrów wzdłuż Wisły © teich
Popełniam błąd. Zamiast objechać górę nadkładając kilometrów , wbijam zgodnie ze znakami na drzewach w podjazd pod górę a droga gruntowa zmienia się szybko w leśną mocno poprzerastaną korzeniami i do tego w wielu miejscach piaszczystą. Pozostaje zatem pchać rower na podjazdach ale również na zjazdach. Malowniczego spaceru było może ze 30 minut by w końcu pojawić się nad brzegiem Wisły ale jednocześnie na ścieżce ornitologicznej , która rzeczywiście obfitowała w wielorakie okazy awifauny. Kolega Marecki by je wszystkie rozpoznał ja jedynie chyba rozpoznałem czaple .
A to już droga po minięciu wzgórza Kamień zamiast asfaltu szutrówka © teich Błąd w opisie zdjęcia - powinno być Góra Chełm, Kamień to nazwa przyległej miejscowości.
Krajobrazy lata © teich
Szuter nagle zmienił się w drogę polna po wale Wisły, w trzecim planie stopień wodny Łączany © teich
Po kilkuset metrach zaczął być widoczny zarys stopnia Łączany, którym miałem powrócić na prawy brzeg. A na prawym brzegu znów pojawiła się bajeczna ścieżka rowerowa wykonana z asfaltu , biegnąca raz na wale, raz pod wałem, innym razem zmieniająca się w drogę wiejską.
Wiślana Trasa Rowerowa - znakomity produkt turystyczny niestety podobno tylko do granic województwa małopolskiego © teich
Perfekcyjne oznaczenie doprowadziło mnie przez Chrząstowice, Dębinę, Pozowice , Facimiech i różne inne wioski aż do momentu gdy z zauroczenia krajobrazami sielskimi wybiły mnie widoczne kominy elektrociepłowni i dawnej huty aluminium w Skawinie.
Dalekie kominy elektrociepłowni i huty aluminium w Skawinie © teich
Dotarło do mnie ,że dosyć komfortowa jazdą niemal dotarłem do pierwszego tego dnia punktu kontrolnego w opactwie tynieckim.
Tak więc po przejechaniu mostem nad kanałem Łączany – Skawina i mostkiem rowerowym nad ujściowym odcinkiem Skawinki wjechałem w najwęższy przełom Wisły w całym jej biegu – Bramę Tyniecką między Skałkami Piekarskimi a Skałą Tyniecką.
Brama Tyniecka osobliwe miejsce na szlaku Wisły. © teich
Zanim dojechałem do przystani tynieckiej jeszcze mała fotka na gruzowisko skał oberwanych w czasie trzęsienia ziemi, które miało miejsce w 1786 roku.
© teich
Po kilku chwilach pobytu na przystani z mozołem wpycham rower do opactwa benedyktyńskiego w Tyńcu- najstarszego opactwa w Polsce. Jestem tutaj po raz trzeci więc przybijam tylko pieczątkę do kroniki , wizytuję sklep odnośnie różańca na rękę, ale nie mają takiego , jak kupiłem tu kilka lat temu , a koralikowe mi nie podchodzą, zatem po kwadransie ruszam w drogę do Krakowa , ale mostkiem przy autostradzie znów przebijam się na lewy brzeg. Chcę zwizytować drewniany kościółek na Salwatorze, a potem już prosto jechać na Wawel, który jest drugim punktem kontrolnym.
Widziany w oddali Wawel z uliczki na Salwatorze © teich
Praktycznie na lewym brzegu również w całości jedzie się drogą rowerową nad Wisłą za wyłączeniem krótkiego odcinka na Salwatorze na wysokości klasztoru sióstr Norbertanek.
No i wewnątrz Wawelu- drugi punkt kontrolny. © teich
Na Wawel nie można wbić się z rowerem, kulturalny pan odmawia mi dostępu prosząc bym dopiął rower przed wejściem , tak też czynię, po czym walę do kasy nie po bilet, ale by wbili mi kolejny stempelek do kroniki. Sprawę załatwiam w 10 minut i od razu udaję się wzdłuż Wisły aż do Mogiły, gdzie jest trzeci punkt kontrolny – w sanktuarium Świętego Krzyża w klasztorze Cystersów.
Klasztor cysterski w Krakowie Mogile © teich
Tutaj spędzam ok godziny podziwiając wnętrze, okoliczne zabudowania, niektóre jeszcze z czasów gotyckich oraz pobliski kościół drewniany św. Bartłomieja. Stąd już całkiem blisko do dworku Jana Matejki w Krzesławicach oraz kolejnego kościoła drewnianego p.w. św. Jana Chrzciciela.
Drewniana architektura sakralna Krakowa © teich
Po obfotografowaniu zaczynam mieć kryzys mentalny i czasowy . Czy jechać dalej do Niepołomic jak to sobie zaplanowałem , czy dać sobie już na spoczynek, szczególnie, że żar z nieba jest męczący. Postanawiam przebić się z powrotem na prawy brzeg do jakiegoś sklepu i jeszcze raz sprawdzić czas dojazdu, powrotu, rozkład jazdy Kolei Małopolskich , odległości itp. Itd. Tak wracałem, tak kombinowałem ,że znalazłem się na Bieżanowskim Rynku. Gdzie Krym, gdzie Rzym , gdzie ja, a gdzie Niepołomice. Trzeba zatem było jednak usiąść w cieniu , popić i podjąć decyzję.
Wszystko wskazywało, że nie będę jechał bo, na 100 % zabraknie mi czasu na powrót. Dlatego podjąłem jedyną słuszną decyzję- jadę na Niepołomice no i ruszyłem boczną drogą przez kilka wiosek w tym Brzegi na granicy z Krakowem, które były w 2016 roku areną spotkania młodzieży katolickiej z całego świata z papieżem. Dziś teren jest mocno przekształcony przez inwestycje magazynowo przemysłowe, ale na pamiątkę jedno z rond kierujących do Krakowa nosi nazwę tego wyjątkowego spotkania.
© teich
I tak dobrze mi się kręciło, że dosyć niespodziewanie znalazłem się w strefie ekonomicznej w Niepołomicach, a wtedy jeszcze mocniej przycisnąłem pedały by po dalszych kilkudziesięciu minutach być na niepołomickim rynku. Zatem plan na wycieczkę został spełniony w 100%.
Zamek królewski w Niepołomicach © teich
Na zamku królewskim znajduję jeszcze kolejne pieczątki do kroniki I po odwiedzinach miejscowego kościoła pod wezwaniem 10 000 męczenników zerkam na zegarek.
Piękna mozaika z JP2 oraz równie piękna belka tęczowa to atuty niepołomickiego kościoła © teich
Niby mam jeszcze 20 minut czasu by zdążyć na pociąg do Staniątkowa, ale nie wiem jak to daleko i ile czasu potrzeba na dojazd, zatem zmarudzam jeszcze dwa kwadranse w Niepołomicach i postanawiam wrócić do Krakowa nie pociągiem ale rowerem, bo czuję dalej moc w nogach. I tak też robię, by po kolejnych 65 minutach być pod zaparkowanym samochodem i spakować się do domu.
Było super, nie żałuję ani jednej minuty tej wycieczki, no może poza błądzeniem po Bieżanowie, Prokocimu i Złocieniu.
Z peronu wysiadkowego podjechałem jeszcze raz pod kościół św. Wojciecha aby potem udać się na chwilę do urzędu gminy w celu zdobycia pieczątki do kroniki wiślanej eskapady. Na szczęście udało się pozyskać taki okolicznościowy stempelek w bibliotece gminnej, tym samym dopełniając etap z ubiegłego roku.
Krótki rzut oka na mapę i nie jadę nad Wisłę, tylko drogą krajową 44 kieruje się do Spytkowic by tam zobaczyć kościół św. Katarzyny oraz zamek Myszkowskich do którego trzeba dojechać objazdem przez ulice Potockich.
© teich
Od zamku powrót objazdem a następnie już hajda w dół do Wisły do promu na drugi brzeg.
Pierwszy kontakt tego dnia z Wisłą na przyczółku promowym © teich
Przejażdżka promem na lewy brzeg za 1 zł, dla samej przeprawy warto by było trawersować Wisłę z 10 razy. © teich
Cena za przewóz mnie i mojego roweru ( jedyni pasażerowie na statku)- całe okrągłe 1 zł ( słownie jeden złoty!). Po wyjściu na lewy brzeg Wisły kontynuuję przez ok 300 metrów jazdę po asfalcie Wiślanej Drogi Rowerowej, która niestety doprowadza do podnóża Góry Chełm.
Pierwsze setki metrów wzdłuż Wisły © teich
Popełniam błąd. Zamiast objechać górę nadkładając kilometrów , wbijam zgodnie ze znakami na drzewach w podjazd pod górę a droga gruntowa zmienia się szybko w leśną mocno poprzerastaną korzeniami i do tego w wielu miejscach piaszczystą. Pozostaje zatem pchać rower na podjazdach ale również na zjazdach. Malowniczego spaceru było może ze 30 minut by w końcu pojawić się nad brzegiem Wisły ale jednocześnie na ścieżce ornitologicznej , która rzeczywiście obfitowała w wielorakie okazy awifauny. Kolega Marecki by je wszystkie rozpoznał ja jedynie chyba rozpoznałem czaple .
A to już droga po minięciu wzgórza Kamień zamiast asfaltu szutrówka © teich Błąd w opisie zdjęcia - powinno być Góra Chełm, Kamień to nazwa przyległej miejscowości.
Krajobrazy lata © teich
Szuter nagle zmienił się w drogę polna po wale Wisły, w trzecim planie stopień wodny Łączany © teich
Po kilkuset metrach zaczął być widoczny zarys stopnia Łączany, którym miałem powrócić na prawy brzeg. A na prawym brzegu znów pojawiła się bajeczna ścieżka rowerowa wykonana z asfaltu , biegnąca raz na wale, raz pod wałem, innym razem zmieniająca się w drogę wiejską.
Wiślana Trasa Rowerowa - znakomity produkt turystyczny niestety podobno tylko do granic województwa małopolskiego © teich
Perfekcyjne oznaczenie doprowadziło mnie przez Chrząstowice, Dębinę, Pozowice , Facimiech i różne inne wioski aż do momentu gdy z zauroczenia krajobrazami sielskimi wybiły mnie widoczne kominy elektrociepłowni i dawnej huty aluminium w Skawinie.
Dalekie kominy elektrociepłowni i huty aluminium w Skawinie © teich
Dotarło do mnie ,że dosyć komfortowa jazdą niemal dotarłem do pierwszego tego dnia punktu kontrolnego w opactwie tynieckim.
Tak więc po przejechaniu mostem nad kanałem Łączany – Skawina i mostkiem rowerowym nad ujściowym odcinkiem Skawinki wjechałem w najwęższy przełom Wisły w całym jej biegu – Bramę Tyniecką między Skałkami Piekarskimi a Skałą Tyniecką.
Brama Tyniecka osobliwe miejsce na szlaku Wisły. © teich
Zanim dojechałem do przystani tynieckiej jeszcze mała fotka na gruzowisko skał oberwanych w czasie trzęsienia ziemi, które miało miejsce w 1786 roku.
© teich
Po kilku chwilach pobytu na przystani z mozołem wpycham rower do opactwa benedyktyńskiego w Tyńcu- najstarszego opactwa w Polsce. Jestem tutaj po raz trzeci więc przybijam tylko pieczątkę do kroniki , wizytuję sklep odnośnie różańca na rękę, ale nie mają takiego , jak kupiłem tu kilka lat temu , a koralikowe mi nie podchodzą, zatem po kwadransie ruszam w drogę do Krakowa , ale mostkiem przy autostradzie znów przebijam się na lewy brzeg. Chcę zwizytować drewniany kościółek na Salwatorze, a potem już prosto jechać na Wawel, który jest drugim punktem kontrolnym.
Widziany w oddali Wawel z uliczki na Salwatorze © teich
Praktycznie na lewym brzegu również w całości jedzie się drogą rowerową nad Wisłą za wyłączeniem krótkiego odcinka na Salwatorze na wysokości klasztoru sióstr Norbertanek.
No i wewnątrz Wawelu- drugi punkt kontrolny. © teich
Na Wawel nie można wbić się z rowerem, kulturalny pan odmawia mi dostępu prosząc bym dopiął rower przed wejściem , tak też czynię, po czym walę do kasy nie po bilet, ale by wbili mi kolejny stempelek do kroniki. Sprawę załatwiam w 10 minut i od razu udaję się wzdłuż Wisły aż do Mogiły, gdzie jest trzeci punkt kontrolny – w sanktuarium Świętego Krzyża w klasztorze Cystersów.
Klasztor cysterski w Krakowie Mogile © teich
Tutaj spędzam ok godziny podziwiając wnętrze, okoliczne zabudowania, niektóre jeszcze z czasów gotyckich oraz pobliski kościół drewniany św. Bartłomieja. Stąd już całkiem blisko do dworku Jana Matejki w Krzesławicach oraz kolejnego kościoła drewnianego p.w. św. Jana Chrzciciela.
Drewniana architektura sakralna Krakowa © teich
Po obfotografowaniu zaczynam mieć kryzys mentalny i czasowy . Czy jechać dalej do Niepołomic jak to sobie zaplanowałem , czy dać sobie już na spoczynek, szczególnie, że żar z nieba jest męczący. Postanawiam przebić się z powrotem na prawy brzeg do jakiegoś sklepu i jeszcze raz sprawdzić czas dojazdu, powrotu, rozkład jazdy Kolei Małopolskich , odległości itp. Itd. Tak wracałem, tak kombinowałem ,że znalazłem się na Bieżanowskim Rynku. Gdzie Krym, gdzie Rzym , gdzie ja, a gdzie Niepołomice. Trzeba zatem było jednak usiąść w cieniu , popić i podjąć decyzję.
Wszystko wskazywało, że nie będę jechał bo, na 100 % zabraknie mi czasu na powrót. Dlatego podjąłem jedyną słuszną decyzję- jadę na Niepołomice no i ruszyłem boczną drogą przez kilka wiosek w tym Brzegi na granicy z Krakowem, które były w 2016 roku areną spotkania młodzieży katolickiej z całego świata z papieżem. Dziś teren jest mocno przekształcony przez inwestycje magazynowo przemysłowe, ale na pamiątkę jedno z rond kierujących do Krakowa nosi nazwę tego wyjątkowego spotkania.
© teich
I tak dobrze mi się kręciło, że dosyć niespodziewanie znalazłem się w strefie ekonomicznej w Niepołomicach, a wtedy jeszcze mocniej przycisnąłem pedały by po dalszych kilkudziesięciu minutach być na niepołomickim rynku. Zatem plan na wycieczkę został spełniony w 100%.
Zamek królewski w Niepołomicach © teich
Na zamku królewskim znajduję jeszcze kolejne pieczątki do kroniki I po odwiedzinach miejscowego kościoła pod wezwaniem 10 000 męczenników zerkam na zegarek.
Piękna mozaika z JP2 oraz równie piękna belka tęczowa to atuty niepołomickiego kościoła © teich
Niby mam jeszcze 20 minut czasu by zdążyć na pociąg do Staniątkowa, ale nie wiem jak to daleko i ile czasu potrzeba na dojazd, zatem zmarudzam jeszcze dwa kwadranse w Niepołomicach i postanawiam wrócić do Krakowa nie pociągiem ale rowerem, bo czuję dalej moc w nogach. I tak też robię, by po kolejnych 65 minutach być pod zaparkowanym samochodem i spakować się do domu.
Było super, nie żałuję ani jednej minuty tej wycieczki, no może poza błądzeniem po Bieżanowie, Prokocimu i Złocieniu.
- DST 112.40km
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 lipca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Spacer rowerowy po Wieliczce
Miałem okazję dwukrotnie w życiu być w Wieliczce, za każdym razem poznając szlaki turystyczne tutejszej kopalni soli. Są imponujące. Ale Wieliczka to także ciekawe obiekty na ziemii. Tym razem poświęciłem dwie godziny by na rowerze przemieszczać się pomiędzy kościołami: będącym w centrum bardzo ciekawym kościołem św. Klemensa, który był na szczęście otwarty, również ciekawym ale tylko kruchta kościołem Franciszkanów i zamkniętym, modrzewiowym kościołem pw. św. Sebastiana, którego zdobycie wymagała podjazdu niczym zdobywanie premii górskiej na etapie Tour de Pologne. Potem wziąłem się za obiekty świeckie- szyby Regis i Daniłowicza, Zamek Żupny oraz obydwa rynki dolny i górny. Na koniec chwila odpoczynku w parku pod Baranem. Podobało się, i chyba innym też biorąc pod uwagę tłumy turystów.
Wielickie kościoły (prawy górny to zamek żupny - mój błąd) © teich
Wielickie zabytki naziemne © teich
Niewielki park pod Baranem © teich
Widok z Barana w kierunku Krakowa i mostu przez Wisłę do Nowej Huty © teich
A w parku pod Baranem takie oto ławeczki solarne - 21 wiek © teich
Można przez przewód usb podładować sobie komórkę, połączyć komórkę z ławeczką i odtwarzać mp3. Taka ciekawostka © teich
Wielickie kościoły (prawy górny to zamek żupny - mój błąd) © teich
Wielickie zabytki naziemne © teich
Niewielki park pod Baranem © teich
Widok z Barana w kierunku Krakowa i mostu przez Wisłę do Nowej Huty © teich
A w parku pod Baranem takie oto ławeczki solarne - 21 wiek © teich
Można przez przewód usb podładować sobie komórkę, połączyć komórkę z ławeczką i odtwarzać mp3. Taka ciekawostka © teich
- DST 9.40km
- Sprzęt Basso
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 czerwca 2023
Kategoria znasz li ten kraj
Garb Lubawski
Piątkowa wycieczka była zaplanowana już ponad 10 lat temu i czekała na dogodną chwilę, która nadeszła w piątek , w ostatni dzień czerwca. Wszystko zagrało, dzień urlopu, pogoda bez upału, komunikacja pociągowa, ochota do jazdy i wewnętrzne oczekiwanie.
Początek był wyzwaniem, bo trzeba było wstać o godzinie 3 rano, na szczęście o tej porze roku to już jest poranna szarówka. Dojazd rowerem do stacji Piaseczno na pierwszy pociąg do Warszawy, czyli na dworcu piaseczyńskim meldowałem się już o 4.25. Potem kilka minut na bilet z automatu a potem już na spokojnie obserwowałem schodzących się powoli podróżnych.
W oczekiwaniu na pierwszy pociąg na dworcu w Piasecznie © teich
Kilkanaście minut na dojazd do stacji Warszawa Zachodnia peron 9, potem dłuuuugi spacer aby dostać się do kładki nad budowanymi peronami Warszawy Zachodniej potem schodami w dół do hali dworcowej i by nie tracić czasu kolejny zakup w automacie tym razem bilet na pociąg Słoneczny, który kursuje do Ustki, przy czym ja wysiadam w połowie trasy na stacji Iława Główna. Pociąg Słoneczny to chyba jedna z bardziej dochodowych relacji Kolei Mazowieckich. Tłumów w nim nie było, jednak miejsce na rowery było szczelnie wypełnione. Może dożyję czasów by ten pociąg prowadził dodatkowy wagon do przewozu rowerów jak to jest w jednym z pociągów Kolei Dolnośląskich kursującym w Karkonosze.
Na pokładzie Słonecznego zmieściło się w jednym krańcu 10 rowerów. Po drugiej stronie pociągu było ich równie wiele. © teich
O godzinie 7.50 wysiadam w Ilawie i moje poświęcenie poranne miało sens- teraz praktycznie cały dzień mam na jazdę. W praktyce - muszę być w Działdowie na stacji najpóźniej o 13.45 by zdążyć na bezpośredni pociąg do Góry Kalwarii. To taka ciekawostka- z Góry Kalwarii nie ma żadnego bezpośredniego pociągu w ciągu doby do Działdowa, a z Działdowa są takie dwa jadące w relacji do Góry Kalwarii. Tak więc warunki brzegowe znam już na początku zostaje zatem wypełnić wnętrze radosną jazdą i poznawaniem Polski.
W każdym mieście mam zawsze na początek pewną trudność- jak wydostać się w określonym kierunku. W Iławie, przyszedł mi z pomocą zagadnięty taksówkarz, który wyczerpująco i jasno opisał wyjazd do tego po krótkim wypytywaniu gdzie i jak jadę przestrzegł przed krajową 15 do Lubawy. Podziękowałem i ruszyłem w drogę.
Pierwsze 12 kilometrów do Sampławy to bajka-poranny las, ciepło, pruskie klimaty nielicznych budynków i po przekroczeniu mostu na Drwęcy zaczyna się przygoda z Garbem Lubawskim.
Drwęca- rzeka graniczna między piastami chełmińskimi i krzyżakami ale również między Prusami i województwem pomorskim w 1939 © teich
Od mostu na Drwęcy w Rodzonych do wjechania w drogę nr 15 w Sampławie pozostało ok 2 kilometrów. Za to od Sampławy do Lubawy krajowa 15 spełnia czarny scenariusz przywołany przez taksówkarza z Iławy- jest wąsko jest duży ruch ciężarówek, nie ma pobocza. Dość powiedzieć ,że te 3,5 kilometra były koszmarem. Dwa razy ciężarówka omal się o mnie otarł, a jeden raz ok 500 metrów od skrętu na Lubawę zepchnęła mnie na koślawe pobocze. Dramatycznie i niestety bez żadnej alternatywy.
Nie mniej już w okolicach 9 jestem w Lubawie i rozkoszuję się klimatem tego małego miasteczka będącego stolicą ziemi lubawskiej.
Trafiam na otwarte kościoły, jednak w najważniejszym z nich - kościele św. Anny trwa msza i nie zdobywam się na czekanie by obejrzeć bogate wnętrze. Zapominam o spojrzeniu do notatek i tym samym pomijam drewniany kościół św. Barbary. Szkoda, może jeszcze kiedyś będzie okazja?
Ruiny zamku biskupów chełmińskich w Lubawie. © teich
Wyjeżdżając z Lubawy popełniam kolejny błąd, zamiast wyjechać prosto z miasta i od razu kierować się na Rybno wyjeżdżam "obwodnicą" i do drogi obierającej , jak mi się wydawało "właściwy" kierunek dobijam z obwodnicą jakieś 300 metrów za tym skrętem, co przy nieświadomości powoduje, że przez kolejne kilometry wypatruję bezcelowo odpowiedniego drogowskazu. Ale za to krajobrazy z nawiązką odpłacają mi te kilometry.
Rolnicze krajobrazy na Garbie Lubawskim © teich
Dopiero widząc kierunkowskaz Świniarc coś mnie zastanowiło i wyciągnąłem mapę i już teraz bez kłopotu może nie najkrótszą drogą, ale bardzo spokojną i krajobrazową obieram kierunek na Rybno. I zaczęło się - garby lubawskie się zaczęły, niektóre podjazdy dość intensywne dla serducha. W Świniarcu przy ostatnim domu widzę krzątającego się człowieka, dopytuje jeszcze o drogę, ale potwierdza, że jadę prawidłowo.
Kolejna miejscowość to Zwiniarz z ciekawym kościołem , do tego otwartym.
Kościół pw. świętego Mikołaja w Zwiniarzu © teichOkazało się ,ze będzie pogrzeb więc zwijam się i dalej w drogę w kierunku Rybna. W Truszczanach miałem skręcić na Rumian, ale nie zauważyłem kierunkowskazu, uczyniłem to dopiero po osiągnięciu kolejnej miejscowości -Dębienia. I wjeżdżając w kolejną bardzo lokalną drogę jadę na Rumian, a potem z Rumina bezpośrednio na Dąbrówno.
Rumian wioska nad Strugą Rumiańską- zabytkowy młyn © teich
Odcinek z Rumiana do Dąbrówna jest zdecydowanie najtrudniejszy (podjazdy) jak również ma najgorszą z przejechanych tego dnia nawierzchni, co jest szczególnie odczuwalne już na zjazdach z Lewałdu ( miejscowość graniczna z Prusami w 1939) do Dąbrówna, które osiągam ok 10.45.
Kościół ewangelicko-metodystyczny w Dąbrównie (według nazewnictwa pruskiego Gilgenburg) © teich
Dąbrówno to niewielka miejscowość gminna położona na niewielkim przesmyku między dwoma jeziorami Dąbrową Małą i Dąbrową Dużą. Zwiedzam co mam do zobaczenia, sprawdzam jeszcze miejscowy kemping jako potencjale miejsce do namiotowania i jadę do sklepu na śniadanie. Zrobiła się 11, i najwyższa pora by coś zjeść. Obserwując jednym okiem chmury konstatuję ,że idzie na deszcz lub co gorsza na burzę a do Działdowa drogę oceniam na ponad 30 kilometrów, drogę co do której spodziewam się, że mogą być takie podjazdy jak na odcinku z Rumiana.
Więc 11.40 po zjedzeniu pączka i wypiciu małej koli od rzemieślniczego wytwórcy ruszam na rower pozostawiając większą połowę śniadania na konsumpcję już w Działdowie. Na szczęście po wyjeździe z Dąbrówna na Uzdowo asfalt staje się wzorowy, a kolejne hopki nie sprawiają większego problemu, jednak obawa by nadaremno nie zmoknąć bierze gorę i w Uzdowie nie szukam miejscowego pomnika grunwaldzkiego tylko bez zatrzymania dokręcając tempo zmierzam do Działdowa , w którym melduję się zaskoczony już o 12.45 czyli na trasę ok 25 kilometrów 65 minut. Fajno - tym samym wygospodarowałem godzinę na zwiedzenie Działdowa, a potem jeszcze na stację, na peronie dokończenie śniadania rozpoczętego w Dąbrównie i do domu.
Działdowo- zabytkowy budynek dawnego ratusza na Placu Mickiewicza © teich
Krótko podsumowując:
- nie wziąłem ze sobą szosówki bo bałem się tragicznych asfaltów, jednak jak się okazało poza odcinkiem Rumian Dąbrówno, pozostałe odcinki miały nawierzchnię dobrą lub bardzo dobrą.
- podjazdy - niestety dla mnie warszawskiego cyklisty były one męczące
- trasę traktowałem jako mały rekonesans do objazdu weekendowego z nocowaniem pod namiotem, na pewno byłoby kilka ciekawych miejscówek by rozbić się na dziko jak np nad Jeziorem Zwiniarz czy jeziorem Rumian lub na kempingu w Dąbrównie
-trasa wybitnie widokowa, zabytki raczej tylko w większych wsiach gminnych, natomiast jak ktoś lubi klimaty pól lasów, jezior, górek - będzie usatysfakcjonowany,
-łatwy dojazd koleją pociągami regionalnymi czy do Iławy czy do Działdowa czy do Ostródy
in minus- jazda krajową 15- dramatycznie niebezpieczna- droga bardzo uczęszczana, po mazursku wąska, do tego po prusku obsadzona drzewami, praktycznie bez pobocza i niestety o zniszczonej nawierzchni od intensywnego ruchu
Początek był wyzwaniem, bo trzeba było wstać o godzinie 3 rano, na szczęście o tej porze roku to już jest poranna szarówka. Dojazd rowerem do stacji Piaseczno na pierwszy pociąg do Warszawy, czyli na dworcu piaseczyńskim meldowałem się już o 4.25. Potem kilka minut na bilet z automatu a potem już na spokojnie obserwowałem schodzących się powoli podróżnych.
W oczekiwaniu na pierwszy pociąg na dworcu w Piasecznie © teich
Kilkanaście minut na dojazd do stacji Warszawa Zachodnia peron 9, potem dłuuuugi spacer aby dostać się do kładki nad budowanymi peronami Warszawy Zachodniej potem schodami w dół do hali dworcowej i by nie tracić czasu kolejny zakup w automacie tym razem bilet na pociąg Słoneczny, który kursuje do Ustki, przy czym ja wysiadam w połowie trasy na stacji Iława Główna. Pociąg Słoneczny to chyba jedna z bardziej dochodowych relacji Kolei Mazowieckich. Tłumów w nim nie było, jednak miejsce na rowery było szczelnie wypełnione. Może dożyję czasów by ten pociąg prowadził dodatkowy wagon do przewozu rowerów jak to jest w jednym z pociągów Kolei Dolnośląskich kursującym w Karkonosze.
Na pokładzie Słonecznego zmieściło się w jednym krańcu 10 rowerów. Po drugiej stronie pociągu było ich równie wiele. © teich
O godzinie 7.50 wysiadam w Ilawie i moje poświęcenie poranne miało sens- teraz praktycznie cały dzień mam na jazdę. W praktyce - muszę być w Działdowie na stacji najpóźniej o 13.45 by zdążyć na bezpośredni pociąg do Góry Kalwarii. To taka ciekawostka- z Góry Kalwarii nie ma żadnego bezpośredniego pociągu w ciągu doby do Działdowa, a z Działdowa są takie dwa jadące w relacji do Góry Kalwarii. Tak więc warunki brzegowe znam już na początku zostaje zatem wypełnić wnętrze radosną jazdą i poznawaniem Polski.
W każdym mieście mam zawsze na początek pewną trudność- jak wydostać się w określonym kierunku. W Iławie, przyszedł mi z pomocą zagadnięty taksówkarz, który wyczerpująco i jasno opisał wyjazd do tego po krótkim wypytywaniu gdzie i jak jadę przestrzegł przed krajową 15 do Lubawy. Podziękowałem i ruszyłem w drogę.
Pierwsze 12 kilometrów do Sampławy to bajka-poranny las, ciepło, pruskie klimaty nielicznych budynków i po przekroczeniu mostu na Drwęcy zaczyna się przygoda z Garbem Lubawskim.
Drwęca- rzeka graniczna między piastami chełmińskimi i krzyżakami ale również między Prusami i województwem pomorskim w 1939 © teich
Od mostu na Drwęcy w Rodzonych do wjechania w drogę nr 15 w Sampławie pozostało ok 2 kilometrów. Za to od Sampławy do Lubawy krajowa 15 spełnia czarny scenariusz przywołany przez taksówkarza z Iławy- jest wąsko jest duży ruch ciężarówek, nie ma pobocza. Dość powiedzieć ,że te 3,5 kilometra były koszmarem. Dwa razy ciężarówka omal się o mnie otarł, a jeden raz ok 500 metrów od skrętu na Lubawę zepchnęła mnie na koślawe pobocze. Dramatycznie i niestety bez żadnej alternatywy.
Nie mniej już w okolicach 9 jestem w Lubawie i rozkoszuję się klimatem tego małego miasteczka będącego stolicą ziemi lubawskiej.
Trafiam na otwarte kościoły, jednak w najważniejszym z nich - kościele św. Anny trwa msza i nie zdobywam się na czekanie by obejrzeć bogate wnętrze. Zapominam o spojrzeniu do notatek i tym samym pomijam drewniany kościół św. Barbary. Szkoda, może jeszcze kiedyś będzie okazja?
Ruiny zamku biskupów chełmińskich w Lubawie. © teich
Wyjeżdżając z Lubawy popełniam kolejny błąd, zamiast wyjechać prosto z miasta i od razu kierować się na Rybno wyjeżdżam "obwodnicą" i do drogi obierającej , jak mi się wydawało "właściwy" kierunek dobijam z obwodnicą jakieś 300 metrów za tym skrętem, co przy nieświadomości powoduje, że przez kolejne kilometry wypatruję bezcelowo odpowiedniego drogowskazu. Ale za to krajobrazy z nawiązką odpłacają mi te kilometry.
Rolnicze krajobrazy na Garbie Lubawskim © teich
Dopiero widząc kierunkowskaz Świniarc coś mnie zastanowiło i wyciągnąłem mapę i już teraz bez kłopotu może nie najkrótszą drogą, ale bardzo spokojną i krajobrazową obieram kierunek na Rybno. I zaczęło się - garby lubawskie się zaczęły, niektóre podjazdy dość intensywne dla serducha. W Świniarcu przy ostatnim domu widzę krzątającego się człowieka, dopytuje jeszcze o drogę, ale potwierdza, że jadę prawidłowo.
Kolejna miejscowość to Zwiniarz z ciekawym kościołem , do tego otwartym.
Kościół pw. świętego Mikołaja w Zwiniarzu © teichOkazało się ,ze będzie pogrzeb więc zwijam się i dalej w drogę w kierunku Rybna. W Truszczanach miałem skręcić na Rumian, ale nie zauważyłem kierunkowskazu, uczyniłem to dopiero po osiągnięciu kolejnej miejscowości -Dębienia. I wjeżdżając w kolejną bardzo lokalną drogę jadę na Rumian, a potem z Rumina bezpośrednio na Dąbrówno.
Rumian wioska nad Strugą Rumiańską- zabytkowy młyn © teich
Odcinek z Rumiana do Dąbrówna jest zdecydowanie najtrudniejszy (podjazdy) jak również ma najgorszą z przejechanych tego dnia nawierzchni, co jest szczególnie odczuwalne już na zjazdach z Lewałdu ( miejscowość graniczna z Prusami w 1939) do Dąbrówna, które osiągam ok 10.45.
Kościół ewangelicko-metodystyczny w Dąbrównie (według nazewnictwa pruskiego Gilgenburg) © teich
Dąbrówno to niewielka miejscowość gminna położona na niewielkim przesmyku między dwoma jeziorami Dąbrową Małą i Dąbrową Dużą. Zwiedzam co mam do zobaczenia, sprawdzam jeszcze miejscowy kemping jako potencjale miejsce do namiotowania i jadę do sklepu na śniadanie. Zrobiła się 11, i najwyższa pora by coś zjeść. Obserwując jednym okiem chmury konstatuję ,że idzie na deszcz lub co gorsza na burzę a do Działdowa drogę oceniam na ponad 30 kilometrów, drogę co do której spodziewam się, że mogą być takie podjazdy jak na odcinku z Rumiana.
Więc 11.40 po zjedzeniu pączka i wypiciu małej koli od rzemieślniczego wytwórcy ruszam na rower pozostawiając większą połowę śniadania na konsumpcję już w Działdowie. Na szczęście po wyjeździe z Dąbrówna na Uzdowo asfalt staje się wzorowy, a kolejne hopki nie sprawiają większego problemu, jednak obawa by nadaremno nie zmoknąć bierze gorę i w Uzdowie nie szukam miejscowego pomnika grunwaldzkiego tylko bez zatrzymania dokręcając tempo zmierzam do Działdowa , w którym melduję się zaskoczony już o 12.45 czyli na trasę ok 25 kilometrów 65 minut. Fajno - tym samym wygospodarowałem godzinę na zwiedzenie Działdowa, a potem jeszcze na stację, na peronie dokończenie śniadania rozpoczętego w Dąbrównie i do domu.
Działdowo- zabytkowy budynek dawnego ratusza na Placu Mickiewicza © teich
Krótko podsumowując:
- nie wziąłem ze sobą szosówki bo bałem się tragicznych asfaltów, jednak jak się okazało poza odcinkiem Rumian Dąbrówno, pozostałe odcinki miały nawierzchnię dobrą lub bardzo dobrą.
- podjazdy - niestety dla mnie warszawskiego cyklisty były one męczące
- trasę traktowałem jako mały rekonesans do objazdu weekendowego z nocowaniem pod namiotem, na pewno byłoby kilka ciekawych miejscówek by rozbić się na dziko jak np nad Jeziorem Zwiniarz czy jeziorem Rumian lub na kempingu w Dąbrównie
-trasa wybitnie widokowa, zabytki raczej tylko w większych wsiach gminnych, natomiast jak ktoś lubi klimaty pól lasów, jezior, górek - będzie usatysfakcjonowany,
-łatwy dojazd koleją pociągami regionalnymi czy do Iławy czy do Działdowa czy do Ostródy
in minus- jazda krajową 15- dramatycznie niebezpieczna- droga bardzo uczęszczana, po mazursku wąska, do tego po prusku obsadzona drzewami, praktycznie bez pobocza i niestety o zniszczonej nawierzchni od intensywnego ruchu
- DST 79.00km
- Czas 04:12
- VAVG 18.81km/h
- Kalorie 2903kcal
- Sprzęt szatyn Romek
- Aktywność Jazda na rowerze